środa, 30 maja 2018

Prolog

   Opuściłeś klubowy autokar, zeskakując z ostatniego schodka i nucąc pod nosem rozbrzmiewającą w wielkich, białych słuchawkach piosenkę podreptałeś w kierunku luku bagażowego. Dostrzegając przepychających się przy nim kolegów pokręciłeś z niedowierzaniem głową i posłałeś solidnego kuksańca tuż pod żebrami najbliżej stojącemu obok ciebie Tytusowi. Przyjmujący jęknął cicho z bólu, a ty wykorzystałeś moment jego słabości i wydostałeś swój bagaż ze sterty manatków innych zawodników. Fornal prychnął pod nosem mierząc wzrokiem torbę narzuconą na twoje ramie, a Ty poklepałeś go pokrzepiająco po ramieniu, uśmiechając się wrednie pod  nosem i życząc powodzenia, zważając na siatkarzy walczących ambitnie o swoje rzeczy. Powolnym, spokojnym krokiem podążałeś w kierunku wejścia do hotelu. Skinąłeś z podziwem głową, gdy twój wzrok zastygł na przeszklonym przodzie budynku. Witraż z okien przedstawiał prostokąt łączący się z trójkątem. Gdy przekroczyłeś próg obiektu jego wnętrze wywarło na tobie jeszcze większe wrażenie niż  jego front. Jasne ściany doskonale współgrały z pojawiającymi się ceglanymi wstawkami oraz meblami z ciemnego drewna. Zadowalał cię fakt, że spędzisz w tym miejscu najbliższe trzy dni z radomską drużyną na zgrupowaniu przed zbliżającym się sezonem. Oparłeś się nonszalancko o ścianę i oczekiwałeś przybycia uczestników spotkania inauguracyjnego na czele z trenerem.
  — Ziobrowski, pierdolcu! Oddaj mi wreszcie kurwa moją torbę! — do wnętrza hotelu wkroczył rozwścieczony Huber.
Parsknąłeś śmiechem  na słowa, które opuściły usta środkowego i spojrzałeś rozbawiony na Ziobrowskiego, który podążał za 18-latkiem. Buben skierował swój wzrok na twoją sylwetkę i pokręcił roześmiany głową. Przystanął przed Norbertem i ułożył dłoń na jego ramieniu, patrząc na niego z lekkim uśmiechem:
  — Norbercie, mój przyjacielu. Nie będę cię dłużej okłamywał. Twoja torba znajduje się obecnie przed MOSiR'em w Radomiu.
Skupiony na dialogu rozgrywanym pomiędzy Mistrzami Świata Juniorów nawet nie spostrzegłeś momentu dotarcia pozostałych zawodników oraz sztabu szkoleniowego. Salwy twojego oraz ich śmiechu roznosiły się po wnętrzu holu, ale doskonale zdawałeś sobie sprawę, że Modliszce nie jest tak wesoło. Świadczyła o tym choćby pulsująca przy jego skroni żyłka, której nigdy wcześniej tam nie było oraz niemalże purpurowa barwa jego twarzy. Robert stanął pomiędzy chłopakami i spróbował załagodzić sytuację, ale gdy z ust młodszego zawodnika dalej wydobywały się liczne, siarczyste przekleństwa skierowane pod adresem wysokiego blondyna rozwiązanie mogło być tylko jedno.
  — Robicie dwa km więcej na porannym bieganiu. — wypowiedział stanowczo Prygiel.
Zaśmiałeś się pod nosem, słysząc oburzenie obydwu siatkarzy i trąciłeś łokciem siedzącego na sofie Fornala, któremu przerwałeś badanie zawartości tablicy na Instagramie. Zadarł wzrok na twoją twarz, a ty wskazałeś mu gestem dłoni, aby podejść do trenera po kluczyki, które właśnie odebrał od młodej recepcjonistki. Westchnąłeś głośno, wywracając oczami, kiedy dostrzegłeś jak kliknął na serduszko pod zdjęciem wtulonej w bok chłopaka blondynki, która wpadła mu w oko już dłuższy czas temu.
  — Ja nie rozumiem jak ona może z nim dalej być. Przecież to jest absurdalne! — oburzył się przyjmujący, podnosząc się z miejsca. — Jak ona może marnować na niego tak piękne ciało! — jęknął, kręcąc lekko głową.
  — Pomyśl jak ona mogła by marnować swoją mądrą główkę na twój głupi mózg. — rzuciłeś, kierując się w stronę trenera.
  — Och, zamknij się.
Zachichotałeś pod nosem i przystanąłeś obok Prygla, opierając się o ladę, za którą znajdowała się recepcja. Niemalże nie padłeś ze śmiechu, kiedy głowa drużyny wyczytała z listy, że naburmuszony wciąż środkowy po wcześniejszej sprzeczce z atakującym będzie właśnie z nim dzielił pokój. Na szczęście tuż przed atakiem pretensji w kierunku Roberta, którego miał podjąć się Huber uchronił Filip, który podniósł rękę ku górze, zgłaszając się chętnie na zamianę i zajęcie pokoju z Bubenem.
  — Droszczyk i Tytus, pokój sto dziesięć. — ogłosił  41-latek, rzucając w twoim kierunku kluczyk.
Wymieniłeś znaczące spojrzenie z Tomkiem i wzniosłeś znacznie kąciki ust. Skierowałeś się w stronę windy, a gdy już znalazłeś się w jej środku obserwowałeś jak twój towarzysz naciska odpowiedni numer piętra. Po chwili ruszyliście na poszukiwania ciemnych dębowych drzwi ze złotymi cyferkami układającymi się w numer 110. Przystanąłeś na przeciwko odpowiednich wrot i przekręciłeś kluczyk w zamku, puszczając przodem bruneta. Parsknąłeś cichym chichotem, przyglądając się skaczącemu po materacu łóżka Mistrzowi Świata Juniorów. Opadłeś na swoje i przymknąłeś powieki.



***
  Momentalnie podniosłeś powieki, kiedy ktoś ułożył na twojej twarzy poduszkę i zaczął cie nią podduszać. Odepchnąłeś od siebie pierzynę i zlustrowałeś groźnym wzrokiem twarz Michała. Przeniosłeś ciężar ciała na łokcie, aby następnie podnieść się do pozycji siedzącej i wysłuchać propozycji atakującego. Przystałeś na nią niemalże momentalnie i zgarniając z szafki nocnej telefon  przymknąłeś za sobą drzwi pokoju, chowając kluczyk do wnętrza kieszeni spodenek. W towarzystwie Filipa zjawiłeś się na placu przed hotelem, gdzie trwał już  The Voice i opadłeś na miejsce pomiędzy Tomkiem a Ziobrowskim. Palnąłeś z otwartej dłoni przyjmującego w potylice, oskarżając go o nie wybudzenie, gdy show się zaczęło, na co on jedynie parsknął śmiechem i przywołał do was młodą kelnerkę.
  — Piwo dla tego pana, poproszę. — rzucił wesoło do kobiety, uśmiechając się promiennie.
  — Się robi, Tomek. — odparła pracownica hotelu, puszczając brunetowi oczko.
  — Tomek?! — wytrzeszczyłeś oczy.
— Zdążyliśmy się już poznać. Nie pamiętasz?
— uniósł pytająco brew. A nie przepraszam. Ty ten moment przespałeś. — posłał ci lekki uśmiech.
Wywróciłeś jedynie oczami i kiedy miałeś już odpowiedzieć twojemu przyjacielowi na horyzoncie ponownie pojawiła się kelnerka. Zastygłeś. Twoje błękitne tęczówki chłonęły jej sylwetkę najdłużej tylko jak mogły. Mierzyłeś ją czujnym wzrokiem, obserwując jak układa przed tobą kufel piwa, nikle unosząc kąciki ust. Pomalowane jasną brązową szminką usta prezentowały się niezwykle kusząco, ale nie bardziej niż przysłaniane przez miedziane, długie włosy piersi wydostające się z pod materiału obcisłej, czarnej bluzki na ramiączkach. Walcząc ze samym sobą oderwałeś wzrok od biustu dziewczyny i spojrzałeś na jej twarz. Zielone oczy wyłoniły się z pod wachlarzu ciemnych, długich rzęs, przyglądając ci się uważnie. Nie trwało to jednak długo, gdyż kelnerkę przywołał do siebie Prygiel. Zdążyłeś jednak zerknąć na złotą plakietkę umiejscowioną, a właściwie przypiętą do prawej piersi z jej imieniem.  Marcelina. Właśnie taką nazwę obrał twój obiekt. Twój cel, który w najbliższym czasie zbada dogłębnie miękkość twojego materaca w pokoju pod numerem 110.
  — Kamil, ja znam ten wzrok...Tylko nie to. — szepnął ci do ucha przyjaciel.
  — Właśnie to, Tytus. — uśmiechnąłeś się cwanie, mocząc wargi w chłodnym, alkoholowym trunku.





Hello! ^^ Zapewniam Was, że będzie tutaj naprawdę ciekawie ;3 Mam nadzieję, że licznie będziecie mi tu towarzyszyć zarówno jak i na poprzedniej historii, jaką był Tomek i Laura :D Wiem, że Kamila nie było na zgrupowaniu w Poświętne, ale na potrzeby prologu i opowiadania to tutaj zmieniłam ;) Mam nadzieję, że to Wam nie przeszkadza :D Całuję i do zobaczenia ;*