Już zapomniałeś jak przyjemnym doświadczeniem było pod opuszkami palców odczuwać jej jedwabistą skórę, kiedy opadłeś na miękki materac i miałeś ją na wyciągnięcie ręki. Przyjemnym uczuciem było znów przylegać do jej pleców i skrywać jej drobną sylwetkę w swoich silnych ramionach, aby rankiem rozkoszować się jej błogim uśmiechem na lekko różowawych ustach, gdy trwała nadal pogrążona we śnie. Tak było i tym razem, lecz zdecydowałeś się uraczyć ją przed przebudzeniem śniadaniem zaserwowanym prosto do łóżka, dlatego też ostrożnie odrzuciłeś od siebie śnieżnobiałą pierzynę i wymsknąłeś się do kuchni. Przez chwilę badałeś zawartość lodówki oraz szafek, pocierając brodę w trakcie rozmyślania nad tym co mogłeś przygotować. W końcu podjąłeś się próby przygotowania gofrów, bowiem to był bezpieczny wariat także dla twojej małej piękności. Nucąc pod nosem utwór Smolastego, który idealnie odzwierciedlał twoją sytuację, bowiem byłeś totalnie uzależniony od osoby miedzianowłosej nakładałeś masę do specjalnego urządzenia, aby po chwili dekorować gofry mieszanką czekolady, bitej śmietany oraz malin z bananem. Oblizałeś palce z ciemnego kremu oraz białej konsystencji i chwyciłeś w dłonie dwie, miętowe filiżanki. Wsypałeś do nich ciemny proszek i zalałeś wrzącym strumieniem wody, do jednej z nich wsypując dwie łyżeczki białych kryształków. Ułożyłeś posiłek wraz z parującym naczyniem na tacce i wkroczyłeś do sypialni Wojciechowskiej, aby wyłożyć śniadanie dziewczyny na szafce nocnej. Rozbawiony obserwowałeś jak rudowłosa śmiesznie porusza nozdrzami, gdyż wdarł się do nich aromatyczny zapach kawy i powoli unosi powieki, marszcząc brwi po zobaczeniu tacki z posiłkiem.
− Ty to zrobiłeś? − rozwarła usta zdziwiona twoim gestem, lustrując cię wzrokiem szmaragdowych tęczówek, gdy odnotowała twoją obecność w pomieszczeniu.
− Specjalnie dla śpiącej królewny.− puściłeś jej oczko. − Kochany jesteś.- zawyła rozanielona, wgryzając się w gofra.− Boże, jakie to pyszne. − mruknęła zadowolona.
− Specjalnie dla śpiącej królewny.− puściłeś jej oczko. − Kochany jesteś.- zawyła rozanielona, wgryzając się w gofra.− Boże, jakie to pyszne. − mruknęła zadowolona.
− Idę obudzić naszą ślicznotę. − zachichotałeś.
− Nie trzeba. − usłyszałeś zza pleców dziewczęcy głos.
Zwróciłeś głowę w stronę Mariki i obdarowałeś ją pełnym ciepła uśmiechem. Nachyliłeś się nad nią i wzniosłeś nad podłoże, muskając ustami jej policzek. Dziewczynka zaśmiała się na ten gest i pstryknęła cię w nos, prosząc, abyś ją puścił. Wedle życzenia posadziłeś ją na łóżku obok jej mamy i pognałeś po porcję śniadania dla tej małej istotki. Z dwoma talerzykami zameldowałeś się ponownie w sypialni i przyglądałeś się wspartej o ramie Marceliny córce, pochłaniającej śniadanie. Kilka lat temu nie widziałbyś siebie w takiej perspektywie. Wizja posiadania dziewczyny, a tym bardziej córki cię wówczas przerażała, a teraz nie wyobrażałeś sobie świata bez tych dwóch kobiet. Nie potrafiłeś wytrzymać bez nich godziny. Martwiłeś się, kiedy znikały na kilka godzin, a Marcelina nie odpowiadała na twoje SMS'y, zbyt zatracając się w pracy czy czasie spędzanym z córką w galerii. Pokręciłeś z niedowierzaniem nad swoimi myślami i zatopiłeś usta w ciemnej cieczy.
− Skąd wiedziałaś, że Kamil to twój tata, słońce? − pytanie wydobyło się z ust Wojciechowskiej.
− Ma takie same oczy jak ja, a nigdzie takich nie widziałam. Tylko u niego, a po za tym mówiłaś, że płaczesz z jego powodu. Z powodu taty też płakałaś, więc połączyłam te informacje. − wytłumaczyła miedzianowłosa, a ty wraz z twoją dziewczyną rozchyliłeś zdziwiony usta.
− Wow. Spryciula z ciebie. − skwitowała Marcelina, targając jej włosy.
− Po tatusiu. − dodałeś, zbijając z dziewczynką piątkę.
− A skąd ja się wzięłam, tato? − zwróciła się do ciebie, a twoje serce zalało przyjemne ciepło , gdy ostatnie słowo wydobyło się z jej ust.
− No tatuś tłumacz się. − zachichotała twoja partnerka.
− No... − jąkałeś się zakłopotany, błądząc dłonią po szyi i przyglądając się rozbawionej Marceli. − Z miłości do twojej mamy. − odparłeś, szczerząc szeroko.
− I pewnego procesu, ale jesteś za mała na takie rzeczy, złotko. − postanowiła ci pomóc w rozmowie z córką zielonooka.
❤
Hello! ^^
− Skąd wiedziałaś, że Kamil to twój tata, słońce? − pytanie wydobyło się z ust Wojciechowskiej.
− Ma takie same oczy jak ja, a nigdzie takich nie widziałam. Tylko u niego, a po za tym mówiłaś, że płaczesz z jego powodu. Z powodu taty też płakałaś, więc połączyłam te informacje. − wytłumaczyła miedzianowłosa, a ty wraz z twoją dziewczyną rozchyliłeś zdziwiony usta.
− Wow. Spryciula z ciebie. − skwitowała Marcelina, targając jej włosy.
− Po tatusiu. − dodałeś, zbijając z dziewczynką piątkę.
− A skąd ja się wzięłam, tato? − zwróciła się do ciebie, a twoje serce zalało przyjemne ciepło , gdy ostatnie słowo wydobyło się z jej ust.
− No tatuś tłumacz się. − zachichotała twoja partnerka.
− No... − jąkałeś się zakłopotany, błądząc dłonią po szyi i przyglądając się rozbawionej Marceli. − Z miłości do twojej mamy. − odparłeś, szczerząc szeroko.
− I pewnego procesu, ale jesteś za mała na takie rzeczy, złotko. − postanowiła ci pomóc w rozmowie z córką zielonooka.
***
Roześmiany uderzyłeś dłonią w klakson, obserwując żegnającą się ze swoim przyjacielem Marcelinę. Miedzianowłosa ukazała ci środkowy palec prawej dłoni, a ty ponowiłeś swój gest, zanosząc się głośnym śmiechem. Dziewczyna przyśpieszyła kroku na swoich czarnych szpilkach i po chwili zajęła miejsce pasażera, zapinając pas bezpieczeństwa. Wtem odjechałeś z parkingu pod blokiem z piskiem opon i spojrzałeś rozbawiony na twoją towarzyszkę, która podtrzymywała dłoń przy lewej piersi, odgrywając rolę przerażonej. Zwinnie obracałeś kierownicą i poruszałeś się sprawnie po paryskich ulicach z celem dotarcia do lokacji, którą upatrzyłeś sobie już jakiś czas temu Byłeś przekonany, że odda ono idealnie klimat na waszą pierwszą randkę. Niegdyś nie pomyślałbyś o włóczeniu się na takie rzeczy, a teraz sam zainicjowałeś tą propozycję i musiałeś przyznać, że ekscytacja wyżerała twoje wnętrze, bowiem nie mogłeś się doczekać reakcji miedzianowłosej na twoją niespodziankę. Ignorowałeś pytania Polki zamieszkałej we Francji, zanosząc się śmiechem z jej frustracji, gdy raz po raz przewracała oczami na skutek braku uzyskania od ciebie odpowiedzi. Nuciłeś pod nosem słowa jednego z polskich raperów, zerkając przelotnie na Marcelinę, która przyglądała ci się z tym błyskiem w oku i co jakiś czas dołączała się do śpiewu. Po kilkunastu minutach zatrzymałeś samochód i zgasiłeś silnik, spoglądając przez ramię na dziewczynę. Gdy miałeś już wysiadać Wojciechowska niespodziewanie odpięła pas i wpakowała ci się na uda, zarzucając ci swoje ramiona na szyję. W skutek zdziwienia twoja brew zawędrowała ku górze. Przyglądałeś się jej badawczo, a ona jedynie roześmiała się radośnie i wymruczała:
− Nareszcie sami.
Nie miałeś najmniejszego pojęcia co wikła się w jej głowie, ale takie jej oblicze niezmiernie przypadło ci go gustu. Tajemniczość bijąca z jej szmaragdowych oczu sprawiła, że chęci otwarcia drzwi od strony kierowcy i pociągnięcia jej we wcześniej przygotowane miejsce rozprysnęły się niczym bańka mydlana. Twoje plany musiały poczekać, Kamilu, bowiem ta dziewczyna intrygowała cię bardziej kolejny sezon Pamiętników Wampirów. Na szczęście mogłeś swoje zamiary bez problemu usunąć na drugi plan. Marcelina rozochocona kołysała biodrami na boki, ocierając się perfidnie o materiał twoich dżinsów. Poczułeś napływ gorącego powietrza, które niemal buchało w twoje ciało. Delikatnie poluzowałeś rękawy oraz kołnierz koszuli i sięgnąłeś dłonią po dźwignię, regulując ułożenie fotela i odchylając go ku tyłowi, aby zwiększyć zasób miejsca dla waszej dwójki. Dziewczyna skwitowała twój ruch nikłym uśmiechem i kontynuowała swoje poczynania z jeszcze większym zaangażowanie, co poskutkowało tym, że powoli zaczynałeś tracić kontrolę nad swoim ciałem oraz świadomość tego gdzie się znajdujesz. Otaczający was świat zanikał, a kobieta spoczywająca na twoich udach w pełni za to odpowiadała, sprowadzając na ciebie obłęd i szaleństwo. Zsunąłeś ręce na jej pośladki i wbiłeś palce w ich architekturę, zastygając z nią w elektrycznym kontakcie wzrokowym. Z rozchylonych kusząco ust miedzianowłosej wydobył się cichy jęk, za który odpowiadały zapewne twoje poczynania. Zamrugała zalotnie i przegryzła płat dolnej wargi śnieżnobiałymi zębami wobec czego nie mogłeś przejść obojętnie.
− Marcelina. − jęknąłeś donośnie, gdy ponownie otarła się o obszar twojej męskości.
− Ktoś w tym związku musi być bardziej bad. − wymruczała, wplatając palce w twoje włosy.
− Cholera. − zawyłeś, gdy przywarła wargami do twojej szyi.
Nim spostrzegłeś, a zdążyła naznaczyć skórę twojego karku kilkoma ciemnymi śladami. Zachłysnąłeś się powietrzem, kiedy naparła swoimi pełnymi piersiami na twój tors, a następnie nakryła twoje usta swoimi wargami. Ocierała się o nie zachłannie, czego nie szło się dziwić, bowiem oboje byliście niemalże wygłodzeni, spragnieni swojej bliskości. Całowaliście się łapczywie jakby jutro miało nie nastać. Ignorowałeś niedobór powietrza, który coraz silniej dawał o sobie znać. Jej drobne palce sprawnie przebrnęły drogę usłaną guzikami twojej koszuli, a następnie dobrały się do paska twoich spodni. Zachichotałeś na jej niecierpliwość, lecz nie zamierzałeś przejąć kontroli. Poddałeś się jej całkowicie. Trwałeś w amoku, nie myśląc racjonalnie, kiedy Marcelina Wojciechowska bałamuciła nowe oblicze Kamila Droszyńkiego, pragnąc przebudzenia jego dawnego oblicza. W pewnym momencie jej zgrabne nogi oplotły twój pas i takim oto sposobem przenieśliście się na tylne siedzenia czarnego BMW, które wynająłeś na dzisiejszą noc. Nie przewidziałeś jednak, że ta okaże się tak parna i długa. Marcelina obsypywała pocałunkami twój nagi tors, nie podarując sobie zaszczyceniem uwagi każdego mięśnia i kreśląc bliżej niezidentyfikowany szlak na twoim ciele. Otuliły je dreszcze wraz z gęsią skórką, a gdy jej zęby wbiły się w materiał twojej gumki od bokserek zachłysnąłeś się powietrzem, obserwując jak zsuwa je w dół powolnym, ślamazarnym wręcz ruchem. Jej oczy napotkały się na twoje i wtem dojrzałeś w nich rozbłysk dzikości jakiego nigdy dotąd tam nie spotkałeś. Płonął w nich żywy ogień, którego dawno w nich nie widziałeś, ale po ich powierzchni rozlegał się także ten znajomy ci już żar wyrażający jej miłość do ciebie.
− Jak tak dalej pójdzie to wyprodukujemy rodzeństwo dla Mariki. − sapnąłeś zdyszany, spoglądając jej głęboko w oczy.
− Nie miałabym nic przeciwko. − oświadczyła twoja towarzyszka z promiennym uśmiechem.
− Ja owszem! Nie chcę skończyć z córką, dziewczyną i dzieckiem w drodze! − oburzyłeś się, zanosząc się śmiechem.
− Chcesz czegoś więcej? − jej oczy zamigotały radośnie.
− Ciebie jako żony, ale na to jeszcze przyjdzie czas. − wypowiedziałeś z szczerym uśmiechem. − Teraz czas na coś innego. − skinąłeś głową na waszą dwójkę.
Wyłowiłeś z wnętrza kieszeni dżinsów ofoliowane opakowanie i rozerwałeś je zębami, aby po chwili zrobić z jego zawartości użytek. Ująłeś jej biodra w dłonie i delikatnie przywarłeś nimi do siebie, scalając wasze ciała w jedność. Twoje dłonie wodziły po jej nagiej skórze, wywołując u niej dreszcze, kiedy jej pośladki bujały się na boki, dostarczając waszej dwójce niesamowitych doznań, bowiem nadal siedzieliście. Ona na tobie, a ty na skórzanej powierzchni siedzenia. Wasze wargi wyciskały na sobie nawzajem żarłoczne pocałunki, a języki toczyły taniec dominacji, w którym ty odniosłeś zwycięstwo. Po chwili z jej krtani wydobyło się twoje imię, a twoje gardło nie zostało jej dłużne, wykrzykując pełne brzmienie jej imienia. Dyszeliście ciężko, starając się unormować płytkie oddechy, lecz na waszych ustach błąkał się błogi uśmiech i to było najważniejsze. Spoglądałeś jej głęboko w oczy, nie mogąc przestać się zachwycać tym, że wreszcie jest tylko i jedynie twoja. Łaknąłeś, aby tak pozostało i zrobisz wszystko by tak się stało.
− Jak tak dalej pójdzie to wyprodukujemy rodzeństwo dla Mariki. − sapnąłeś zdyszany, spoglądając jej głęboko w oczy.
− Nie miałabym nic przeciwko. − oświadczyła twoja towarzyszka z promiennym uśmiechem.
− Ja owszem! Nie chcę skończyć z córką, dziewczyną i dzieckiem w drodze! − oburzyłeś się, zanosząc się śmiechem.
− Chcesz czegoś więcej? − jej oczy zamigotały radośnie.
− Ciebie jako żony, ale na to jeszcze przyjdzie czas. − wypowiedziałeś z szczerym uśmiechem. − Teraz czas na coś innego. − skinąłeś głową na waszą dwójkę.
Wyłowiłeś z wnętrza kieszeni dżinsów ofoliowane opakowanie i rozerwałeś je zębami, aby po chwili zrobić z jego zawartości użytek. Ująłeś jej biodra w dłonie i delikatnie przywarłeś nimi do siebie, scalając wasze ciała w jedność. Twoje dłonie wodziły po jej nagiej skórze, wywołując u niej dreszcze, kiedy jej pośladki bujały się na boki, dostarczając waszej dwójce niesamowitych doznań, bowiem nadal siedzieliście. Ona na tobie, a ty na skórzanej powierzchni siedzenia. Wasze wargi wyciskały na sobie nawzajem żarłoczne pocałunki, a języki toczyły taniec dominacji, w którym ty odniosłeś zwycięstwo. Po chwili z jej krtani wydobyło się twoje imię, a twoje gardło nie zostało jej dłużne, wykrzykując pełne brzmienie jej imienia. Dyszeliście ciężko, starając się unormować płytkie oddechy, lecz na waszych ustach błąkał się błogi uśmiech i to było najważniejsze. Spoglądałeś jej głęboko w oczy, nie mogąc przestać się zachwycać tym, że wreszcie jest tylko i jedynie twoja. Łaknąłeś, aby tak pozostało i zrobisz wszystko by tak się stało.
− Lepiej w ta randkę wjechać nie mogłaś. − mruknąłeś, muskając jej policzek.
− Raczej nie mogliśmy. − poprawiła cię, odgarniając wilgotny kosmyk opadający ci na czoło. − A jakie masz plany na jej dalszy przebieg? − zachichotała.
Nie odpowiedziałeś. Podałeś jej porozrzucane po tylne części samochodu ubrania i sam wsunąłeś na siebie swoje odzienie, a następnie chwyciłeś jej dłoń i pociągnąłeś na koc rozłożony na końcu niewielkiej uliczki, która skąpana była różnego rodzaju kwiatami. Migoczące na niebie gwiazdy oświetlały jej twarz otuloną zachwytem i szczęściem, co wywoływało szczery, szeroki uśmiech zakwitający na twoich ustach. Wręczyłeś jej dwa kieliszki i rozlałeś do nich czerwoną ciecz, odnotowując jak kręci głową rozbawiona, gdy oznajmiłeś jej, że to Piccolo. Wreszcie byliście po prostu szczęśliwi.
Hello! ^^
Takim oto sposobem mamy tutaj ostatni rozdział losów Kamila i Marceli, a już w sobotę dodam Wam epilog, który czeka już na swoją publikację :3 W piątek Mateusz i Tomek zaliczy swój kres, a wtedy skupię się na Bartkach oraz Łukaszu :D No, ale wracając do naszych kupidynków... Beztroska wreszcie ma ich w opiece :3 Marika znowu dała popis sprytu podczas rozmowy w sypialni, a Marcelina zdecydowała się wcielić w dawnego Kamila haha :D Jemu się to chyba podobało :D Całuję i do zobaczenia za tydzień ;*
PS: Zapraszam na Filipiaka, gdzie pojawił się nowy rozdział w poniedziałek ^^
Jak czytam, sielanka trwa! :) I bardzo dobrze, bo cała trójka zasłużyła sobie na taki błogi stan po tych sześciu latach, które okazały się być przełomowe. Kamil w końcu zrozumiał jak paskudnie zachował się wobec Marceli w przeszłości i postanowił zrobić wszystko, aby ją odzyskać. Udało mu się to, a przy okazji dowiedział się, że ma córkę... Córkę bardzo mądrą i rezolutną, która szybko dostrzegła oczywisty fakt :) Ten tekst o oczach wygrał wszystko ^^ Nie było dłużej sensu ukrywać przed nią prawdy, skoro sama się domyśliła. Teraz ma kochającą mamę i tatę, który zrobi wszystko, aby wynagrodzić jej te lata bez niego :)
OdpowiedzUsuńAle Marcelę wzięło w tym samochodzie haha :D Ale rozumiem, korzystają z wolnej chwili, bo potem różnie może być. Niech się cieszą sobą do woli! ^^
Pozdrawiam ;*