piątek, 28 czerwca 2019

004


   
     Wsparłaś się plecami o nawierzchnie drzwi i przymknęłaś powieki. Na twoich ustach błąkał się błogi uśmiech, którego nie potrafiłaś zakamuflować. W nozdrzach wciąż wirowała intensywna woń jego perfum z domieszką zapachu deszczu, który od dzisiaj będzie ci się kojarzył z jego przebudzeniem, bowiem Kamil Droszyński się przebudził, wyrwał się ze szponów bezczynności i zjawił się tutaj. Narodził się na nowo. Nie dowierzałaś w to co się wydarzyło przed jednym z paryskich bloków. Przejechałaś opuszkiem palca po dolnej wardze, gdzie jeszcze nie dawno czułaś dotyk jego ust. Nadal go wyczuwałaś, co przecież było absurdalne. Pokręciłaś z niedowierzaniem głową, wmawiając sobie, że wpadasz w paranoję. Blondyn był paradoksem. Smucił cię i uszczęśliwiał na przemian. Czynił to tak skutecznie jak nikt inny. Westchnęłaś głośno, zrywając się z miejsca. Podreptałaś do kanapy, gdzie nosicielka twoich genów wtulała policzek w poduszkę, a jej dłonie bezwładnie opadały ku podłodze. Dopiero teraz zdałaś sobie sprawę z tego, że poświęciłaś rozgrywającemu zdecydowanie za dużo czasu. Zlekceważyłaś jednak tą myśl i ostrożnie wzięłaś na ręce drobne ciało dziewczynki, ruszając w kierunku jej królestwa. Starannie opuściłaś ją na materac i okryłaś szczelnie kołdrą z nadrukiem bohaterów jej ulubionej bajki, pochylając się nad jej czołem. Złożyłaś na nim subtelny pocałunek, szepcząc ciche „dobranoc”.
      − Mamo, kim był ten pan?  −  usłyszałaś nagle, gdy miałaś już przymknąć za sobą drzwi.
Zwróciłaś głowę w stronę źródła dźwięku i ujrzałaś siedzącą na łóżku Marikę, której błękitne tęczówki prześwietlały cię przeszywającym spojrzeniem. Ten wzrok tak bardzo przywoływał w twoim umyślę postać siatkarza. Westchnęłaś głośno na jej pytanie i okręciłaś się na pięcie, powracając do wnętrza jej pokoju. Spoczęłaś obok niej na posłaniu i odgarnęłaś niesforny kosmyk opadający jej na czoło za ucho.
      − Jak mieszkałam w Polsce to był dla mnie kimś niezwykle ważnym. Teraz przyjechał mnie odwiedzić − odparłaś, głaskając ją po głowie.
       − Dlaczego tak długo rozmawialiście? − 6-latka nie kryła swojego zaintrygowania postacią blondyna.
      − Mieliśmy sobie dużo do wyjaśnienia z przeszłości. –udzieliłaś odpowiedzi zgodnie z prawdą. − Idź już spać, słońce.−  posłałaś jej delikatny uśmiech.
       − Mamo, on cię skrzywdził, prawda? − wlepiła w ciebie pytający wzrok.
       − Dlaczego tak myślisz, skarbie? − zmarszczyłaś brwi, będąc pod podziwem rozumowania i czytania sytuacji twojej córki.
      − Byłaś taka przestraszona i zdenerwowana jak otworzyłam te drzwi. Przepraszam. Nie chciałam, abyś była smutna. − objęła cię dłońmi w pasie, a ty pochyliłaś się nad nią, zamykając ją w swoim uścisku.
      − Ależ skarbie nie jestem na ciebie zła. − pocałowałaś ją w policzek. −  Wszystko jest  w porządku.-zapewniłaś ją, a może bardziej nawet samą siebie.


***

Opatulona w bawełniany, biały szlafrok wsparta ramionami o metalową barierkę balkonu delektowałaś się widokiem stolicy Francji zatraconej w majowej ulewie. Zapach deszczu przyjemnie osnuwał twoje nozdrza, przywołując w umyśle osobę rozgrywającego. Zupełnie inaczej wyobrażałaś sobie wasze spotkanie po latach. Miałaś być spowita zawiścią, wypominać mu dotkliwie błędy, obwiniać o opuszczenie granic ojczyzny. Widziałaś sobie gromiącą go błyskawicami, gdy patrzyłabyś mu odważnie w oczy, wyliczając jego potknięcia podczas waszej zawiłej relacji. Tymczasem nie uraczyłaś go nawet garstką złości jaką zbierałaś w sobie przez dystans tych sześciu lat. W momencie, gdy jego przystojna twarz rozciągnęła się przed twoimi oczami nie czułaś żadnych negatywnych emocji, jakie dotąd nawiedzały cię każdego dnia. Wszelka nienawiść, irytacja, żal, gniew zniknęły, ulotniły się jak ty z Polski jakiś czas temu. Przesiąknięte błękitem tęczówki emanujące błyskiem, lustrujące wzrokiem każdy twój ruch, wąskie, ale zarazem zmysłowe, lekko zaróżowione usta, jasne, ułożone na bok włosy, delikatny, kilkudniowy zarost. Wszystko to owocowało tlącym się wewnątrz ciebie ciepłem, bowiem doskonale udawało ci się dotąd ukrywać fakt, że łaknęłaś ich przez ten czas, tęskniłaś za nimi, bo były ci tak cholernie bliskie, tak cholernie znajome. Jedyne co się zmieniło to struktura jego mięśni, bowiem przez materiał koszuli dało się odnotować wyraźny przyrost jego muskulatury i wtem dziękowałaś mu w myślach, że nie zdecydował się na inne ubranie, które bardziej pobudziło by twoje  zmysły, a i tak pracowały one na zbyt wysokich obrotach. Kochałaś go. Nadal darzyłaś go równie mocnym i gorącym uczuciem co pamiętnego dwa tysiące siedemnastego roku, co jednak nie zmieniało faktu, że nie wiedziałaś jak postąpić. Obawiałaś się, że ponownie zostaniesz skrzywdzona, gdy pozwolisz mu przekroczyć granice. A przecież w grę nie wchodziłaś już tylko ty, a twoja ukochana mała istotka, za której istnienie w dużym stopniu odpowiadał właśnie Kamil. W twojej głowie powstało istne pobojowisko. Miałaś mętlik czy pozwolić mu się zbliżyć do Mariki czy ograniczyć ich kontakty do znikomych. Czy błędy przeszłości były odpowiednią wymówką, aby odtrącać od niej swojego ojca? Wyciągnęłaś z kieszeni szlafroku telefon i nacisnęłaś zieloną słuchawkę, oczekując zaakceptowania próby kontaktu przez bruneta.
  − Witam Wojciechowska. − pełen entuzjazmu głos powitał cię po drugiej stronie.
  − Fornal, czy ja się jasno nie wyraziłam, abyś nie mówił Kamilowi prawdy?! − warknęłaś.
  − Marcyś, ale ja mu nie powiedziałem. − bronił się przyjmujący. −  Ja jedynie podałem mu twój adres, bo zaraz po meczu zaparł się, abym zawiózł go na lotnisko i poleciał do ciebie. – wytłumaczył ci ze stoickim spokojem.
   − Czy ty się dobrze czujesz? Po co to zrobiłeś?! Dlaczego?! – wrzasnęłaś z wyrzutem do telefonu. −  Było dobrze jak jest, a teraz kurwa jest chujowo, bo wszystko wróciło! – po twoich policzkach spłynęły strugi łez.
  − Hej, uspokój się. Wdech i wydech, Marcel. − jego łagodny ton głosu w tej sytuacji drażnił cię jeszcze bardziej niż jego wcześniejsze słowa. − Bo nie mogę już na was patrzeć, rozumiesz? − westchnął głośno. − Mówiąc krótko kupidynek wisi i się od niego nie uwolnicie i koniec! – wypowiedział pewnie.
   − Zamknij się do cholery! − syknęłaś przez zaciśnięte zęby, czego on nie mógł zobaczyć. − Nie masz pojęcia co teraz przechodzę, a to wszystko przez ciebie! Najpierw zranił mnie on, a teraz ty wymierzasz mi taki cios…
    − Marcelina, ja wiem, że jest ci ciężko, ale kiedyś musiałaś się zmierzyć z przeszłością. − wypuścił głośno powietrze, zapewne wplatając palce we włosy, bowiem zawsze to czynił, gdy się denerwował. − Nie możesz dać mu drugiej szansy? − zapytał z wyraźną nadzieją w głosie. − Chłopak poleciał do Francji specjalnie dla ciebie, stara się. Staram się być obiektywny, bo przyjaźnie się z wami obydwojga, ale…
    − Wiesz co? Jebana solidarność plemników. − prychnęłaś pod nosem, kończąc połączenie.
Owinęłaś się szczelniej szlafrokiem i wlepiłaś wzrok w grafitowe niebo, na którym rozsypane były migoczące gwiazdy. Nawet one przypominały ci o blasku tych cholernych błękitnych oczu. Pokręciłaś głową, aby odpędzić od siebie tą myśl. Zerknęłaś na połyskujący księżyc i zdecydowałaś się wrócić do sypialni. Jęknęłaś przeciągle, gdy materac łóżka okazał się nie tak miękki jak zawsze, a każda obrana przez ciebie pozycja ułożenia do snu była utrapieniem. Zrezygnowana wbiłaś wzrok w śnieżnobiały sufit, atakując wiązanką siarczystych przekleństw pewnego przystojnego blondyna.

                                                                                                                                         ❤
Hejka naklejka! ^^
Wedle obietnicy rozdział pojawia się w weekend ;3 Zajrzyjcie też na Tomka i Mateusza, bo tam także czekać będzie nowość w ten weekend ;) Tym razem mamy spojrzenie na sytuację Marceliny, która z jednej strony uległa słabości do Kamila, natomiast z drugiej jest totalnie zła na Tomka i jego posunięcie, bo przecież to on stoi za Droszyńskim w Paryżu :D No, ale kto wie może to wyjdzie im na dobre ^^ W kolejnej części  ponownie przeżyjemy emocje Kamila :3 Całuję i do zobaczenia w środę! ;*
PS: Kto jeszcze nie zaglądał na Bartka zapraszam na prolog >>  Czas jest jak rzeka, a my płyniemy jej nurtem<<

wtorek, 25 czerwca 2019

003


       Natłok myśli dudnił w twojej głowie, powodując spustoszenie w twoim umyśle. Wodziłeś wzrokiem od twarzy miedzianowłosej do tej należącej do jej małej kopii z rozdziawionymi ustami. Przytłoczenie uderzyło w ciebie falą, lecz po chwili jakby odzyskałeś logiczne myślenie. Uformowałeś dłonie w pięści, a każdy mięsień w twoim ciele napiął się pod wpływem zalewającej się w zadziwiająco szybkim tempie frustracji. Zadarłeś głowę ku górze i zaglądnąłeś w oczy Marceliny, układając usta w cynicznym uśmiechu. Przez moment do twojego wnętrza dobiło się stare oblicze Kamila Droszyńskiego, który drwił ze wszystkiego i wszystkich, wyszydzał. Prychnąłeś pod nosem i pokręciłeś z niedowierzaniem głową. Inaczej wyobrażałeś sobie to spotkanie po latach. Miałeś ją tulić w swoich ramionach, przepraszać, błagać o litość, o wybaczenie, a tymczasem jedyne na co miałeś ochotę to okręcić się na pięcie i wyjść. Po chwilowej walce ze samym sobą tak właśnie postąpiłeś.
       − Marika, zaczekaj tutaj. − jej nakaz dotarł do twoich uszu. −  Mama zaraz wróci. −  jej głos drżał pod wpływem przerażenia.
Po chwili do twoich uszu dobiegł odgłos obijających się o schody stóp. Zbiegała po nich najszybciej jak tylko to było możliwe, a ty uśmiechnąłeś się blado pod nosem. W twojej wyobraźni przypuszczałeś, że to ty będziesz podążał za nią sprintem, bowiem na sam twój widok mogłaby się oddalić. Cała ta sytuacja jednak odwróciła się o 180 stopni i nie wiedziałeś czy bardziej cię to bawiło czy smuciło. Pchnąłeś drzwi od klatki schodowej i zdyszany przystanąłeś na dworze, łapiąc zachłannie chłodne powietrze, bowiem niebo znajdujące się nad twoją głowa przybrało barwę grafitu i zwiastowało zbliżającą się ulewę. Nawet pogoda utożsamiała się z twoim nastrojem,  Kamilu.
    − Kamil! − wykrzyknęła, chwytając cię za łokieć. − Kamil, do cholery! Poczekaj! Daj mi to wszystko wyjaśnić! −  wydzierała się, próbując cię przekonać do jej wysłuchania, mierząc twoją twarz błagalnym wzrokiem.
   − Zabawne, bo myślałem, że to ja będę cię musiał błagać o szansę wytłumaczenia się, a niespodziewanie czynisz to ty.−  skwitowałeś całe to zamieszanie bladym uśmiechem.
     − Posłuchaj… −  rozpoczęła łagodnie, ale natychmiast jej przerwałeś.
   − Jak mogłaś przed mną zataić, że mam córkę?! Że mamy córkę?! −  dałeś upust swojej wściekłości, mierząc ją pełnym niedowierzania spojrzeniem.  − W głowie mi się to nie mieści. To ty zawsze byłaś tą racjonalną osobą w naszej relacji, a teraz… Wiem, że cię zraniłem, że zachowałem się jak dupek, ale nie miałaś do tego prawa… − wypowiedziałeś rozżalonym tonem głosu, gestykulując dłońmi. 
    − Przepraszam. − skruszona spojrzała ci głęboko w oczy. −  Wiem, że zachowałam się  nie najlepiej, że zasługiwałeś na prawdę, ale spróbuj mnie zrozumieć. Skrzywdziłeś mnie, Kamil. − oświadczyła ci zbolałym głosem. − Wiedziałeś, że jestem w tobie zakochana i perfidnie to wykorzystywałeś, a gdybym nie była taka uparta i ci się nie opierała to jeszcze pewnie nie raz wylądowałabym u ciebie w łóżku. −  westchnęła głęboko.
   − Dlatego też przyjechałem to naprawić. Zmieniłem się. −   popatrzyłeś jej głęboko w oczy. −  Tak mi przykro, że cię wtedy tak potraktowałem, lecz gdyby nie to nie byłbym teraz taki jak jestem. Zmieniłaś mnie, Marcyś. −  cień uśmiechu zabłąkał się na twoich ustach.
Dostrzegłeś malujące się na jej twarzy zdziwienie oraz drgnięcie jej brwi ku górze, gdy w pieszczotliwy sposób zdrobniłeś jej imię. Zapewne się tego nie spodziewała, ale nowy Kamil właśnie taki był. Czuły względem Polki, która zamieszkać się zdecydowała we Francji.  Już nie spychałeś swoich uczuć na dno serca, zabezpieczając ich szyfrem, który tylko ty znałeś.  Teraz otwarcie stawiałeś czoła swojej sytuacji miłosnej z Wojciechowską, rozmawiając o niej niejednokrotnie z przyjaciółmi. Zniwelowałeś dzielący was dystans i nawiązałeś z nią niemęczący kontakt wzrokowy. Opuszkiem palca musnąłeś jedwabistą skórę jej zaróżowionego policzka, za którego barwę zapewne odpowiadał twój intensywny wzrok wymierzony w jej osobę. Wodziłeś dłonią po nim dłonią, a w powietrzu dało się usłyszeć odgłos twoich kącików ust wznoszących się ku górze. Jej szmaragdowe tęczówki rozbłysnęły i rozjaśniły się pod wpływem twojej pieszczoty. Doskonale zdawałeś sobie sprawę jak oddziaływałeś na 26-latkę i w pełni z tego wpływu korzystałeś. Słyszałeś jak zachłysnęła się powietrzem, gdy opuszkiem palca otarłeś się o brzeg jej dolnej wargi, a później przeciągnąłeś nim po jej linii. Chciałeś się nią nacieszyć. Chłonąć jej bliskość. Nie chciałeś natomiast niczego wykonać zbyt szybko, aby jej nie spłoszyć lub nie zasłużyć na siarczysty policzek, dlatego walczyłeś z samym sobą, aby jej nie pocałować. Krople deszczu drasnęły twoją skórę na twarzy, a po chwili dostrzegłeś je źrebiące tor ruchu na dekolcie dziewczyny, na które opadały po ześlizgnięciu się z jej policzków. Chwilę później jej włosy nasiąkły wilgocią, jej ciało drżało pod wpływem chłodu opadów, które spotykały się z jej skórą,  a ty zamiast pociągnąć ją pod zadaszenie lub zaproponować wejście do budynku wpatrywałeś się w nią i nie mogłeś się nadziwić jak urodziwa była. Pięknie komponowała się ze skąpanym ciemnością otoczeniem. Delektowałeś się widokiem przemoczonej przed tobą kobiety, która ani także myślała przerwać tą chwilę słabości względem siebie.  Poddałeś się. Ująłeś jej twarz w swoje wielkie dłonie i spoiłeś wasze usta. Marcelina nie protestowała. Czułeś, że oboje tego potrzebowaliście. Zatopiła palce w twoich włosach, oddając pieszczotę z nie mniejszym zaangażowaniem niż ty. Jej aksamitne wargi idealnie współgrały z twoimi, poddając się niewymagającym wiele rytmowi, bowiem wasze języki nie walczyły o dominacje. Uległy sobie nawzajem. Muskałeś jej usta subtelnie, czule, delektując się nimi w pełni, bowiem tego łaknąłeś. Nie miałeś zamiaru się spieszyć. Czyniłeś to wręcz ślamazarnie, wolno, chcąc rozkoszować się każdym drobiazgiem. Jej słodki posmak wprawił cię w euforie. Wreszcie twoje ciało wypełniła znajoma fala ciepła, a ty po prostu czułeś się szczęśliwy, Kamilu. Pogłębiła pocałunek, a ty zsunąłeś dłonie na jej zgrabne pośladki, wbijając w nie swoje smukłe palce. Teraz przeszedł on w znacznie zaawansowaną fazę. Napierałeś na jej wargi, pieszcząc swoim językiem jej podniebienie i tym samym przejąłeś inicjatywę. Wlałeś cała swoją tęsknotę w tą wymianę. Żar, namiętność, pożądanie. Tego nie dało się nie odczuć. Nie dało się wobec tego przejść obojętnie. Rzęsisty deszcz uderzał w wasze sylwetki, wsiąkając w materiał waszych ubrań, ale to was wcale nie obchodziło. Liczyło się tylko to, że po sześciu latach znowu możecie tonąć w swoich objęciach.
    − Kamil, lepiej będzie jak już sobie pójdziesz. −   odezwała się Wojciechowska po oderwaniu się od ciebie, posyłając ci nikły uśmiech. −  Muszę do niej wracać.-wskazała dłonią na budynek.
      − Jasne. Masz rację.−  skinąłeś głową. −  Potrzebuję ochłonąć. −   stwierdziłeś, chowając dłonie w kieszeniach spodni.
      − Ja też. −   szepnęła Marcelina, spuszczając głowę zawstydzona. −  Cześć!
Nie odpowiedziałeś. Okręciłeś się na pięcie i ze wzrokiem wbitym przed siebie rozpocząłeś wędrówkę do hotelu, bowiem potrzebowałeś ostudzić gorące, szalejące w twojej głowie myśli. Ich nadmiar przegrzewał twój umysł, a ty potrzebowałeś sobie wszystko poukładać. Wydarzenia dzisiejszego dnia to był dla ciebie zdecydowanie zbyt duży ciężar, Kamilu.
       − Fornal? Już jesteś martwy! −  wykrzyknąłeś do słuchawki, gdy przyjmujący zaakceptował połączenie.


                                                                                                                                                    ❤

                                                                                                                                                Hello! ^^
Jeżeli czekałyście na nowość w napięciu, to możecie zawdzięczać ją Karo, która namówiła mnie na jej przedwczesną publikację :D Ostrzegam jednak, że kolejnego szybciej nie dodam, nie ma opcji haha :D Trzeba wyczekać swoje moje drogie! ^^ Kamil nieco się poddenerwował na Marcelinę, ale chyba ostatecznie jest pomiędzy nimi w porządku, lecz czy na długo? Widać, że chemia pomiędzy nimi nie ostygła, nie została ugaszona przez tak długi okres niewidywania się. Kolejna część w weekend ^^ Mamy tutaj fanki Bedniego? :D Pod wpływem impulsu powstał bowiem blog poświęcony temu przystojnemu przyjmującemu ;3 Będzie dramatycznie, zawikłanie i ciekawie! >> Czas jest jak rzeka, a my płyniemy jej nurtem.<<

sobota, 22 czerwca 2019

002


    Po niespełna trzech godzinach lotu za zaokrąglonym oknem zamiast zarysów kłębiastych chmur ujrzałeś panoramę miasta rozciągającą się pod solidną maszyną. Chwilę później miałeś przyjemność odczuwać już grunt pod stopami, co niezmiernie cię ucieszyło. Ciągnąłeś za sobą walizkę, omiatając wzrokiem wnętrze lotniska, które pękało w szwach od nadmiernej ilości ludzi. Pokonałeś sznury turystów oraz miejscowych, którzy przybyli tutaj, aby odebrać bliskie im osoby i przed portem lotniczym natrafiłeś na upragnioną przez ciebie taksówkę. Po chwili twój rozbiegany wzrok wędrował od obiektu do obiektu, gdy w taryfie pokonywałeś odległość dzielącą cię od hotelu zabukowanego zaraz po ostatnim meczu rozegranym w sezonie 2022/2023. Straszy mężczyzna roześmiał się na twoje pochłonięcie stolicą Francji i okręcając zwinnie kierownicą podzielił się z tobą kilka ciekawostkami na temat tego miejsca oraz anegdotkami napotkanych turystów. Posłałeś mu wdzięczny uśmiech i wydobyłeś z czarnego, skórzanego portfela odpowiednia kwotę, wręczając mu ją do ręki. Taksówkarz uraczył cię serdecznym uśmiechem i życzył miłego pobytu, na co skinąłeś głową w ramach podziękowania. Jednak gdy samochód zaczął oddalać się od budynku o potężnych rozmiarach nagle się ocknąłeś i popędziłeś za nim, machając chaotycznie dłońmi przed maską. Francuz posłusznie się zatrzymał, a ty drapiąc się po karku przeprosiłeś go ze zmieszaniem, bowiem twój bagaż nadal znajdował się w bagażniku.
     − Musi pan być potwornie czymś przejęty skoro zapomniał pan o swoim dobytku. −  skwitował całą sytuację kierowca.
     − Owszem, spotykam się dzisiaj z dziewczyną, której nie widziałem 6 lat. −  westchnąłeś głęboko, zatapiając palce we włosach i zaczesując je nerwowo do tyłu.
     − Powodzenia!−  poklepał cię pokrzepiająco o po ramieniu. −  Do widzenia lepiej nie będę mówił. − dodał, zanosząc się                               śmiechem.
     − Dziękuję. −  poszedłeś w jego ślady.
Pokręciłeś z dezaprobatą głową nad swoim zachowaniem i przekroczyłeś próg jednego z hoteli obsadzonych w centrum miasta. Zameldowałeś się przy ladzie, przybliżając przy pomocy angielskiego swoją osobę pani recepcjonistce. Brunetka zmierzyła cię uważnym wzrokiem i po uzupełnieniu czegoś w komputerowym zapisie podsunęła ci kartę, obwieszczając gdzie znajduje się twój pokój. Podziękowałeś kobiecie z delikatnym uśmiechem i wpakowałeś się do windy.
    −  We Francji to mnie jeszcze kurwa nie było. −  mruknąłeś pod nosem. −  I pomyśleć, że to z powodu kobiety. −  przewróciłeś oczami. −  Kamil, dziecko drogie co się z tobą stało?! −  żywo gestykulowałeś dłońmi do swojego odbicia w lustrze umieszczonym po twojej prawej stronie. – Czy ja sam do siebie gadam? Kurwa! −   uderzyłeś się z otwartej dłoni w czoło.
Zaśmiałeś się pod nosem ze swojej postawy i po usłyszeniu sygnału dźwiękowego opuściłeś dźwignię, pociągając za sobą walizkę. Wsunąłeś kartę w czytnik, uprzednio zerkając na numer wygrawerowany na dębowych drzwiach i odetchnąłeś z ulgą w momencie poczucia pod plecami miękkości materaca. Wreszcie mogłeś rozciągnąć każdy mięsień twojego ciała i zaznać odrobiny odpoczynku. Nie zamierzałeś jednak zwlekać z pojawieniem się w miejscu zamieszkania Marceliny. Po kilku minutach błogiego odprężenia przymknąłeś za sobą drzwi łazienki, uprzednio chwytając ubranie na zmianę oraz kilka innych niezbędnych rzeczy. Strugi chłodnej wody spływały po twoim wysportowanym ciele, pozwalając mu zaznać chwili wytchnienia oraz orzeźwienia czy rześkości. Wtarłeś we włosy szampon i pośpiesznie go spłukałeś wraz z pianą powstałą za sprawą żelu pod prysznic. Przepasałeś się bawełnianym ręcznikiem wokół bioder i przystanąłeś przed lustrem, badając wnikliwie swoje odbicie. Skinąłeś głową z satysfakcją i jedyne co poprawiłeś to pozbyłeś się owłosienia ze swojej klatki piersiowej, besztając się w myślach za zachowywanie jak rozochocona kobieta przed możliwym zbliżeniem fizycznym, jednak wolałeś być przygotowany na taką ewentualność, choć prawdopodobieństwo jej nastąpienia było znikome. Odziany w błękitną koszulę, podkreślająca kolor twoich tęczówek  oraz uwydatniająca partię mięśni nad jakimi pracowałeś długimi miesiącami oraz w białe spodnie zjawiłeś się w taxi, wybierając ze spisu kontaktów zdjęcie bruneta odzianego w koszulkę reprezentacji Polski.
     − Samolot się nie rozbił? Głupi jednak mają szczęście. −  powitał cię sarkastycznym tonem głosu.
     − Tytus, ja jeszcze mogę równie szybko zjawić się w Polsce i nakopać ci tą krakowską dupę, że Kinga użytku z niej już nie                  zrobi. −  zripostowałeś go.
     − Oj, cichaj już tam, Droszyński. −   mruknął do słuchawki Fornal. − Dobrze, że żyjesz, a dzwonisz, bo…?
     − Jestem w stu procentach pewny, że ona tam mieszka?
     − Yep, Kamilku.
     − No dobra. To działamy.
     −  Za nim się rozłączysz to…?
     − To co?
     − Kupidynek wisi! Pamiętaj o tym, Kamilku!
     − Idź bo jak ci…
Po mimo, że Tomasz często powtarzał to stwierdzenie na dystansie kilku ostatnich lat ono nadal cię drażniło i wzburzało jak nic ani nikt inny. Może z wyjątkiem rodzicielki, której ubolewać się zdarzało nad twoim potraktowaniem Wojciechowskiej. Po 20 minutach jazdy przystanąłeś przed jednym z paryskich bloków i przełknąłeś głośno ślinę, wypowiadając głośno i z przejęciem:
      − Cholera!
Wtem uświadomiłeś sobie, że to naprawdę się dzieję, że naprawdę jesteś w Paryżu, że naprawdę przyleciałeś tu dla niej by wszystko naprawić, że naprawdę Marcelina Wojciechowska ci się zdarzyła, że naprawdę dziewczyna mieszkającą tutaj odmieniła twoje życie, a co najważniejsze odmieniła ciebie, Kamilu. Rozpiąłeś najwyżej znajdujący się guzik na koszuli, luzując kołnierzyk, bowiem duszności uderzyły w ciebie równie mocno jak wspomnienia miedzianowłosej przewijające się teraz przez twoją głowę niczym migawki sportowe. Wypuściłeś powietrze ze świstem i zacisnąłeś dłonie w pięści, zapewniając samego siebie wewnątrz, że dasz radę, że podołasz, że nie wylecisz z tego państwa bez satysfakcjonujących cię rezultatów. Wemknąłeś się do klatki schodowej, gdy kobieta jak przypuszczałeś około czterdziestu lat z reklamówkami powędrowała do jednego z samochodów. Odczytałeś dla pewności z listy numer mieszkania widniejący przy nazwisku dziewczyny i podjąłeś się pokonania pliku schodów. Naparłeś dłonią na dzwonek i wsparty nią o ścianę nerwowo bębniłeś palcami, oczekując rozwarcia się drzwi. Gdy klamka wydała z siebie charakterystyczny dźwięk twój oddech momentalnie przeszedł transformację i stał się zadziwiająco płytki. Serce kołatało ci w piersi, obijając się o mostek. Nie miałeś pojęcia, że można się tak kiedykolwiek denerwować. Zdezorientowany wlepiłeś spojrzenie błękitnych tęczówek w niską istotkę spoczywającą przy drzwiach, które chwilę temu się otworzyły. Długie, miedziane kaskady opadały na jej ramiona oraz plecy, a niebieskie oczęta spoglądały na ciebie z niepewnością i strachem. Mogłeś przysiąc, że ich barwa nie należała do najczęściej spotykanych, a to mogło naprowadzić cię na tylko jeden tor myślenia.
     − Mamo, co to za mężczyzna? −  wydobyła z siebie donośnym głosem mała dziewczynka.  
     − Ile razy mówiłam, żebyś nie otwierała… −  do twoich uszu dobiegł przesiąknięty pretensją, melodyjny ton znajomego ci głosu. − Obcym. −  dokończyła, zjawiając się obok dziecka i podnosząc na ciebie wzrok pełen zdumienia i niedowierzania. −  Kamil?!-wykrzyknęła oszołomiona, rozwierając usta i mrugając kilkukrotnie, aby zapewne się upewnić czy widzi odpowiednią osobę na miejscu, w którym stałeś.
     − Kruszynko, ile masz lat? −  przykucnąłeś przy miedzianowłosej, przyozdabiając usta w najszerszy uśmiech na jaki było cię stać, aby zdobyć jej zaufanie i nawiązując z nią kontakt wzrokowy.
      − Tyle. −  odparła młodsza przedstawicielka płci pięknej, pokazując pięć palców z prawej dłoni oraz jeden z lewej.
      − Kamil… −  rozpoczęła łagodnie Marcelina, otulając się nerwowo rozsunięta bluzą.

Witam ponownie w tej jakże smutny dzień dla fanów siatkówki, którzy związani byli z PGE Skrą, lecz nie tylko :(  Nie wiem co na ten temat powiedzieć, ale zaznaczę tylko, że jest mi cholernie smutno i jeszcze nadal w to nie wierzę :/ Pierwszy sezon PlusLigii i  mój pierwszy z PGE Skrą był właśnie z Miguelem, który w pierwszym roku trenerki sięgnął po MP <3 Lepiej przygody z tym klubem rozpocząć nie mogłam :3 <3 Wracając do rozdziału... Kamil dotarł do Paryża i widać, że stres tym spotkaniem nie jest u niego znikomy :D W końcu napotkał na swojej drodze Marcelinę i chyba domyślił się prawdy. Jak ją zniesie? Co zrobi Marcela? Dowiecie się w środę ;)  Publikacje w środę i weeekend Wam odpowiadają? ^^ Całuję i do zobaczenia ;*
PS: Dedykuję ten rozdział Paulce, która czekała na tą drugą część losów Kamila i Marceliny oraz w dużym stopniu się do niej przyczyniła :3

środa, 19 czerwca 2019

001 cz.II



    Rzuciłeś plikiem kluczy na drewniany blat kuchennego stołu tuż po przekroczeniu progu bełchatowskiego mieszkania  i wtargnąłeś do jego wnętrza, lekceważąc  pełne  zdezorientowania spojrzenie bruneta, który podążał za twoją sylwetką. Zapewne zastanawiał go twój pośpiech od czasu opuszczenia radomskiej hali i już niejednokrotnie przez jego myśli przewijało się uzasadnienie dlaczego się z tobą zadaje, ale miałeś to totalnie gdzieś.  Najważniejsze, że zdecydował się pełnić rolę kierowcy do miasta, w którego klubie występowałeś i nie zadawał zbyt wiele pytań podczas podróży. Momentalnie popędziłeś do sypialni, gdzie czekała na ciebie czarna walizka rozłożona tuż obok łóżka. Część rzeczy wypełniała już kawałek jej pojemności, ale nadal było tego zbyt mało. Raptownie rozwarłeś przed sobą drzwi od szafy i lustrując uważnym wzrokiem jej zawartość, zerknąłeś przez ramię na towarzyszącego ci Fornala.
      − Co się nada stąd do Paryża? − uniosłeś pytająco brew, wskazując dłonią na ubrania.
       − Czy to oznacza, że…? − parsknął z niedowierzaniem Tomek, rozszerzając źrenice.
      − Lecę do Marcyś. − oświadczyłeś z dumą, rozciągając usta w promiennym uśmiechu.
     − To może ja przyszykuje Francję na trzecią wojnę światową tak na wypadek? − skwitował twój pomysł przyjaciel. − Jak zacznie w ciebie mierzyć wszystkim co ma w domu to w końcu trafi i będzie po tobie, Droszyk.
    − Nie może być aż tak źle. − zapewniłeś go. − Że też nie zdecydowałem się na Kochana tylko wybrałem twoje biadolenie.-mruknąłeś pod nosem, przewracając oczami.

Przyjmujący fuknął coś pod nosem, po czym nagrodził cię solidnym uderzeniem w ramię. Spojrzałeś na niego rozbawiony i rozmasowałeś obolałe miejsce. Stos ubrań poskładanych w kostkę ułożyłeś starannie na dnie bagażu i udałeś się do łazienki po kilka środków higieny osobistej. Omiotłeś wzrokiem zawartość walizki i skinąłeś porozumiewawczo głową do twojego przyjaciela, oznajmiając tym samym, że jesteś gotowy do podróży. Zmiana środowiska oraz siedem miesięcy spędzone pośród bełchatowskich kominów, które były twoim szóstym  sezonem w tutejszym klubie przyniosło ci wiele życiowych doświadczeń, ale nie otrzymałeś czegoś czego najbardziej pragnąłeś. Łaknąłeś ukojenia po stracie Marceliny. Po mimo upływu takiego dystansu czasu jej osoba nadal przewijała ci się przez myśli i nie traciła na sile w twoich wspomnieniach, choć może powinna skoro wasza historia miała miejsce 6 lat temu. Ty jednak nadal pamiętałeś dotyk opuszków jej palców, który był w stanie rozpalić obszar muskanej przez nią skóry, smak i jedwabistość jej kuszących ust czy miękkość jej długich, miedzianych włosów. Ciągle odtwarzałeś w głowie barwę jej głosu, która niejednokrotnie wirowała ci w niej godzinami, a nozdrza nadal zawierały w sobie jej obłędny zapach. Intrygowało cię czy w ogóle się zmieniła od tego czasu czy nadal była tą samą Wojciechowską, która potrafiła cię zgasić podczas sierpniowego pobytu wraz z drużyną w ośrodku jak peta. Nie byłeś nawet świadomy tego jak wiele się zmieniło, a jedna z jej zmian w życiu była ściśle powiązana z tobą, Kamilu. Już niebawem miałeś się tego dowiedzieć. Podziękowałeś Tytusowi za pofatygowanie się z tobą na lotnisko w stolicy i taszczając za sobą sporych rozmiarów walizkę przekroczyłeś próg warszawskiego Okęcia.  Kilka chwil później spoczywałeś już w fotelu i opuszkiem palca sunąłeś po zarysach twarzy dziewczyny, która jako jedyna stopiła lód twojego serca i obdarowała cię pokładami swojej miłości, aby obudzić ją w tobie. Stopniowo, ale jakże skutecznie.
       − Nie mogę się doczekać  aż cię zobaczę, piękna.− szepnąłeś do siebie, wznosząc na wyżyny kąciki ust.


***
Z lekkim uśmiechem wymalowanym na ustach spoglądałaś przez ramie na pochłoniętą przez bajkę wyświetlaną w salonie sześciolatkę. Starannie mieszałaś kurczaka smażącego się na patelni wraz z ryżem i warzywami, oczekując załadowania się strony z lotami. Zrezygnowałaś na moment z przyrządzania obiadu i podbiegłaś do laptopa rozłożonego na kuchennym stole, gdy twoim oczom ukazała się znajoma witryna. Już wielokrotnie zbierałaś się do zabukowania lotu do Polski, jednak obawiałaś się spotkania swojej dawnej, a może i obecnej miłości. Przecież dobrze wiedziałaś, że z twojego serca nigdy nie zniknął Kamil Droszyński, choć starałaś się zaprzeczać samej sobie i twierdziłaś, że było inaczej. Po prostu przywykłaś do sytuacji, zaakceptowałaś ją, bowiem innego wyjścia nie miałaś. Nie chciałaś dalej brnąć w tą chorą relacje, skoro nie mogłaś otrzymać zapewnień, że on obdarzy cię bezgraniczną, silną miłością. Westchnęłaś głęboko do swoich myśli i biegnąc wzrokiem po tekście zapisanym czarną, małą czcionką nacisnęłaś przycisk myszki, potwierdzając rezerwację.
       − Skarbie, po zakończeniu twojego roku szkolnego lecimy odwiedzić wujka Tomka!− oznajmiłaś córce donośnym krzykiem zza kuchni.
         − Wreszcie go poznam! – w głosie dziewczynki dało się dostrzec podekscytowanie i szczerą radość.
         − Przepraszam, że tak późno, ale potrzebowałam czasu na pewne sprawy. − posłałaś jej słaby uśmiech, stawiając przed nią talerz  z posiłkiem. − Wsuwaj.



~*~
Hello!  ^^ 
Chyba oszalałam, ale idę na totalny spontan, wracając nagle do tej historii! :D To wyżej nagle zrodziło się w mojej głowie, choć zarysy miałam już po zakończeniu tej historii, ale teraz jakby pojawił się całkowity rysopis akcji, więc korzystam, bo chyba się uda napisać więcej i będziecie mieć kontynuację tej historii w postaci 2 części ;3 Mam nadzieję, że kogoś ta wiadomość ucieszy i ktoś tutaj wyrazi swoje zdanie ;) Całuję i do zobaczenia ( mam nadzieję niebawem );*