wtorek, 9 lipca 2019

007



   Z głową wspartą na dłoni, która opierała się na miękkim materiale poduszki delektowałaś się widokiem blondyna okrytego od pasa w dół śnieżnobiałą pierzyną. Na jego wąskich ustach błąkał się delikatny uśmiech, a jego napięte mięśnie pod wpływem ramion splecionych pod jego głową zostały niezwykle uwydatnione, co niezwykle przypadło ci do gustu. Nie rozumiałaś jak z balkonowej kłótni, którą wszczęłaś przeszliście na ten etap, aby wylądować razem w łóżku. Westchnęłaś głośno do swoich myśli i okryłaś się kołdrą, zmieniając położenie na pozycję siedzącą. Przeczesałaś palcami potargane włosy i pokręciłaś z niedowierzaniem głową, zerkając na śpiącego wciąż siatkarza. Cholernie cię do niego ciągnęło, choć myślałaś, że ten ogień na przestrzeni tych sześciu lat wygaśnie. Był twoim narkotykiem i im dłużej po niego nie sięgałaś tym bardziej rozkoszowałaś się konsumpcją po raz pierwszy od dawna, tym bardziej uczucie pragnienia wzrastało, osiągając zenit. Dodatkowo na jego korzyść działała bardziej zarysowana muskulatura oraz wyrazistość jakiej nabrał przez te kilka lat. Zniknęła z jego twarzy powłoka młodzieńcza, ustępując miejsca tej totalnie męskiej. Mimowolnie zadarłaś kąciki ust, przymykając powieki i przypominając sobie uczucie jego sunących po twojej nagiej skórze dłoni, ust nakrywających twoje wargi czy intensywnego wzroku wędrującego po twoim ciele. Najbardziej jednak urzekły cię te migoczące błękitne oczy, gdy wasze ciała scaliły się w jedność i mogły rozkoszować swoim pięknem nawzajem. Opatuliłaś swoje drobne ciało koszulą rozgrywającego i ostrożnie opuściłaś łóżko, dopinając jej guziki.  Z błogim uśmiechem wymalowanym na ustach wkroczyłaś do kuchni, zaglądając do lodówki. Z jej wnętrza wydobyłaś kilka jajek oraz innych niezbędnych składników do wykonania jajecznicy, której wykonaniu nie jednokrotnie przypatrywałaś się Fornalowi. Na wspomnienie wychwalającego swoje dzieło przyjmującego zachichotałaś pod nosem i zabrałaś się do roboty. Chwilę później po mieszkaniu roznosił się apetyczny zapach, który zbawił do pomieszczenia Droszyńskiego. Zerknęłaś przez ramię na jego osnutą snem twarz, parskając śmiechem na widok jasnych włosów pełnych nieładu. Siatkarz wzruszył jedynie ramionami i za pomocą dłoni próbował je jakoś ułożyć.  Ty tymczasem pod bacznym spojrzeniem błękitnookiego nakładałaś na talerze danie, jednak ten oplótł ramionami twój pas i wciągnął cię na swoje kolana. Wzdrygnęłaś się na moment zetknięcia się ze sobą nagiej skóry twoich ud z jego.
    −  Możemy sobie darować jajecznicę, złotko. − wychrypiał do twojego ucha, trącając jego płatek czubkiem nosa. − Chętnie pochłonę na śniadanie taką delicję jak ty, ale najpierw muszę  zdjąć czekoladę, by dostać się do galaretki. −  mruknął, a wtem poczułaś jego ciepłe wargi na skórze szyi, natomiast dłonie ocierały się o materiał koszuli, który próbował rozpiąć.
    − Kamil, przestań! −  odepchnęłaś go od siebie, podrywając się z jego ud. −  Myślisz, że teraz będziemy się zachowywać jak normalna para? −  parsknęłaś, spoglądając na niego z niedowierzaniem.
     − Wiem, że to skomplikowane, ale spójrz skumulowało się w nas pożądanie i pierdykło, a to musi coś znaczyć. −  tłumaczył ci, wstając z miejsca. −  Marcyś, daj nam szansę. − prześwietlał cię na wylot swoim przeszywającym wzrokiem, wypowiadając te słowa błagalnym tonem i przygważdżając cię do kuchennej szafki.
     − Droszyński, żartujesz sobie? − parsknęłaś oniemiała, mrugając kilkukrotnie rzęsami. −  Po tym wszystkim ty chcesz tak po prostu zacząć od nowa?
      − Okay, w takim razie co to było w nocy? − patrzył na ciebie z uniesioną brwią i splecionymi na klatce piersiowej ramionami. −  Przecież mnie pragniesz. Widzę to! Sama to zaczęłaś! −   wytykał ci, ledwo ukrywając uśmiech.
      −  Jestem dojrzałą kobietą i tak jak wy, faceci też mam swoje potrzeby. −  odparłaś, wzruszając ramionami. −  Swoją drogą, że jesteś atrakcyjnym mężczyzną, Kamilu.
    −  Nie wierzę!- pokręcił z niedowierzaniem głową. −  Czy ty się mną właśnie zabawiłaś?! − wykrzyknął oniemiały. − Dobra, nieważne. −  machnął zrezygnowany dłonią. −  Zróbmy tak. Przyjadę po ciebie wieczorem.
      − Po co?
      − Niespodzianka, a teraz zjedzmy jak ludzie to śniadanie w zgodzie.


***


      −  Halo? −  podniósł słuchawkę przyjmujący.
     −  Fornal! Nie zgadniesz co się kurwa wczoraj wydarzyło!-wrzeszczałeś do słuchawki podekscytowany.
  − A może jednak? Kupidynek strzelił was w dupcie i jesteście razem?! −  tym razem rolę rozentuzjazmowanego przejął krakowianin.
    −  Nie? −  parsknąłeś z zażenowaniem. −  Swoją drogą skończ już z tą pierdołą, bo psychicznie tego nie zniosę i szpulę się z tej pieprzonej wieży. −  wypowiedziałeś podirytowany.
    −  Znosisz to 6 lat! Zniesiesz i kolejne 365 dni. −  stwierdził rozbawiony brunet. − No, więc co się wydarzyło?
    −  Ja, ona, jej mieszkanie, a później… − rzekłeś zadowolony z siebie.
     − Nie wierzę! −  wydusił z siebie totalnie zdumiony Tytus. − Przecież Marika tam była. Zrobiliście to przy niej?!
   −  Tomek, czasami się zastanawiam jak ty kurna jesteś i gdzie jesteś z takim rozumowaniem świata. −  westchnąłeś nad sposobem myślenia przyjaciela. −  No przecież, że kurwa nie było naszej córki w domu, cepie!
      − Właśnie przegrałem z Bickiem dwie stówy. Dzięki, Kamil.−   powiedział pretensjonalnie brunet.
      − Jezus! Zamiast się cieszyć, że są jakieś postępy to ty mi z pretensją wyjeżdżasz?! Boże! Dość! Zmieniam doradcę!
      − Tylko ja wiem jak kupidynek działa! Ha ha!
      − Kończę tą żałosną rozmowę!
Rozbawiony rzuciłeś telefonem na łóżko, zerkając na zegar zdobiący ścianę. Chwyciłeś w dłoń bukiet białych róż i odetchnąłeś głęboko, przyglądając się swojemu lustrzanemu odbiciu w łazience. Spryskałeś się swoimi ulubionymi perfumami i po chwili zameldowałeś się we wnętrzu taksówki, dyktując mężczyźnie adres miedzianowłosej. Poluzowałeś kołnierzyk i podwinąłeś rękawy ciemnej koszuli, odczuwając skutki zbliżającego się spotkania. Nim się obejrzałeś, a otwierałeś przed nią drzwi samochodu i wsunąłeś w jej drobną dłoń wiązankę kwiatów, otrzymując w podzięce subtelny, urokliwy uśmiech. Przez całą drogę do lokacji jaką wybrałeś wcześniej wpatrywałeś się w taflę szkła, a raczej migoczący za nią krajobraz, bowiem nerwy dawały o sobie znać. Kątem oka zauważyłeś jednak, że Marcelina prezentuje się przepięknie. Granatowa sukienka z wzorem kwiatów podkreślała jej subtelność, ale także odsłaniała długie, zgrabne nogi i uwydatniała jej sylwetkę. Po chwili nakryłeś jej dłoń swoją, splatając ze sobą wasze palce i naprowadziłeś ją w kierunku obiektu rozciągającym się przed wami. Wojciechowska zwróciła głowę w twoim kierunku i zmierzyła cię zdziwionym wzrokiem, a ty jedynie się roześmiałeś i przepuściłeś ją przed siebie. Odgłos jej wysokich obcasów obijających się o podłoże dudnił w twoich uszach, co wskazywało na to, że posłusznie pokonuje drogę na szczyt budowli, pozwalając ci sunąć swoim wzrokiem po jej wyrzeźbionych łydkach. Mimowolnie uśmiechnąłeś się na ten widok i zerknąłeś także na biodra kołyszące się na boki.
       −  Kamil, myślisz, że tego nie widzę? −  parsknęła poważnie, choć po chwili zaniosła się śmiechem.
      −  Łudzę się ku temu. −  odparłeś roześmiany.  −  To, że się zmieniłem nie znaczy, że nie jestem podatny na twój seksapil, a po za tym jestem tylko facetem, nie księdzem, który zrezygnował z seksu. −  wytłumaczyłeś się wyczerpująco.
   − Zdecydowanie za dużo mówisz. − skwitowała dziewczyna, chichocząc pod nosem. −  Wow. −  rozdymała usta, gdy wasza wędrówka odnalazła swój finisz.
Omiotła wzrokiem otoczenie, które skąpane było ciepłym strumieniem światła bijącym od świec rozmieszczonych wokół i zaszczyciła cię swoim spojrzeniem, unosząc pytająco brew. Ponownie scaliłeś ze sobą wasze dłonie, tym  razem lewe i prawe oraz przyciągnąłeś ją do siebie za nie, sprawiając, że zachwiała się lekko na szpilkach. Nieśmiało zadarła głowę ku górze i napotkała się na twoje oczy wpatrzone w nią niczym zaczarowane. Przełknęła głośno ślinę w obawie o to co zaraz się wydarzy, a ty jedynie przyozdobiłeś usta w beztroski uśmiech, bowiem moment na który czekałeś 6 lat właśnie nadszedł. Właśnie w tej chwili masz przed sobą kobietę, która odmieniła twój los, wyciągnęła cię z wnętrza ciemności i zamierzasz jej to uświadomić, wyznać swoje uczucia, Kamilu.
     −  Marcelino.- wychrypiałeś, bowiem nagle twoje gardło wyschło na wiór.
    −  Za nim coś powiesz to chciałam podziękować za to, że mnie tutaj zabrałeś i za tą całą otoczkę. −  musnęła niepewnie twój policzek swoimi wargami. −  Jest pięknie.  −  dodała, uśmiechając się kącikami ust.
     −  Nie przyjechałem tutaj, aby odnowić naszą relacje. Przyleciałem tutaj, bo zdałem sobie sprawę z czegoś bardzo ważnego, co powinienem sobie uświadomić dawno temu. − twój głos drżał z nadmiaru emocji, a twoje palce mocniej naparły na jej dłoń.− Przepraszam cię za ból, cierpienie jakie ci wyrządziłem, lecz gdybym wtedy nie spędził z tobą tej nocy to co dzieje się teraz nigdy by się nie wydarzyło. Nie poznalibyśmy się, nie zatracili w sobie, nie mielibyśmy tak pięknej córeczki jak Marika i nie zakochali w sobie. – wypowiedziałeś na jednym wdechu, dostrzegając w szmaragdowych tęczówkach Marceliny niedowierzanie spowodowane zapewne ostatnimi słowami. − Tak, dobrze słyszałaś, Marcelino. Zakochali się w sobie, gdyż ja też to poczułem. Czuję to odkąd Tomek rozmawiał z tobą przez telefon przy mnie, a gdy miał spytać o mnie rozłączyłaś się i wtedy poczułem coś czego nigdy dotąd nie poczułem. Bezsilność, cholerny smutek i pustkę. Wtedy dotarło do mnie, że Tomek miał rację. Z tobą było inaczej. Od samego początku traktowałem cię inaczej, choć wydawało mi się, że nie wyróżniałem cię w żaden sposób to tak jednak było. Nie potrafiłem zostawić cię w spokoju, ciągle zawracałam do ciebie, tłumacząc sobie, że to tylko twoja bliskość tak na mnie działa, ale tak naprawdę to twoje wnętrze tak na mnie działało. Nie mogłem przestać o tobie myśleć. Wpadłem w obłęd i teraz wiem, że nie chcę się już z niego wydostawać. − ująłeś jej twarz w dłonie. −  Kocham cię, Marcyś. −  wyszeptałeś czule, patrząc jej głęboko w rozżarzone oczy.   
    − Przykro mi, Kamil, ale ja cię nie kocham.


Hello! ^^
Z racji tego, że jutro  startuję Final Six to dodaje ten rozdział dzisiaj i tradycyjnie przed meczem naszych :D Właśnie skończyły mi się zapasy, ale chyba problemu z napisaniem reszty nie będzie :P Beztroska i błogość poszły w zapomnienie po zagalopowaniu się Kamila, który nie umie utrzymać na wodzy swoich zapędów do Marceliny. Tomasz jak zawsze dba o humor, nie tylko Kamila, ale i nasz :D No i  moment, na który chyba wszystkie czekały. Kamil wreszcie się przed Marceliną otworzył i został spoliczkowany jej słowami. Co sądzicie o tej sytuacji? Podda się czy będzie walczył dalej? Całuję i do zobaczenia w sobotę!  ;*

2 komentarze:

  1. Jeszcze tak nawiązując do poprzedniego rozdziału, to uważam, że to trochę za szybko się między nimi stało i cóż wychodzi na to, że tym razem to Marcelina chciała zabawić się Kamilem?? Nie potrafię do końca rozgryźć ich zachowania. Są dorosłymi ludźmi, a próbują sobie dopiec na każdym kroku. Niech w tym wszystkim nie zapomną, że najważniejsze jest dobro Mariki :)
    Kamil poszedł za radą niezawodnego Tomka i wyznał Marceli swoje uczucia. Wierzę, że po sposobie życia jaki prowadził było mu ciężko, dlatego cieszy mnie fakt, że się przełamał i wyznał swoje uczucia... Tylko że takiej odpowiedzi Marceli to się nie spodziewałam :D Kamil zresztą chyba też nie ^^ Na pewno go nie kocha, czy nie jest pewna swoich uczuć po tym co się wydarzyło?
    Czekam na nowość :)
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To była tylko taka gra słów jednorazowa, także spokojnie ^^
      Ze strony Marceliny jest troszkę irytacji na to jak wcześniej potraktowana została przez Kamila, a z jego cóż.. On ma jej za złe coś innego :D
      Jeszcze zapewne do tego dojdą.
      Otworzył się przed nią, ale został spoliczkowany przez jej słowa.
      Dowiemy sie niebawem ;3
      Dziękuję i pozdrawiam ;*

      Usuń