sobota, 27 lipca 2019

Epilog

   
   Gładziłeś dłonią jedwabiste pukle włosów, nucąc pod nosem jedną z kołysanek jakie podczas wielu wieczorów śpiewała ci twoja własna babcia. Nic jednak nie było w stanie ujarzmić zbyt pobudzonej miedzianowłosej. Westchnąłeś głęboko zrezygnowany, spoglądając błagalnie na twoją partnerkę. Marcelina wzruszyła  obojętnie ramionami i rzuciła, abyś radził sobie sam tak jak ona czyniła to na przestrzeni tych kilku lat. Wywróciłeś jedynie oczami, dostrzegając muskający jej usta cwany uśmiech, bowiem skutecznie udało jej się cię zirytować. Dziewczynka niespodziewanie podczas waszej krótkiej wymiany słownej o dziwo zsunęła głowę na twoje ramie. Zdziwiony zadarłeś jedną brew ku górze, ale upewniłeś się, że śpi, bowiem jej powieki były przymknięte. Odchyliłeś głowę do tyłu i wyciągnąłeś się na fotelu, prostując długie nogi. Odprężony zwróciłeś twarz w stronę Wojciechowskiej, która w swojej dłoni dzierżyła twardą okładkę pochłanianego ostatnio romansu. 
        − Mało ci romansów ze mną. − skwitowałeś z przekornym uśmieszkiem na ustach. 
        − Cicho bądź. −  skarciła cię. − Ten mały szpieg może tylko udawać, że śpi, aby nas podsłuchiwać. − stwierdziła z powagą.
Przesunąłeś rozbawionym wzrokiem po jej twarzy i mimowolnie zachichotałeś pod nosem, kręcąc z niedowierzaniem głową. Nachyliłeś się nad jej twarzą i owiewałeś swoim ciepłym oddechem jej lekko zaróżowione policzki, gwarantując jej, że może i podsłuchiwać , ale zobaczyć co wyrabiacie nie. Zwieńczyłeś swój monolog szelmowskim uśmiechem i wpiłeś się zachłannie w jej kuszące cię usta, opuszkami palców gładząc jej policzek. Marcelina jęknęła zadowolona wprost w twoje gardło wskutek niespodziewanego napływu namiętności, jaki od ciebie otrzymywała.  Absorbowana przez nią książka wymsknęła jej się z dłoni, opadając z donośnym hukiem na podłoże, lecz wasza dwójka zlekceważyła ten fakt. Byliście zbyt pochłonięci sobą.  Jej ramiona oplotły twoją szyję, przyciągając cię do siebie bliżej, bowiem waszą dwójkę dzieliła mała dziewczynka pogrążona we śnie i nie zdająca sobie sprawy z tego co wyczyniają jej rodzice. W końcu dziewczyna oderwała się od ciebie z obfitymi rumieńcami na twarzy i spojrzała ci głęboko w oczy. Po jej szmaragdowych tęczówkach rozlewało się czyste szczęście i błogość. Nie wyobrażałeś sobie już życia bez tego widoku, Kamilu.
        − A może by tak wybadać pokładową łazienkę? −  zasugerowałeś, poruszając znacząco brwiami. 
        − Czasami mam wrażenie, że stary Kamil wrócił.- zachichotała Marcelina. 
       − On nigdy nie wróci. −  potarłeś jej policzek zewnętrzną częścią dłoni, zapewniając ją. - Stary ja sypiałem z dziewczynami jak popadnie, a teraz mimo, że cię mam obok to codziennie marzę robić to z tobą. −  drugą część wypowiedzi wyszeptałeś jej wprost do ucha niskim głosem, zahaczając językiem o jego płatek. 
    − Nie bądź taki narwany, Droszyński. − zbeształa cię, uderzając dłonią w ramie. − Już jeden owoc twojej chcicy tu jest.−  wskazała głową na postać dziecka. 
Musnąłeś jej policzek swoimi wargami i wsunąłeś na uszy słuchawki, zatapiając wzrok w kłębiastych chmurach rozciągających się za oknem. Pamiętałeś jak niespełna dwa tygodnie temu także spoczywałeś na pokładzie samolotu, ale tego wylatującego z warszawskiego Okęcia. Wtem łaknąłeś odzyskać kobietę siedzącą obok ciebie, choć czy mogłeś odzyskać coś czego nigdy nie utraciłeś? Marcelina dobitnie przekazała ci do wiadomości fakt, że ciągle należała do ciebie, choć oficjalnie ci tego nie zadeklarowała wcześniej. Była trochę jak paczka, która czekała na twój odbiór. Choć leciałeś z chęcią odzyskania Wojciechowskiej to podczas pobytu w stolicy Francji zyskałeś coś jeszcze. Małą kopię ciebie i twojej partnerki. W pełni usatysfakcjonowany z wycieczki do kraju trójkolorowych mogłeś powrócić do granic ojczyzny. Niespełna godzinę później wyczerpująco odpowiadałeś na pytania zadawane przez małą, miedzianowłosą dziewczynkę, która zaintrygowana poruszała temat przeszłości dzielonej z jej matką oraz kilku innych zagadnień. Udzielałeś jej odpowiedzi zgodnie z prawdą, bowiem jej młodego wieku grzeszyła ilością inteligencji jaka przypadła na jej małą głowę. Tłumaczyłeś jej cierpliwie, gdzie zawiniłeś, dlaczego tyle czasu nie było cię przy niej oraz jej mamie. Po nieco ponad dwóch godzinach lotu maszyna zetknęła się z podłożem lotniska Chopina w stolicy, a kilkanaście minut później ciągnąłeś za sobą dwie duże walizki. 
       − Nieee! − wydarł się środkowy, który chwycił się dłońmi za głowę i oniemiały rozwarł usta. 
Widok ciebie oplatającego w pasie miedzianowłosą wprowadził go w istne oszołomienie. Widniejąca przy twoim boku dziewczynka jakby totalnie nie wywarła na nim zdziwienia, szoku czy jakichkolwiek emocji. Norbert skupił się wyłącznie na waszej dwójce, co odrobinę cię bawiło.
       − Tak! −  rzuciłeś roześmiany. 
      − Nieeee! −  przeciągnął nadal  zdumiony. 
      − Tak! −  zanosiłeś się głośnym śmiechem.
   − Jeszcze raz powiesz nie to moja córka zbada twoją wytrzymałość na ból. − parsknęła rozbawiona Marcelina, grożąc mu palcem. − No choć no tu! − dodała, zmniejszając dzielący ich dystans.
Obserwowałeś jak rudowłosa tonie w uścisku Hubera, uśmiechając się lekko do Mariki. Niepokoiła cię nieobecność Tomka na lotnisku, ale po chwili odetchnąłeś z ulgą, gdyż dostrzegłeś jego wyłaniająca się z rzeki ludzi rozpędzoną sylwetkę.  Zapewne zbyt późno wyjechał i spotkały go korki. Zdyszany brunet przystanął w miejscu i wsparł dłonie o kolana, badając was uważnym wzorkiem.  Wpatrzona w środkowego dziewczynka, którą zajmował rozmową i lekko tulił, stwierdzając, że to cała ty oderwała się nagle od niego i uniosła pytająco brew, patrząc na nowo przybyłą osobę.
      − Gdzieś ty się podziewał? Miałeś tylko iść zjeść. −  odezwał się małomówny dotąd Norbert.
    − Kolejka w Maku na 10 km. − skwitował Tytus. − Boże, jakaś ty malutka i urocza! − zapiszczał rozczulony, wbijając siwe błękitne tęczówki w postać dziewczynki. 
Marika zaśmiała się na słowa swojego wujka i wpakowała się mu na ramiona, aby po chwili podziwiać obiekt z wysokości dwóch metrów. Fornal niosąc małą kruszynkę na rękach zmierzał w kierunku wyjścia z lotniska, a ty obejmując ramieniem Marcelę zmierzałeś tuż za nim i Huberem, który także popadł w zachwyt nad małą mieszanką genów twoich i Wojciechowskiej. Pomogłeś Tomkowi z bagażami i oparłeś się o karoserię jego samochodu, spoglądając na niego z nad okularów przeciwsłonecznych z szerokim uśmiechem na ustach. 
         − I co mi powiesz? − mruknąłeś. 
       − Kurwa! Nie wierzę, że się wam udało! − zamknął cię w solidnym uścisku, podskakując ku górze. −  Kupidynek zawsze działa! Wisiał nad wami i wisiał, aż wywisiał swoje! Mega się na was patrzy! − wydzierał się przyjmujący. − A spróbuj  mi to spieprzyć...− pogroził ci palcem. 
   − Nie zamierzam, Tomuś. − rzuciłeś zgodnie z prawdą.− Kocham ją. − wypowiedziałeś pewnie z promiennym uśmiechem na ustach. − Dziś zabiorę ją do rodziców i przedstawię im. Małą też. −oświadczyłeś. 
    − Widzę, że poważnie. − przyjmujący pokiwał głową z uznaniem.
    − A pamiętam jak jeszcze kilka lat temu upijałaś się ze mną z powodu tego blondasia! − dotarł do was krzyk Hubera.
Uniosłeś zdziwiony brwi i spojrzałeś na Fornala, który podniósł dłonie w geście bezradności.

                                                                                                                                   ❤
Hello tutaj po raz ostatni! ^^
Dziękuję, że zdecydowaliście się ze mną uczestniczyć w drugiej części losów Kamila, Marceliny i Mariki :3 Wiem, że ten epilog nie jest jakiś bombowy, ale cóż.. Najważniejsze, że szczęśliwy ^^ Tomuś poznał małą, Huber zszokowany związkiem, a oni szczęśliwi, w końcu :D  Ogólnie to ta historia przebiegła po mojej myśli, lecz czasami miałam wrażenie, że wieje nudą, a nawet schematem gdzie były ich przeżycia na zmianę przeplatane rozmowami z Tomkiem, ale już koniec więc :D Teraz możecie mnie spotkać na Łukaszu (Szumy Spalskich Lasów) oraz Bartkach ( Bednorz ---->Czas jest jak rzeka, a my płyniemy jej nurtem oraz Filipiak ---> Pociąg się wykoleił, a ja wpadłam do Twojego serca)  Rozdziały pojawiać się będą chronologicznie od poniedziałku do środy w kolejności wymienienia blogów ^^ O ile na Filipiaka i Łukasza mam zapas, tak na Bedniego czas coś napisać :D Mam nadzieję, że w końcu na nim ruszę ^^ Całuje i do zobaczenia ;*


1 komentarz:

  1. Bardzo się cieszę, że Marcela i Kamil po tych sześciu latach rozłąki potrafili odnaleźć drogę do siebie i ponownie zaufać. Kamil potrzebował sporo czasu, aby ogarnąć, czego i kogo brakuje mu w życiu, a jak już do tego doszedł (oczywiście z pomocą Tomka :D) to nie wahał się i postanowił zawalczyć. Nie tylko o kobietę, którą pokochał, ale również o córkę, o której dowiedział się zupełnie przypadkiem. Podjął wyzwanie i odzyskał Marcelę. Dla niej też szacunek, że potrafiła mu na nowo zaufać i otworzyć się na jego miłość :) Nie pozostaje nic innego, tylko życzyć im szczęścia i wytrwałości przy wujaszkach, którzy oszaleli na punkcie Mariki :D ^^
    Fajnie, że zdecydowałaś się powrócić do tej historii i zaserwować szczęśliwe zakończenie :)
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń