sobota, 13 lipca 2019

008

         Chwilę po wydobyciu się z tych rozkosznie różowych ust  zgorzkniałych, dotkliwych  słów pamiętałeś jak przez mgłę. Zbyt bardzo skupiłeś się na odczuwalnym, przeszywającym bólu w klatce piersiowej, który nie należał do rodzaju tych fizycznych dolegliwości, lecz swoją intensywnością  przysporzył ci nieznośne cierpienie psychiczne. Nigdy w życiu Kamilu nie miałeś złamanego serca. Nie wiedziałeś jak to jest to odczuwać, przeżywać czy trwać w tym stanie, ale śledząc przesiąkniętymi błękitem tęczówkami pozbawionymi blasku krople srebrzystego deszczu źrebiące tor na tafli szkła jakim było okno taksówki  jakimś zdumiewającym trafem wiedziałeś, że tego właśnie doświadczyłeś. Sposób w jaki oznajmiła ci, że jej wszelkie uczucia względem ciebie wygasły poćwiartował twoje serce na strzępki. Niebo totalnie utożsamiało się z twoim obecnym nastrojem i dołączyło do twojej wewnętrznej rozpaczy. Zaserwowało ci swoje towarzystwo niczym Fornal, który gdyby tylko wiedział usiadł by z tobą na kanapie w bełchatowskim mieszkaniu i rozlał przeźroczystą ciecz do kieliszków, klepiąc cię pocieszająco po ramieniu i wysilając się na ten ciepły, pokrzepiający uśmiech. Mimowolnie kąciki twoich ust poderwały się ku górze na tą myśl. Z głową wspartą na dłoni podziwiałeś otulony w wyrazistym żywiole Paryż, a w twojej głowie kłębiło się zdecydowanie za dużo myśli. Westchnąłeś głośno nad zaistniałą sytuacją, czym przywołałeś na siebie zaciekawione spojrzenie kierowcy i zerknąłeś przelotnie na ekran telefonu, by wybadać ile zajęło ci uporanie się z własnymi uczuciami. Zdziwiony zadarłeś brwi, gdy wyświetlacz ukazał ci dziesiątą wieczorem. 
   − Dobranoc. − rzuciłeś w stronę mężczyzny, zatrzaskując za sobą drzwi po uregulowaniu opłaty. − By to chuj. − zakląłeś pod nosem, uderzając czubkiem buta w pobliski kamień. 
Wsunąłeś dłonie w kieszenie spodni i przekroczyłeś próg budynku, by po chwili znajdować się już w zaciszu swojego hotelowego pokoju. Zapewne wydasz na niego majątek, gdy w twoje dłonie trafi rachunek z tego kilku dniowego pobytu, lecz jedyne czym skomentować możesz tą myśl to wzruszenie ramion, bowiem teraz nie obchodziło cię to zupełnie. Wsiadając w samolot na lotnisku w stolicy Polski uznałeś, że było warto dokonać rezerwacji  w tym miejscu. Teraz także tak sądziłeś, bowiem nie zamierzałeś się podawać, choć postawa Wojciechowskiej totalnie odcięła ci prąd, lecz musiałeś się postarać. Jak nie dla niej, to dla Mariki, którą cholernie chciałeś poznać i pragnąłeś, aby doświadczyła smaku ojcowskiej miłości. Kiedyś może machnąłbyś dłonią na osobę Marceliny, stwierdzając, że jak nie z nią ci się uda to z inną , ale teraz nie byłeś tym zepsutym do szpiku kości, Droszyńskim. Obecnie istniałeś jako ten Kamil pełen pokładów dobra i dochodzenia do sukcesów ciężką, zawziętą walką. Ambicja nie pozwała ci odpuścić. Nie kiedy cena zwycięstwa była tak wysoka i brzmiała " Marcelina Wojciechowska i wasza córka, Marika".  
  − I jak?! − wrzasnął podekscytowany Fornal do słuchawki, kiedy przyłożyłeś telefon do ucha po odebraniu połączenia przychodzącego.  
    − Spierdoliło się na amen. − sapnąłeś, opadając plecami na łóżko.
   − Żartujesz sobie ze mnie?! Co tym razem odjebałeś?! − słyszałeś jego ciche westchnięcie, które zapewne wyrażało pobłażanie nad twoją osobą. − Przeleciałeś ją na szafce w kuchni?!
    − Jezu, Fornal! Nie! − przyłożyłeś sobie z otwartej dłoni w czoło. − Po prostu ona mnie już kurwa nie kocha. − oznajmiłeś z wyraźną nutą zawiedzenia i smutku w głosie.
     − Co?! Nie!  Co ty pleciesz?! To niemożliwe! − mogłeś się założyć, że teraz okręcał głową z niedowierzaniem.
     − Pomyliłeś się, Fornal, choć tak bardzo chciałem byś się nie mylił. − westchnąłeś przygnębiony. 
    − Boże, jaki ty jesteś przybity. Nie widzę cię, ale twój głos... Masakra jakaś.- ubolewał nad twoim stanem przyjaciel.− Jednak ja się nie myliłem. Ona cię kurwa kocha! − zapewniał cię. − Na pewno tak jest, więc walcz mi tam kurna jak na jakiś igrzyskach i bez was jako para nawet mi nie wracaj. Choć o co ja się martwię. Przecież kupidynek...
    − Nie dziś, kurwa. Nie dziś, Fornal. −  momentalnie mu przerwałeś, przewidując co chcę powiedzieć. 
    − No dobra. Dziś ci popuszczę. − zachichotał.− Idź spać. Sen dobry na wszystko. − wypowiedział pełnym troski głosem.
    − Masz racje. Tak zrobię.
    − Poczekaj... Pamiętasz co powiedziałem na zgrupowaniu  po zobaczeniu zdjęcia Kingi?
    − Coś w stylu, że jak raz kogoś pokochasz to serce pamięta tą osobę zawsze.
   − Właśnie, Kamilku. Marceli też się to tyczy. Dobranoc. − powiedział pogodnym głosem i nie oczekując twojej odpowiedzi zakończył rozmowę.
Może Fornal miał rację? Przecież to niemożliwe, że Marcelina nie pamiętała tych intensywnych doznać z twoją osobą odnośnie dwóch wspólnych nocy czy innych epizodów odnośnie ciebie. Może miała je wyryte w pamięci, ale starała się ich do siebie nie dopuszczać? Może nie chciała się przyzwać przed samą sobą ponownie, że cię kocha, bowiem bała się świeżych ran, które mogłeś jej zadać? Nawet nie wiedziałeś, Kamilu jak bliski byłeś odgadnięcia całej prawdy.

***
Musnęłaś ciepłymi wargami policzek bruneta w ramach wdzięczności za poświęcony twojej  córce  czas.  André  odpowiedział ci ciepłym uśmiechem i zapewnił, że zajmowanie się rudowłosą dziewczynką było dla niego przyjemnością. Zaśmiałaś  się na jego słowa, mierząc dłonią włosy córki, która wtulona była w twoje nogi.  Doskonale wiedziałaś, że Marika czasem potrafiła być zbyt ciekawskim dzieckiem i zadawała multum pytań oraz niejednokrotnie odzywało się w niej dawne wcielenie ojca, a wtedy uwielbiała się bulwersować i przeciwstawiać wszystkim i wszystkiemu.  Zaproponowałaś Francuzowi ciepłą herbatę, na co momentalnie skinął głową i powędrował za tobą w głąb kuchni.  Błękitnooką pocałowałaś w czoło i szepnęłaś, aby zajęła się sobą i dała wam odrobiny prywatności. Dziewczynka skinęła głowa i energicznie pobiegła do pokoju. 
      − Marcela, co się dzieje?− zapytał ostrożnie twój przyjaciel, przyglądając ci się uważnie. 
      − Yyy.. Nic. Wszystko w porządku. − mruknęłaś, uciekając wzrokiem w okolice kubków, których przygotowywałaś napój. 
      − Ten chłopak co tutaj był. O niego chodzi, prawda? −  uniósł pytająco brew André. 
  − To ojciec Mariki. − oświadczyłaś, spoglądając na niego. − Znasz całą historię, więc wiesz, że to wszystko totalnie skomplikowane i trudne dla nas oboje. Spotkałam się dzisiaj z nim. Zabrał mnie na wieżę i... −  starałaś się nakreślić całą sytuację mężczyźnie.-Powiedział, że mnie kocha. Rozumiesz?! Kamil mi powiedział, że mnie kocha?! On! − żywo gestykulowałaś, stawiając przed nim parujące naczynie, na co skinął głową w ramach podziękowania. 
   − To chyba dobrze.- skwitował, zatapiając usta w gorącej cieczy. − Przecież ty też go kochasz, Marcel. −  posłał ci łagodny uśmiech.
    − Tak, kocham go, ale... Powiedziałam mu, że już go nie kocham i kurwa ja nie wiem... Tyle na to czekałam, łudziłam się, że kiedyś to nastąpi, a teraz... Zjebałam po całości. − skryłaś twarz w dłoniach. 
Tonęłaś w  uścisku Francuza, naznaczając jego koszulkę słoną cieczą błądzącą po twoich policzkach. Potrzebowałaś upustu swoich emocji. Musiałaś wyrzucić z siebie pretensję jaką żywiłaś względem samej siebie, bo po mimo, że kochałaś rozgrywającego pochodzącego z Ciechocinka to strach przed kolejnym zranieniem okazał się większy niż myślałaś. Paraliżował cię przed  otwarciem nowego rozdziału, przed  obdarowaniem Kamila kolejną szansą. Chciałaś mu podarować drugą, ale z drugiej strony chciałaś też, aby zobaczył jak ty się poczułaś, kiedy po wyznaniu twoich uczuć on oświadczył ci, że nie potrafi kochać, że traktuje cię tylko jako obiekt pożądania. Bolało za każdym razem, gdy przewijało się przez twoje myśli. Tak bardzo łaknęłaś w końcu  stąpać przez życie przy jego boku, mieć go tylko dla siebie, splatać wasze dłonie razem, gdy jakaś kobieta obdarzy go rozmarzonym spojrzeniem na ulicy. Pragnęłaś go od 6 lat, a kiedy nadarzyła się ku temu okazja, abyście stanowili jedność odepchnęłaś go. Odparłaś od siebie z tak wielką siłą, że ból rozlewający się w jego pięknych, błękitnych tęczówkach rozrywał twoje serce na szczątki, a gdy spytał " jak to?" na twoje zapewnienie o swoich uczuciach względem niego odparłaś żałosne " po prostu".  Marcelino Wojciechowska, nie mogłaś przeboleć, że zmarnowałaś taką szansę, lecz nie miałaś ponownej odwagi mu w pełni zaufać. Po mimo, że łączyło was nie tylko to gorące uczucie jakie żywiliście względem siebie w swoich sercach, ale także ona. Wasza, piękna, cudowna córeczka. 
    − Marcel, on za tobą szaleje. − szepnął twój towarzysz.
    − Skąd to niby wiesz? − zadarłaś na niego pytające spojrzenie.
   − Bo ta dzika zazdrość w jego oczach, gdy zobaczył mnie z tobą pod blokiem wyrażała to jak ważna dla niego jesteś. − odparł, posyłając ci łagodny uśmiech.
   − Sama nie wiem.


Hello! ^^
To wyżej jest beznadziejne, ale miałam ciężki piątek i dzisiejszy dzień, także chciałam napisać coś na szybko by nie zostawić Was bez rozdziału :( Mam jednak nadzieję, że Wam się choć odrobinę spodoba. Marcela ma mętlik, Kamil przeżywa pierwsze złamane serce  w życiu, a Fornal.. Cóż , jak zawsze w formie XD Zostawiam Wam to tutaj i lecę oglądać finał Uniwersjady oraz bazgrać z niego relację! :D Całuję i do zobaczenia w środę! ;*
PS: A kto jeszcze nie wie, bo chyba Wam o tym nie wspominałam podjęłam się założenia bloga oraz książki na Wattpadzie o kimś niezbyt rozpoznawalnym, a mianowicie Bartku Filipiaku :D Historia będzie naprawdę fajna, więc mam nadzieję, że zajrzycie na prolog i bohaterów >> Pociąg się wykoleił, a ja wpadłam do Twojego serca<<

2 komentarze:

  1. Cóż, Kamil poczuł na własnej skórze co oznacza złamane serce. Nie spodziewał się, że to będzie aż tak boleć, ale z drugiej strony... Skąd miał to wiedzieć? Niestety jego zachowanie w przeszłości znacznie przyczyniło się do słów, które powiedziała Marcelina. Dobrze, że Kamil nie ma zamiaru się poddawać i wyjeżdżać, gdy pojawił się problem. Musi udowodnić, że jest w stanie zrobić wszystko zarówno dla Marceliny, jak i Mariki. Skoro Tomek mówi, że Marcela nadal go kocha to tak musi być :D
    Bo kocha, tylko jak sama przyznała wolała powiedzieć Kamilowi zupełnie coś innego, bo boi się ponownego zranienia i nie potrafi mu zaufać. Cóż, to mnie akurat nie dziwi, siatkarz sam sobie na to zapracował. Nie wszystko jeszcze stracone, tylko niech na spokojnie i przede wszystkim szczerze ze sobą porozmawiają :)
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, nigdy dotąd nikogo nie kochał..
      Sama się do tego przyznała, ale strach ją paraliżuje.
      Zobaczymy jak tą sprawę rozwikłają ^^
      Dziękuję i pozdrawiam ;*

      Usuń