sobota, 27 lipca 2019

Epilog

   
   Gładziłeś dłonią jedwabiste pukle włosów, nucąc pod nosem jedną z kołysanek jakie podczas wielu wieczorów śpiewała ci twoja własna babcia. Nic jednak nie było w stanie ujarzmić zbyt pobudzonej miedzianowłosej. Westchnąłeś głęboko zrezygnowany, spoglądając błagalnie na twoją partnerkę. Marcelina wzruszyła  obojętnie ramionami i rzuciła, abyś radził sobie sam tak jak ona czyniła to na przestrzeni tych kilku lat. Wywróciłeś jedynie oczami, dostrzegając muskający jej usta cwany uśmiech, bowiem skutecznie udało jej się cię zirytować. Dziewczynka niespodziewanie podczas waszej krótkiej wymiany słownej o dziwo zsunęła głowę na twoje ramie. Zdziwiony zadarłeś jedną brew ku górze, ale upewniłeś się, że śpi, bowiem jej powieki były przymknięte. Odchyliłeś głowę do tyłu i wyciągnąłeś się na fotelu, prostując długie nogi. Odprężony zwróciłeś twarz w stronę Wojciechowskiej, która w swojej dłoni dzierżyła twardą okładkę pochłanianego ostatnio romansu. 
        − Mało ci romansów ze mną. − skwitowałeś z przekornym uśmieszkiem na ustach. 
        − Cicho bądź. −  skarciła cię. − Ten mały szpieg może tylko udawać, że śpi, aby nas podsłuchiwać. − stwierdziła z powagą.
Przesunąłeś rozbawionym wzrokiem po jej twarzy i mimowolnie zachichotałeś pod nosem, kręcąc z niedowierzaniem głową. Nachyliłeś się nad jej twarzą i owiewałeś swoim ciepłym oddechem jej lekko zaróżowione policzki, gwarantując jej, że może i podsłuchiwać , ale zobaczyć co wyrabiacie nie. Zwieńczyłeś swój monolog szelmowskim uśmiechem i wpiłeś się zachłannie w jej kuszące cię usta, opuszkami palców gładząc jej policzek. Marcelina jęknęła zadowolona wprost w twoje gardło wskutek niespodziewanego napływu namiętności, jaki od ciebie otrzymywała.  Absorbowana przez nią książka wymsknęła jej się z dłoni, opadając z donośnym hukiem na podłoże, lecz wasza dwójka zlekceważyła ten fakt. Byliście zbyt pochłonięci sobą.  Jej ramiona oplotły twoją szyję, przyciągając cię do siebie bliżej, bowiem waszą dwójkę dzieliła mała dziewczynka pogrążona we śnie i nie zdająca sobie sprawy z tego co wyczyniają jej rodzice. W końcu dziewczyna oderwała się od ciebie z obfitymi rumieńcami na twarzy i spojrzała ci głęboko w oczy. Po jej szmaragdowych tęczówkach rozlewało się czyste szczęście i błogość. Nie wyobrażałeś sobie już życia bez tego widoku, Kamilu.
        − A może by tak wybadać pokładową łazienkę? −  zasugerowałeś, poruszając znacząco brwiami. 
        − Czasami mam wrażenie, że stary Kamil wrócił.- zachichotała Marcelina. 
       − On nigdy nie wróci. −  potarłeś jej policzek zewnętrzną częścią dłoni, zapewniając ją. - Stary ja sypiałem z dziewczynami jak popadnie, a teraz mimo, że cię mam obok to codziennie marzę robić to z tobą. −  drugą część wypowiedzi wyszeptałeś jej wprost do ucha niskim głosem, zahaczając językiem o jego płatek. 
    − Nie bądź taki narwany, Droszyński. − zbeształa cię, uderzając dłonią w ramie. − Już jeden owoc twojej chcicy tu jest.−  wskazała głową na postać dziecka. 
Musnąłeś jej policzek swoimi wargami i wsunąłeś na uszy słuchawki, zatapiając wzrok w kłębiastych chmurach rozciągających się za oknem. Pamiętałeś jak niespełna dwa tygodnie temu także spoczywałeś na pokładzie samolotu, ale tego wylatującego z warszawskiego Okęcia. Wtem łaknąłeś odzyskać kobietę siedzącą obok ciebie, choć czy mogłeś odzyskać coś czego nigdy nie utraciłeś? Marcelina dobitnie przekazała ci do wiadomości fakt, że ciągle należała do ciebie, choć oficjalnie ci tego nie zadeklarowała wcześniej. Była trochę jak paczka, która czekała na twój odbiór. Choć leciałeś z chęcią odzyskania Wojciechowskiej to podczas pobytu w stolicy Francji zyskałeś coś jeszcze. Małą kopię ciebie i twojej partnerki. W pełni usatysfakcjonowany z wycieczki do kraju trójkolorowych mogłeś powrócić do granic ojczyzny. Niespełna godzinę później wyczerpująco odpowiadałeś na pytania zadawane przez małą, miedzianowłosą dziewczynkę, która zaintrygowana poruszała temat przeszłości dzielonej z jej matką oraz kilku innych zagadnień. Udzielałeś jej odpowiedzi zgodnie z prawdą, bowiem jej młodego wieku grzeszyła ilością inteligencji jaka przypadła na jej małą głowę. Tłumaczyłeś jej cierpliwie, gdzie zawiniłeś, dlaczego tyle czasu nie było cię przy niej oraz jej mamie. Po nieco ponad dwóch godzinach lotu maszyna zetknęła się z podłożem lotniska Chopina w stolicy, a kilkanaście minut później ciągnąłeś za sobą dwie duże walizki. 
       − Nieee! − wydarł się środkowy, który chwycił się dłońmi za głowę i oniemiały rozwarł usta. 
Widok ciebie oplatającego w pasie miedzianowłosą wprowadził go w istne oszołomienie. Widniejąca przy twoim boku dziewczynka jakby totalnie nie wywarła na nim zdziwienia, szoku czy jakichkolwiek emocji. Norbert skupił się wyłącznie na waszej dwójce, co odrobinę cię bawiło.
       − Tak! −  rzuciłeś roześmiany. 
      − Nieeee! −  przeciągnął nadal  zdumiony. 
      − Tak! −  zanosiłeś się głośnym śmiechem.
   − Jeszcze raz powiesz nie to moja córka zbada twoją wytrzymałość na ból. − parsknęła rozbawiona Marcelina, grożąc mu palcem. − No choć no tu! − dodała, zmniejszając dzielący ich dystans.
Obserwowałeś jak rudowłosa tonie w uścisku Hubera, uśmiechając się lekko do Mariki. Niepokoiła cię nieobecność Tomka na lotnisku, ale po chwili odetchnąłeś z ulgą, gdyż dostrzegłeś jego wyłaniająca się z rzeki ludzi rozpędzoną sylwetkę.  Zapewne zbyt późno wyjechał i spotkały go korki. Zdyszany brunet przystanął w miejscu i wsparł dłonie o kolana, badając was uważnym wzorkiem.  Wpatrzona w środkowego dziewczynka, którą zajmował rozmową i lekko tulił, stwierdzając, że to cała ty oderwała się nagle od niego i uniosła pytająco brew, patrząc na nowo przybyłą osobę.
      − Gdzieś ty się podziewał? Miałeś tylko iść zjeść. −  odezwał się małomówny dotąd Norbert.
    − Kolejka w Maku na 10 km. − skwitował Tytus. − Boże, jakaś ty malutka i urocza! − zapiszczał rozczulony, wbijając siwe błękitne tęczówki w postać dziewczynki. 
Marika zaśmiała się na słowa swojego wujka i wpakowała się mu na ramiona, aby po chwili podziwiać obiekt z wysokości dwóch metrów. Fornal niosąc małą kruszynkę na rękach zmierzał w kierunku wyjścia z lotniska, a ty obejmując ramieniem Marcelę zmierzałeś tuż za nim i Huberem, który także popadł w zachwyt nad małą mieszanką genów twoich i Wojciechowskiej. Pomogłeś Tomkowi z bagażami i oparłeś się o karoserię jego samochodu, spoglądając na niego z nad okularów przeciwsłonecznych z szerokim uśmiechem na ustach. 
         − I co mi powiesz? − mruknąłeś. 
       − Kurwa! Nie wierzę, że się wam udało! − zamknął cię w solidnym uścisku, podskakując ku górze. −  Kupidynek zawsze działa! Wisiał nad wami i wisiał, aż wywisiał swoje! Mega się na was patrzy! − wydzierał się przyjmujący. − A spróbuj  mi to spieprzyć...− pogroził ci palcem. 
   − Nie zamierzam, Tomuś. − rzuciłeś zgodnie z prawdą.− Kocham ją. − wypowiedziałeś pewnie z promiennym uśmiechem na ustach. − Dziś zabiorę ją do rodziców i przedstawię im. Małą też. −oświadczyłeś. 
    − Widzę, że poważnie. − przyjmujący pokiwał głową z uznaniem.
    − A pamiętam jak jeszcze kilka lat temu upijałaś się ze mną z powodu tego blondasia! − dotarł do was krzyk Hubera.
Uniosłeś zdziwiony brwi i spojrzałeś na Fornala, który podniósł dłonie w geście bezradności.

                                                                                                                                   ❤
Hello tutaj po raz ostatni! ^^
Dziękuję, że zdecydowaliście się ze mną uczestniczyć w drugiej części losów Kamila, Marceliny i Mariki :3 Wiem, że ten epilog nie jest jakiś bombowy, ale cóż.. Najważniejsze, że szczęśliwy ^^ Tomuś poznał małą, Huber zszokowany związkiem, a oni szczęśliwi, w końcu :D  Ogólnie to ta historia przebiegła po mojej myśli, lecz czasami miałam wrażenie, że wieje nudą, a nawet schematem gdzie były ich przeżycia na zmianę przeplatane rozmowami z Tomkiem, ale już koniec więc :D Teraz możecie mnie spotkać na Łukaszu (Szumy Spalskich Lasów) oraz Bartkach ( Bednorz ---->Czas jest jak rzeka, a my płyniemy jej nurtem oraz Filipiak ---> Pociąg się wykoleił, a ja wpadłam do Twojego serca)  Rozdziały pojawiać się będą chronologicznie od poniedziałku do środy w kolejności wymienienia blogów ^^ O ile na Filipiaka i Łukasza mam zapas, tak na Bedniego czas coś napisać :D Mam nadzieję, że w końcu na nim ruszę ^^ Całuje i do zobaczenia ;*


środa, 24 lipca 2019

011

 
       Już zapomniałeś jak przyjemnym doświadczeniem było pod opuszkami palców odczuwać jej jedwabistą skórę, kiedy opadłeś na miękki materac i miałeś ją na wyciągnięcie ręki. Przyjemnym uczuciem było znów przylegać do jej pleców i skrywać jej drobną sylwetkę w swoich silnych ramionach, aby rankiem rozkoszować się jej błogim uśmiechem na lekko różowawych ustach, gdy trwała nadal pogrążona we śnie. Tak było i tym razem, lecz zdecydowałeś się uraczyć ją przed przebudzeniem śniadaniem zaserwowanym prosto do łóżka, dlatego też ostrożnie odrzuciłeś od siebie śnieżnobiałą pierzynę i wymsknąłeś się do kuchni. Przez chwilę badałeś zawartość lodówki oraz szafek, pocierając brodę w trakcie rozmyślania nad tym co mogłeś przygotować. W końcu podjąłeś się próby przygotowania gofrów, bowiem to był bezpieczny wariat także dla twojej małej piękności. Nucąc pod nosem utwór  Smolastego, który idealnie odzwierciedlał twoją sytuację, bowiem byłeś totalnie uzależniony od osoby miedzianowłosej nakładałeś masę do specjalnego urządzenia, aby po chwili dekorować gofry mieszanką czekolady, bitej śmietany oraz malin z bananem. Oblizałeś palce z ciemnego kremu oraz białej konsystencji i  chwyciłeś w dłonie dwie, miętowe filiżanki. Wsypałeś do nich ciemny proszek i zalałeś wrzącym strumieniem wody, do jednej z nich wsypując dwie łyżeczki białych kryształków. Ułożyłeś posiłek wraz z parującym naczyniem na tacce i wkroczyłeś do sypialni Wojciechowskiej, aby wyłożyć śniadanie dziewczyny na szafce nocnej. Rozbawiony obserwowałeś jak rudowłosa śmiesznie porusza nozdrzami, gdyż wdarł się do nich aromatyczny zapach kawy i powoli unosi powieki, marszcząc brwi po zobaczeniu tacki z posiłkiem. 
  − Ty to zrobiłeś? −  rozwarła usta zdziwiona twoim gestem, lustrując cię wzrokiem szmaragdowych tęczówek, gdy odnotowała twoją obecność w pomieszczeniu.
  − Specjalnie dla śpiącej królewny.−  puściłeś jej oczko. − Kochany jesteś.- zawyła rozanielona, wgryzając się w gofra.− Boże, jakie to pyszne. −  mruknęła zadowolona.
   − Idę obudzić naszą ślicznotę. − zachichotałeś. 
   − Nie trzeba. −  usłyszałeś zza pleców dziewczęcy głos.
Zwróciłeś głowę w stronę Mariki i obdarowałeś ją pełnym ciepła uśmiechem. Nachyliłeś się nad nią i wzniosłeś nad podłoże, muskając ustami jej policzek. Dziewczynka zaśmiała się na ten gest i pstryknęła cię w nos, prosząc, abyś ją puścił. Wedle życzenia posadziłeś ją na łóżku obok jej mamy i pognałeś po porcję śniadania dla tej małej istotki. Z dwoma talerzykami zameldowałeś się ponownie w sypialni i przyglądałeś się wspartej o ramie Marceliny córce, pochłaniającej śniadanie. Kilka lat temu nie widziałbyś siebie w takiej perspektywie.  Wizja posiadania dziewczyny, a tym bardziej córki cię wówczas przerażała, a teraz nie wyobrażałeś sobie świata bez tych dwóch kobiet. Nie potrafiłeś wytrzymać bez nich godziny. Martwiłeś się, kiedy znikały na kilka godzin, a Marcelina nie odpowiadała na twoje SMS'y, zbyt zatracając się w pracy czy czasie spędzanym z córką w galerii. Pokręciłeś z niedowierzaniem nad swoimi myślami i zatopiłeś usta w ciemnej cieczy.
    − Skąd wiedziałaś, że  Kamil to twój tata, słońce? −  pytanie wydobyło się z ust Wojciechowskiej.
   − Ma takie same oczy jak ja, a nigdzie takich nie widziałam. Tylko u niego, a po za tym mówiłaś, że płaczesz z jego powodu. Z powodu taty też płakałaś, więc połączyłam te informacje. − wytłumaczyła miedzianowłosa, a ty wraz z twoją dziewczyną rozchyliłeś zdziwiony usta.
    − Wow. Spryciula z ciebie.  − skwitowała Marcelina, targając jej włosy.
    − Po tatusiu. −  dodałeś, zbijając z dziewczynką piątkę.
    − A skąd ja się wzięłam, tato? − zwróciła się do ciebie, a twoje serce zalało przyjemne ciepło , gdy ostatnie słowo wydobyło się z jej ust.
    − No tatuś tłumacz się. − zachichotała twoja partnerka.
   − No... −  jąkałeś się zakłopotany, błądząc dłonią po szyi i przyglądając się rozbawionej Marceli. −  Z miłości do twojej mamy. − odparłeś, szczerząc szeroko.
   − I pewnego procesu, ale jesteś za mała na takie rzeczy, złotko. −  postanowiła ci pomóc w rozmowie z córką zielonooka.



***


Roześmiany uderzyłeś dłonią w klakson, obserwując żegnającą się ze swoim przyjacielem Marcelinę. Miedzianowłosa ukazała ci środkowy palec prawej dłoni, a ty ponowiłeś swój gest, zanosząc się głośnym śmiechem.  Dziewczyna przyśpieszyła kroku na swoich czarnych szpilkach i po chwili zajęła miejsce pasażera, zapinając pas bezpieczeństwa. Wtem odjechałeś z parkingu pod blokiem z piskiem opon i spojrzałeś rozbawiony na twoją towarzyszkę, która podtrzymywała dłoń przy lewej piersi, odgrywając rolę przerażonej. Zwinnie obracałeś kierownicą i poruszałeś się sprawnie po paryskich ulicach z celem dotarcia do lokacji, którą upatrzyłeś sobie już jakiś czas temu Byłeś przekonany, że odda ono idealnie klimat na waszą pierwszą randkę. Niegdyś nie pomyślałbyś o włóczeniu się na  takie rzeczy, a teraz sam zainicjowałeś tą propozycję  i musiałeś przyznać, że ekscytacja wyżerała twoje wnętrze, bowiem nie mogłeś się doczekać reakcji miedzianowłosej na twoją niespodziankę. Ignorowałeś pytania Polki zamieszkałej we Francji, zanosząc się śmiechem z jej frustracji, gdy raz po raz przewracała oczami na skutek braku uzyskania od ciebie odpowiedzi. Nuciłeś pod nosem słowa jednego z polskich raperów, zerkając przelotnie na Marcelinę, która  przyglądała ci się z tym błyskiem w oku i co jakiś czas dołączała się do śpiewu. Po kilkunastu minutach zatrzymałeś samochód i zgasiłeś silnik, spoglądając przez ramię na dziewczynę. Gdy miałeś już wysiadać Wojciechowska niespodziewanie odpięła pas i wpakowała ci się na uda, zarzucając ci swoje ramiona na szyję. W skutek zdziwienia twoja brew zawędrowała ku górze. Przyglądałeś się jej badawczo, a ona jedynie roześmiała się radośnie i wymruczała:
      − Nareszcie sami.
Nie miałeś najmniejszego pojęcia co wikła się w jej głowie, ale takie jej oblicze niezmiernie przypadło ci go gustu. Tajemniczość bijąca z jej szmaragdowych oczu sprawiła, że chęci otwarcia drzwi od strony kierowcy i pociągnięcia jej we wcześniej przygotowane miejsce rozprysnęły się niczym bańka mydlana. Twoje plany musiały poczekać, Kamilu, bowiem ta dziewczyna intrygowała cię bardziej kolejny sezon Pamiętników Wampirów. Na szczęście mogłeś  swoje zamiary bez problemu usunąć na drugi plan. Marcelina rozochocona kołysała biodrami na boki, ocierając się perfidnie o materiał twoich dżinsów. Poczułeś napływ gorącego powietrza, które niemal buchało w twoje ciało. Delikatnie poluzowałeś rękawy oraz kołnierz koszuli i  sięgnąłeś dłonią po dźwignię, regulując  ułożenie fotela i odchylając go ku tyłowi, aby zwiększyć zasób miejsca dla waszej dwójki.  Dziewczyna skwitowała twój ruch nikłym uśmiechem i kontynuowała swoje poczynania z jeszcze większym zaangażowanie, co poskutkowało tym, że powoli zaczynałeś tracić kontrolę nad swoim ciałem oraz świadomość tego gdzie się znajdujesz. Otaczający was świat zanikał, a kobieta spoczywająca na twoich udach w pełni za to odpowiadała, sprowadzając na ciebie obłęd i szaleństwo. Zsunąłeś ręce na jej pośladki i wbiłeś palce w ich architekturę, zastygając z nią w elektrycznym kontakcie wzrokowym.   Z rozchylonych kusząco ust miedzianowłosej wydobył się cichy jęk, za który odpowiadały zapewne twoje poczynania. Zamrugała zalotnie i przegryzła płat dolnej wargi śnieżnobiałymi zębami wobec czego nie mogłeś przejść obojętnie. 
   − Marcelina. − jęknąłeś donośnie, gdy ponownie otarła się o obszar twojej męskości. 
   − Ktoś w tym związku musi być bardziej bad. − wymruczała, wplatając palce w twoje włosy. 
   − Cholera. −  zawyłeś, gdy przywarła wargami do twojej szyi. 
Nim spostrzegłeś, a zdążyła naznaczyć skórę twojego karku kilkoma ciemnymi śladami. Zachłysnąłeś się powietrzem, kiedy naparła swoimi pełnymi piersiami na twój tors, a następnie nakryła twoje usta swoimi wargami.  Ocierała się o nie zachłannie, czego nie szło się dziwić, bowiem oboje byliście niemalże wygłodzeni, spragnieni swojej bliskości. Całowaliście się łapczywie jakby jutro miało nie nastać. Ignorowałeś niedobór powietrza, który coraz silniej dawał o sobie znać. Jej drobne palce sprawnie przebrnęły drogę usłaną guzikami twojej koszuli, a następnie dobrały się do paska twoich spodni. Zachichotałeś na jej niecierpliwość, lecz nie zamierzałeś przejąć kontroli. Poddałeś się jej całkowicie. Trwałeś w amoku, nie myśląc racjonalnie, kiedy Marcelina Wojciechowska bałamuciła nowe oblicze Kamila Droszyńkiego, pragnąc przebudzenia jego dawnego oblicza.  W pewnym momencie jej zgrabne nogi oplotły twój pas i takim oto sposobem przenieśliście się na tylne siedzenia czarnego BMW, które wynająłeś na dzisiejszą noc. Nie przewidziałeś jednak, że ta okaże się tak parna i długa. Marcelina obsypywała pocałunkami twój nagi tors,  nie podarując sobie zaszczyceniem uwagi każdego mięśnia i kreśląc bliżej niezidentyfikowany szlak na twoim ciele.  Otuliły je dreszcze wraz z gęsią skórką, a gdy jej zęby wbiły się w materiał twojej gumki od bokserek zachłysnąłeś się powietrzem, obserwując jak zsuwa je w dół powolnym, ślamazarnym wręcz ruchem.  Jej oczy napotkały się na twoje i  wtem dojrzałeś w nich rozbłysk dzikości jakiego nigdy dotąd tam nie spotkałeś. Płonął w nich żywy ogień, którego dawno w nich nie widziałeś, ale po ich powierzchni rozlegał się także ten znajomy ci już żar wyrażający jej miłość do ciebie.
     − Jak tak dalej pójdzie to wyprodukujemy rodzeństwo dla Mariki. − sapnąłeś zdyszany, spoglądając jej głęboko w oczy.
     − Nie miałabym nic przeciwko. −  oświadczyła twoja towarzyszka z promiennym uśmiechem.
     − Ja owszem! Nie chcę skończyć z córką, dziewczyną i dzieckiem w drodze! −  oburzyłeś się, zanosząc się śmiechem.
     − Chcesz czegoś więcej? −  jej oczy zamigotały radośnie.
   − Ciebie jako żony, ale na to jeszcze przyjdzie czas. − wypowiedziałeś z szczerym uśmiechem. − Teraz czas na coś innego. − skinąłeś głową na waszą dwójkę.
Wyłowiłeś z wnętrza kieszeni dżinsów ofoliowane opakowanie i rozerwałeś je zębami, aby po chwili zrobić z jego zawartości użytek.  Ująłeś jej biodra w dłonie i  delikatnie przywarłeś nimi do siebie, scalając wasze ciała w jedność. Twoje dłonie wodziły po jej nagiej skórze, wywołując u niej dreszcze, kiedy jej pośladki bujały się na boki, dostarczając waszej dwójce niesamowitych doznań, bowiem nadal siedzieliście. Ona na tobie, a ty na skórzanej powierzchni siedzenia. Wasze wargi wyciskały na sobie nawzajem żarłoczne pocałunki, a języki toczyły taniec dominacji, w którym ty odniosłeś zwycięstwo. Po chwili z jej krtani wydobyło się twoje imię, a twoje gardło nie zostało jej dłużne, wykrzykując pełne brzmienie jej imienia. Dyszeliście ciężko, starając się unormować płytkie oddechy, lecz na waszych ustach błąkał się błogi uśmiech i to było najważniejsze. Spoglądałeś jej głęboko w oczy, nie mogąc przestać się zachwycać tym, że wreszcie jest tylko i jedynie twoja. Łaknąłeś, aby tak pozostało i zrobisz wszystko by tak się stało. 
       − Lepiej w ta randkę wjechać nie mogłaś. −  mruknąłeś, muskając jej policzek. 
     − Raczej nie mogliśmy. −  poprawiła cię, odgarniając wilgotny kosmyk opadający ci na czoło. − A jakie masz plany na jej dalszy przebieg? −  zachichotała.
Nie odpowiedziałeś. Podałeś jej porozrzucane po tylne części samochodu ubrania i sam wsunąłeś na siebie swoje odzienie, a następnie chwyciłeś jej dłoń i pociągnąłeś na koc rozłożony na końcu niewielkiej uliczki, która skąpana była różnego rodzaju kwiatami.  Migoczące na niebie gwiazdy oświetlały jej twarz otuloną zachwytem i szczęściem, co wywoływało szczery, szeroki uśmiech zakwitający na twoich ustach. Wręczyłeś jej dwa kieliszki i rozlałeś do nich czerwoną ciecz, odnotowując jak kręci głową rozbawiona, gdy oznajmiłeś jej, że to Piccolo.  Wreszcie byliście po prostu szczęśliwi. 


                                                                                                                                       ❤

                                                                                                                                   Hello! ^^
Takim oto sposobem  mamy tutaj ostatni rozdział losów Kamila i Marceli, a już w sobotę dodam Wam epilog, który czeka już na swoją publikację :3  W piątek  Mateusz i Tomek zaliczy swój kres, a wtedy skupię się na Bartkach oraz Łukaszu :D  No, ale wracając do naszych kupidynków... Beztroska wreszcie ma ich w opiece :3 Marika znowu dała popis sprytu podczas rozmowy w sypialni, a Marcelina zdecydowała się wcielić w dawnego Kamila haha :D Jemu się to chyba podobało :D Całuję i do zobaczenia za tydzień ;*
PS: Zapraszam na Filipiaka, gdzie pojawił się nowy rozdział w poniedziałek ^^

sobota, 20 lipca 2019

010

  "poznałam cię na pamięć
coraz więcej chcę tych wspólnych chwil
na zawsze, razem w noc i w dzień"

    Nałożyłaś nogę na nogę i podrygiwałaś jedną z nich, rozważając intensywnie podjętą kilka godzin temu decyzję. Czy nie zdecydowałaś się na nią zbyt pochopnie, zbyt szybko?  Podziwiając krzątającego się po hotelowym lokum blondyna nabierałaś jednak pewności, że chcesz dzielić z nim swoje życie choćby od zaraz. Zdecydowanie nadmiernie dużo czasu roztrwoniłaś po przez chęć stania się kobietą niezależną i teraz dobitnie tego żałowałaś, bowiem przez dystans tych sześciu lat ani ma moment twoje uczucie do Droszyńskiego nie wygasło, ani choćby nie zostało przygaszone choćby w najmniejszym stopniu. Zmarnowałaś tyle czasu i nie zamierzałaś zaprzepaścić ani minuty więcej.  Kamil także był winny waszej długiej rozłąki, ale nie miałaś sił ani ochoty tego roztrząsać, bowiem nie widziałaś w tym sensu.  Przecież przyleciał tutaj, aby cię odzyskać, aby zawalczyć o was i to pokazywało jak bardzo mu na tobie zależało, jak bardzo pragnął cię w swoim życiu. Czułaś, że on także nie będzie mógł przeboleć kolejnych chwil spędzonych zdala od siebie. Na myśl o całej tej sytuacji odczuwałaś przyjemną falę ciepła wewnątrz, która zwiastowała narastające podekscytowanie,  a fakt, że rozgrywający niemalże przypieczętował układanie ubrań w walizce  wywołał cień uśmiechu na twoich ustach.  W końcu wieszaki w szafie przybrały postać tej przed jego przybyciem  co skwitowałaś cichym westchnięciem, bowiem trochę czasu tutaj spędziliście. Kamil spojrzał na ciebie roześmiany i oplótł cię ramieniem w pasie, przyciągając do siebie wolną dłonią, gdyż w drugiej podtrzymywał rączkę od walizki. Zadarłaś głowę ku górze i wspięłaś się na palce stóp, scalając wasze wargi. Skradłaś z jego ust przelotny pocałunek i pociągnęłaś go w kierunku drzwi, pragnąc w końcu znaleźć się w zaciszu swojego mieszkania. Kilkanaście minut później machałaś wraz z nim recepcjonistce  na pożegnanie i z wyraźną ulgą opuściłaś budynek. Przymknęłaś powieki, gdy promienie majowego słońca musnęły skórę twojej twarzy, a lekki, ciepły wiatr kołysał subtelnie końcówkami twoich miedzianych kaskad. Euforia w pełni opanowała twój organizm, zalewając cię przyjemnym uczuciem sygnalizującym początek czegoś nowego w twoim życiu, otwarcia nowego rozdziału, nowej ścieżki. Tym razem tej odpowiedniej. Otworzyłaś oczy i ujrzałaś wpatrzonego w ciebie niczym zaczarowanego Kamila. Nie przywykłaś jeszcze do jego mieniących się błękitnych tęczówek, po których powierzchni rozlewała się pasja, miłość i beztroska czy tego zarezerwowanego tylko dla ciebie obezwładniającego uśmiechu. 
     − Nie gap się tak na mnie. −  skarciłaś go, otwierając bagażnik samochodu. 
   − Doskonale wiem, że lubisz, kiedy to robię. − wymruczał do twojego ucha niskim, uwodzicielskim głosem, mijając cię, aby ułożyć bagaż we wnętrzu auta. 
Niby przypadkiem otarł się smukłą dłonią o twój pośladek skryty pod materiałem dżinsowych spodenek, odchodząc na bok. Zadrżałaś pod  wpływem jego dotyku i zagryzłaś dolną wargę, próbując kontrolować swoje ciało, aby nie pokazać mu swojej słabości. Blondyn skwitował to tryumfalnym uśmiechem i wpakował się na miejsce pasażera, a ty westchnęłaś głośno, okręcając kluczyki na palcu.  Wciąż zdawał sobie sprawę jak na ciebie oddziaływał  i miał czelność z tego korzystać. Przekręciłaś kluczyki w stacyjce i oplotłaś dłońmi skórzaną nawierzchnię kierownicy, włączając się do ruchu ulicznego.  Przeszywający wzrok blondyna nie znikał ani na chwilę, a twoja dłoń spoczywająca na skrzyni biegów została nakryta przez jego smukłą rękę. Mimowolnie kąciki twoich ust musnęły wyżyny, kiedy jego palce splotły się z twoimi. 
-Za trzy dni wylatujemy do Polski.- poinformowałaś siatkarza podczas postoju na światłach. - Obiecałam małej, że pozna Tomka. Wujka Tomka.- dodałaś, uśmiechając się lekko na myśl jaką rolę odegrała w powstaniu waszego związku. 
      − Ho ho. Z dyrektora kupidynka awansował na wujka. − zaśmiał się Droszyński, a ty mu zawtórowałaś. 
      − Pełni teraz dwie ważne funkcje. −  odparłaś roześmiana. −  Powinniśmy mu jakoś podziękować, nie sądzisz? −  zadarłaś brew ku górze, spoglądając wymownie. 
     − Nie wiem o czym mówisz. Ja działałem w pełni sam. −  wzruszył ramionami.
    − Yhym, jasne. −  zachichotałaś. − Oj, Kamil, Kamil. − westchnęłaś, kręcąc głową. 
    − Zabukuje sobie dzisiaj bilet na ten wasz lot. 
Skinęłaś głową na jego słowa i pokonałaś ostatni odcinek trasy dzielący was od twojego mieszkania. Po chwili blondyn objął cię ramieniem i pokonał wraz z tobą liczne pliki schodów , aby przepuścić cię w drzwiach kilka minut później.  Kruszynka spoczywająca na kanapie w salonie poderwała się z miejsca i zamiast rzucić się na ciebie powędrowała do blondyna, wtulając się w jego długie nogi. Roześmiałaś się beztrosko na ten gest  i na migi wyjaśniłaś sytuację przyjacielowi, który także wstał z sofy, racząc cie pytającym spojrzeniem, wskazując na walizkę przy boku Kamila. Pokiwał jedynie głową i pożegnał się z tobą  przelotnym uściskiem, szepcząc coś na ucho rozgrywającemu. Ten jedynie skinął głową z delikatnym uśmiechem i podrzucił małą, biorąc ją na ręce. 

"biorę w ciemno każdy gest
z tobą chce na świata kres
znam cię na pamięć
coraz więcej chcę"


***
Wszystko dla ciebie działo się w zbyt zawrotnym tempie, ale nie miałeś prawa narzekać. Nie kiedy wreszcie chwyciłeś szczęście w ręce i nie zamierzałeś doprowadzić do tego, aby ci się z nich wywinęło.  Uśmiech zdobiący twarz tej małej istotki, kiedy Marcelina ujęła twoją dłoń  w swoją, oświadczając, że  cię kocha i od dzisiejszego będziesz dzielił z nimi życie był  jednym z najpiękniejszych widoków w twoim życiu. Tylko od dzieci biła bezgraniczna szczerość i radość. W tym momencie na własnej skórze doświadczyłeś tego, że to stwierdzenie było prawdziwym.  Z niemalże identycznych tęczówek jak twoje dało się wychwycić ogniki szczęścia oraz bezgraniczne zadowolenie. Migotały one niczym tysiące gwiazd na niebie i nie było w tym nic wymuszonego, nic podrobionego. To było prawdziwe, to było czymś czego naprawdę zasmakowałeś w tej chwili, Kamilu. Wtem otrzymałeś nowy świat składający się z dwóch najpiękniejszych kobiet na ziemi, Marceliny oraz twojej cudownej córeczki.  Przykucnąłeś przy 6-latce i rozwarłeś ramiona, uśmiechając się do niej promiennie. Dziewczynka momentalnie przylgnęła do ciebie, wtulając się w ciebie ufnie, a tobie nie pozostało nic innego jak rozkoszować się tą chwilą i zamknąć ją w swoich objęciach. Dziwiło cię z jaką łatwością zyskałeś jej sympatię. Wasze  kontakty wyglądały zupełnie inaczej niż się spodziewałeś. Ona zachowywała się jakby cię znała od lat, jakbyś był w  jej życiu od samego początku, od chwili narodzin. Tak jednak nie było, a Marika z niewiadomych ci powodów tak łatwo ci zaufała. Może intuicja podpowiadała jej, że jesteś dobrym człowiekiem po mimo wyrządzonych jej matce ran? Wasza relacja nie była burzliwa, a wręcz wymarzona i to zbijało cię z tropu, Kamilu. 
     − Mamo, mogę cię o coś zapytać? − wypowiedziała nieśmiało kruszynka stworzona przez ciebie i Marcelinę. 
    − Jasne, skarbie. −  odparła ochoczo miedzianowłosa. 
    − To Kamil jest moim tatą? −  jej pytanie obiło ci się o uszy, wprawiając cię w oszołomienie. 
Te pięć słów rozbrzmiewało w twojej głowie wypowiedziane tym słodkim, aksamitnym głosem jak mantra. Obiła się echem, wracało jak bumerang, ściągając na ciebie szok. Zastygłeś w miejscu, przełykając głośno ślinę. Po chwili jednak poluzowałeś uścisk, w którym nadal podtrzymywałeś dziewczynkę i poderwałeś się na równe nogi, zwracając twarz ku twojej partnerce. Lustrowałeś ją intensywnym wzrokiem, oczekując jej reakcji na pytanie tej małej kruszynki. Marcelina zamrugała kilkukrotnie tak jakby próbowała ocknąć się po chwili zmroczenia, które zaatakowało ją podobnie jak i ciebie. Wtem jej szmaragdowe oczy natrafiły na twoje błękitne na jednym pułapie. Wdałeś się z nią w rozmowę bez słów, próbując przekonać ją do wyjawienia prawdy, bo po mimo, ze Marika była bardzo młoda to niezwykle inteligenta i sprytna.  Zasługiwała na prawdę,ale obawiałeś się, że w tak wczesnym wieku nie pojmie ciężaru całej tej sytuacji w jakiej się znalazła. Westchnąłeś głośno i oczekiwałeś posunięcia przez Marcelinę. Ta jedynie skinęła głową w twoją stronę, co oznaczało nieme pozwolenie na wyjawienie waszej córce prawdy przez ciebie samego.
     − Tak, skarbie. − wypowiedziałeś zachrypniętym głosem. −  Jestem twoim tatą i cholernie cię kocham.− spojrzałeś jej głęboko w oczy, wznosząc kąciki ust. 

                                                                                                                                                  ❤
Cześć! ;3
Nieźle się namęczyłam nad tym wyżej, ale mam nadzieję, że efekt końcowy jest w miarę zadowalający dla  Was! ^^ Dla mnie to jeden z cięższych rozdziałów, a gdy się zbyt skupiam by wszystko było idealne to nie wychodzą mi opisy takie jak bym chciała, więc średnio jestem z niego zadowolona :/ Aczkolwiek mam nadzieję, że kolejny będzie lepszy i być może on jednak będzie epilogiem, zobaczymy jak mi się to rozłoży ;)  Może Marika zbyt szybko się kapnęła, ale nie było sensu tego ciągnąć :D  Całuję i do zobaczenia ;*

czwartek, 18 lipca 2019

009

    Od dwóch dni Kamil nie pojawił się w twoim domu, a Marika atakowała cię masą pytań przy spożywaniu wspólnie posiłków odnośnie braku jego wizyt w waszym domu. Co miałaś powiedzieć tej uroczej istotce? Może, że jej matka złamała mu serce jak niegdyś on jej to uczynił? Że pogrzebała jego nadzieję na zasmakowanie pierwszej w życiu miłości czy może, że zapewne nie miał ochoty jej oglądać ani przebywać w jej towarzystwie po czymś takim? Westchnęłaś nad swoimi myślami ostatecznie, odpierając, że pewnie jest zajęty. Łapałaś się często na rozmyślaniu nad tym co blondyn mógł teraz porabiać. Ciekawiło cię jak znosił pierwszy zawód miłosny i czy sobie z nim radził.  Gdy miedzianowłosa przymknęła za sobą drzwi, aby udać się do mieszkającej w tym samym bloku koleżanki udałaś się do sypialni i wyczerpana natłokiem kołaczących w twojej głowie myśli na temat rozgrywającego  opadłaś na miękki materac. Sięgnęłaś po białe pudełko i zsunęłaś z niego nakrywkę, rozsypując jego zawartość na czerwonej pościeli. Opuszkiem palca przemknęłaś po twarzy wówczas 21-latka, który opierał się nonszalancko o balustradę drzwi, wpatrując zapewne w miejsce gdzie siedziałaś. Fotografowi idealnie udało si uwiecznić jego rozżarzone błękitne oczy, które były także totalnie rozmarzone. Wąskie usta układały się w lekkim uśmiechu, a włosy muśnięte były nieładem. W błękitnej koszuli i czarnych spodniach prezentował się niezwykle atrakcyjnie. Na kolejnym zdjęciu Kamil  trzymał w dłoni kieliszek z przeźroczystą cieczą i roześmiany przyglądał się Fornalowi, który także przymierzał się do pochłonięcia zawartości swojego naczynia. Jednym z ujęć, które wykonane było z ukrycia znajdowałaś się ty pochłonięta wpatrywaniem się w Droszyńskiego, który natomiast tonął w twoich tęczówkach, a jego dłonie spoczywały po obu stronach twoich bioder, przywierając cie tym samym do baru, który się znajdował w twoim dawnym miejscu pracy, gdzie poznałaś swojego przyjaciela oraz obiekt swoich westchnień.   Nawet nie spostrzegłaś kiedy słona ciecz źrebiła tor w twoich bladych policzkach, a z twojego gardła wydobywał się cichy szloch. Struga łzy zakończyła swoją wędrówkę na śliskim papierze, widocznie go mocząc.
      − Mamo?− usłyszałaś cichy, dziewczęcy głos przepełniony troską.
      − Co ty tutaj robisz, skarbie?− wysiliłaś się na nikły uśmiech i pośpiesznie zewnętrzną częścią dłoni otarłaś wilgotne policzki. 
     − Alice jest chora i jej mama mnie wygnała do domu, abym się nie zaraziła.− wyjaśniła swoją obecność w domu dziewczynka.− Dlaczego płakałaś? −   opadła na miejsce obok ciebie, spoglądając zaintrygowanym wzrokiem na zdjęcia. −To Kamil!  
      − Tak, to on, a to wujek Tomek.−  wskazałaś palcem bruneta. − Płakałam, bo mi smutno, córeczko.
      − Z powodu Kamila, prawda? Tęsknisz za nim?
      − Niestety. − skwitowałaś, uśmiechając się słabo. 
    − Też mi go trochę brakuje. Polubiłam go. W ogóle to ma takie same oczy jak ja! Wypas! − wykrzyknęła Marika, na co się roześmiałaś.
Przyciągnęłaś ją do siebie i zamknęłaś w szczelnym uścisku, muskając ustami jej czoło. Gdyby tylko wiedziała w jaki sposób został jej przekazany odcień tęczówek ojca... Kąciki twoich ust mimowolnie wzniosły się na wyżyny na myśl o wrześniowej nocy, którą po mimo sporej ilości spożytego alkoholu pamiętałaś detal po detalu i przekonana byłaś, że on także miał ją przyswojoną jak wiedzę z polskiego w małym paluszku. Może powinnaś mu dać szansę ze względu na ta małą istotkę, która tuliła cię mocno do siebie?  Skoro Marika już zdążyła polubić Kamila to przecież nie mógł być aż tak zły w nowej odsłonie. Zaufanie dzieci  w końcu ciężko zdobyć tak szybko, a jemu się to udało.  Z rozmyśleń wyrwał cię ulubiony utwór rozbrzmiewający po wnętrzu pomieszczenia, w którym znajdowałaś się wraz z córką. Dziewczynka pobiegła po telefon usytuowany na jeden z półek i podała ci go, opuszczając twoje lokum. 
      − Halo?− odebrałaś połączenie.
     − Marcyśka, tak się bawić nie będziemy. −  ton głosu twojego przyjaciela nie był pogodny jak zazwyczaj, a wręcz pełen irytacji. − Co ty najlepszego wyprawiasz z Kamilem?! − zawył z bezsilności nad twoją postawą. 
     − Trzymam go na dystans. −  odparłaś neutralnym tonem.
    − Złamanie mu serca nazywasz trzymaniem na dystans?! Nie, no! Ja już nie mam do was siły! Zachowujecie się jak gówniarze, uciekając przed sobą w berka! −  Fornal kipiał złością.
     − A nie pamiętasz już co on mi zrobił? Dokładnie to samo! −  broniłaś się. −  Sorry Tomek, ale odzyskanie zaufania nie jest takie łatwe po czymś takim. Nawet jak mnie kocha to skąd masz pewność czy nie odstawi mnie w kąt, gdy pojawi się jakaś inna, ładniejsza?! 
   − Marcelina, co ty pleciesz?! On jest w tobie zakochany na zabój!  Na dodatek jest zachwycony Mariką! 
   − Jesteś moim przyjacielem, prawda?−  zapytałaś, a gdy usłyszałaś pomruk potwierdzenia kontynuowałaś: − Więc dlaczego ciągle stoisz po jego stronie?! − wypowiedziałaś oburzona jego postawą.
    − Cholera! Sześć lat temu byłem po twojej, nie pamiętasz? − westchnął.  −  Po za tym chcę was zeswatać. No chyba, że dzieciaczki nie dacie sobie rady i będę musiał stawić się w Paryżu, aby was doprowadzić do pionu.
      − Bez łaski, Fornal!
 Podirytowana cisnęłaś telefonem w pościel i wypuściłaś powietrze ze świstem. Dlaczego Tomek ni potrafił cię rozumieć tylko cie atakował? Nie miał prawa obwiniać cię o wątpliwości względem Kamila, o brak zaufania mu. Przecież zmajstrował ci dziecko, a potem oświadczył, że nie jest skłonny do miłości, że nie potrafi kochać. Po czym po upływie sześciu lat nagle zjawia się tutaj i psuje twoje w miarę uporządkowane życie, wyznając ci swoje uczucia. Jakim prawem?!  Lecz czy mogłaś być szczęśliwa z kimś innym niż z nim? Na dystansie tych kilku lat odtrącałaś od siebie mężczyzn. Trzymałaś się od nich na dystans. Dopiero teraz zdałaś sobie sprawę z tego, że czyniłaś to, bowiem w podświadomości byłaś  pewna, że żadnego nie będziesz w stanie pokochać jak Droszyńskiego, że żadne z nich nigdy nie będzie uśmiechał się w tak obłędny sposób jak on i żaden inny nie będzie patrzył na ciebie tak intensywnym wzrokiem jak on. Wiedziałaś także, że  inna woń perfum niż ta intensywna należąca do rozgrywającego nie zaowocuje zawrotami głowy oraz nie wedrze się do twoich nozdrzy tak dotkliwie jak ta jego. Tylko jego opuszki palców będą cie mogły dotykać w taki sposób jak żadne inne i tylko jego bliskość będzie w stanie powodować u ciebie kołatanie serca, fikołki w żołądku oraz stado motyli w nim. 


***

Poprawiłeś przeciwsłoneczne okulary spoczywające na twoim nosie , aby ochronić oczy przed ostrymi promieniami paryskiego słońca i podążałeś powolnym krokiem zmierzałeś w kierunku jej bloku. Po dwóch dniach regeneracji roztrzaskanego na kawałki serca zdecydowałeś się je podnieść z podłogi i posklejać do kupy, aby ponownie zawalczyć. Wytrwałeś bez niej sześć lat, ale kolejnego roku nie zniesiesz. Tym bardziej, kiedy Tomasz przekonany był o tym, że uczucie płonące w jej wnętrzu względem ciebie nie zgasło. Mało powiedziane, ono nie zostało ani na moment przygaszone. Czułeś to. Intuicja podpowiadała ci, że cię kochała, Kamilu. Z resztą ludzie nie zawsze okazywali sobie miłość w sposób wypowiedzenia dwóch, magicznych słów. Spory procent ich populacji na świecie po prostu wyrażał ją przez małe gesty takie jak spojrzenia, uśmiechy czy przypadkowy kontakt cielesny. U was ostatnia forma została zastosowana w pełni, bez wyznaczania jakichkolwiek granic bliskości. Kilka dni temu zawierzyliście się sobie całkowicie, oddając się sobie wzajemnie.  Mimowolnie przez twoje usta przemknął cień uśmiechu na wspomnienie jej perfekcyjnego ciała  niezakrytego choćby skrawkiem pierzyny czy ubrania. Wracając do tematu, Kamilu... Marcelina  niejednokrotnie nie umiała skryć  pokładów ciepła  na twój widok, które sprawiały, że jej szmaragdowe tęczówki  mieniły się na różnorakie barwy. Jej uśmiech w twoim towarzystwie był najszczerszą rzeczą jaką widziałeś w życiu, a do tego mógł powalić na kolana niejednego mężczyznę.  Wypuściłeś powietrze ze świstem i za pomocą domofonu  poprosiłeś Wojciechowską o zjawienie się na parking przed budynkiem. Chwilę później obserwowałeś jej miedziane kosmyki targane przez wiatr oraz sylwetkę przemieszczającą się obok ciebie, bowiem na twoją propozycję spaceru skinęła ochoczo głową.
     − Marcelina. − zwróciłeś się do niej, przywołując na siebie jej pytający wzrok. −  Ja nie wierzę w twoje słowa wypowiedziane dwa dni temu. Nie mogłaś przestać mnie kochać przez te sześć lat. − sapnąłeś, przeczesując nerwowo włosy.
    − Niby czemu?  − rzuciła, unosząc brew.  − Ludzie wyjeżdżają, odcinają się od dawnego życia, ludzi i rozpoczynają nowy rozdział. Mój jest tutaj razem z Mariką.−  wytłumaczyła ci, wpatrując się przed siebie.
    − Bo w porównaniu do mnie wtedy byłaś zdolna do kochania, a skoro ja teraz ciebie kocham tak mocno i nie widzę po za tobą świata to ty nie mogłaś nagle przestać mnie kochać. Darzyłaś mnie już wtedy miłością i to ogromną. Widziałem to. − prześwietliłeś ją błękitnymi tęczówkami.
Nagle jej ciało zastygło w bezruchu. Jakby te słowa uderzyły w nią z zadziwiającą siłą. Zwróciła się powoli twarzą w twoim kierunku i zamrugała kilkukrotnie, sprawiając wrażenie jakby analizowała, przetwarzała znaczenie twoich słów.  Zniwelowała dzielący was dystans i ujęła twoją twarz w dłonie, spoglądając ci głęboko w oczy. Ty natomiast badałeś głębie jej odcieniu tęczówek.
    − Masz rację. Kochałam cię wtedy bardzo mocno. − oświadczyła z lekkim uśmiechem, a ty na czas przeszły w jej wypowiedzi poczułeś jak ktoś wymierza ci kopniaka z półobrotu. − Cholera jasna, gdybyś tu nie przyjechał wszystko byłoby prostsze, ale przyjechałeś i kupiłeś serce naszej córki, a skoro przez jej powłokę tak łatwo się przedostałeś to ja ci powiem, że... Nigdy nie przestałam cię kochać, Kamil. − pogładziła zewnętrzną częścią dłoni twój policzek. −  Ja po prostu się boję. Boję, że znowu mnie skrzywdzisz, że uciekniesz, zostawiając nas same, że... − jej głos drżał pod wpływem emocji, a powierzchnia jej oczu zaczęła niebezpiecznie się szklić.
     − Hej, przestań! −  potrząsnąłeś ją lekko, aby wyrwać ją z tego zjazdu emocjonalnego. − Nie zrobię ci tego. Nie zrobię wam tego, słyszysz? − szepnąłeś, opierając o siebie wasze czoła. − Kocham cię i Marikę i teraz to wy jesteście najważniejsze. − zadeklarowałeś, lustrując jak jej twarz momentalnie się rozchmurza, aby dać się otulić radości.
      − Też cię kocham, Kamil.  −  mruknęła, wtulając twarz w materiał twojej koszulki.


                                                                                                                                                     ❤
Wreszcie się stało :D Marcelina i Kamil szczerze ze sobą porozmawiali, co było im potrzebne już od dawna i oto się stało! Są wreszcie parką  ^^ Macie dla nich jakiś ship? :D Ciekawe jak to wszystko przyjmie Marika oraz dyrektor kupidynka XD Do końca tej historii jakieś 2- 3 rozdziały razem z epilogiem. To tak wstępnie, zobaczymy jak wyjdzie :3 Info dla fanek Filipiaka ( jeśli takowe tu są) : pojawił się nowy rozdział na " Pociąg się wykoleił, a ja wpadłam do Twojego serca." Wiem, wiem. Inne projekty, najpierw je skończę, bla, bla, bla... A wyszło jak zawsze XD No cóż... Taka już jestem < tu minka z laski z dłońmi do góry> Dlatego też może niebawem będę publikować rozdziały na wszystkich opublikowanych opowiadaniach i jakoś fajnie rodzielę je na dni. Myślę o tym, ale zobaczymy :D Całuję i do zobaczenia w sobotę, a wcześniej na naszych kochanych chłopakach, Tomku i Maślaku ;* 

sobota, 13 lipca 2019

008

         Chwilę po wydobyciu się z tych rozkosznie różowych ust  zgorzkniałych, dotkliwych  słów pamiętałeś jak przez mgłę. Zbyt bardzo skupiłeś się na odczuwalnym, przeszywającym bólu w klatce piersiowej, który nie należał do rodzaju tych fizycznych dolegliwości, lecz swoją intensywnością  przysporzył ci nieznośne cierpienie psychiczne. Nigdy w życiu Kamilu nie miałeś złamanego serca. Nie wiedziałeś jak to jest to odczuwać, przeżywać czy trwać w tym stanie, ale śledząc przesiąkniętymi błękitem tęczówkami pozbawionymi blasku krople srebrzystego deszczu źrebiące tor na tafli szkła jakim było okno taksówki  jakimś zdumiewającym trafem wiedziałeś, że tego właśnie doświadczyłeś. Sposób w jaki oznajmiła ci, że jej wszelkie uczucia względem ciebie wygasły poćwiartował twoje serce na strzępki. Niebo totalnie utożsamiało się z twoim obecnym nastrojem i dołączyło do twojej wewnętrznej rozpaczy. Zaserwowało ci swoje towarzystwo niczym Fornal, który gdyby tylko wiedział usiadł by z tobą na kanapie w bełchatowskim mieszkaniu i rozlał przeźroczystą ciecz do kieliszków, klepiąc cię pocieszająco po ramieniu i wysilając się na ten ciepły, pokrzepiający uśmiech. Mimowolnie kąciki twoich ust poderwały się ku górze na tą myśl. Z głową wspartą na dłoni podziwiałeś otulony w wyrazistym żywiole Paryż, a w twojej głowie kłębiło się zdecydowanie za dużo myśli. Westchnąłeś głośno nad zaistniałą sytuacją, czym przywołałeś na siebie zaciekawione spojrzenie kierowcy i zerknąłeś przelotnie na ekran telefonu, by wybadać ile zajęło ci uporanie się z własnymi uczuciami. Zdziwiony zadarłeś brwi, gdy wyświetlacz ukazał ci dziesiątą wieczorem. 
   − Dobranoc. − rzuciłeś w stronę mężczyzny, zatrzaskując za sobą drzwi po uregulowaniu opłaty. − By to chuj. − zakląłeś pod nosem, uderzając czubkiem buta w pobliski kamień. 
Wsunąłeś dłonie w kieszenie spodni i przekroczyłeś próg budynku, by po chwili znajdować się już w zaciszu swojego hotelowego pokoju. Zapewne wydasz na niego majątek, gdy w twoje dłonie trafi rachunek z tego kilku dniowego pobytu, lecz jedyne czym skomentować możesz tą myśl to wzruszenie ramion, bowiem teraz nie obchodziło cię to zupełnie. Wsiadając w samolot na lotnisku w stolicy Polski uznałeś, że było warto dokonać rezerwacji  w tym miejscu. Teraz także tak sądziłeś, bowiem nie zamierzałeś się podawać, choć postawa Wojciechowskiej totalnie odcięła ci prąd, lecz musiałeś się postarać. Jak nie dla niej, to dla Mariki, którą cholernie chciałeś poznać i pragnąłeś, aby doświadczyła smaku ojcowskiej miłości. Kiedyś może machnąłbyś dłonią na osobę Marceliny, stwierdzając, że jak nie z nią ci się uda to z inną , ale teraz nie byłeś tym zepsutym do szpiku kości, Droszyńskim. Obecnie istniałeś jako ten Kamil pełen pokładów dobra i dochodzenia do sukcesów ciężką, zawziętą walką. Ambicja nie pozwała ci odpuścić. Nie kiedy cena zwycięstwa była tak wysoka i brzmiała " Marcelina Wojciechowska i wasza córka, Marika".  
  − I jak?! − wrzasnął podekscytowany Fornal do słuchawki, kiedy przyłożyłeś telefon do ucha po odebraniu połączenia przychodzącego.  
    − Spierdoliło się na amen. − sapnąłeś, opadając plecami na łóżko.
   − Żartujesz sobie ze mnie?! Co tym razem odjebałeś?! − słyszałeś jego ciche westchnięcie, które zapewne wyrażało pobłażanie nad twoją osobą. − Przeleciałeś ją na szafce w kuchni?!
    − Jezu, Fornal! Nie! − przyłożyłeś sobie z otwartej dłoni w czoło. − Po prostu ona mnie już kurwa nie kocha. − oznajmiłeś z wyraźną nutą zawiedzenia i smutku w głosie.
     − Co?! Nie!  Co ty pleciesz?! To niemożliwe! − mogłeś się założyć, że teraz okręcał głową z niedowierzaniem.
     − Pomyliłeś się, Fornal, choć tak bardzo chciałem byś się nie mylił. − westchnąłeś przygnębiony. 
    − Boże, jaki ty jesteś przybity. Nie widzę cię, ale twój głos... Masakra jakaś.- ubolewał nad twoim stanem przyjaciel.− Jednak ja się nie myliłem. Ona cię kurwa kocha! − zapewniał cię. − Na pewno tak jest, więc walcz mi tam kurna jak na jakiś igrzyskach i bez was jako para nawet mi nie wracaj. Choć o co ja się martwię. Przecież kupidynek...
    − Nie dziś, kurwa. Nie dziś, Fornal. −  momentalnie mu przerwałeś, przewidując co chcę powiedzieć. 
    − No dobra. Dziś ci popuszczę. − zachichotał.− Idź spać. Sen dobry na wszystko. − wypowiedział pełnym troski głosem.
    − Masz racje. Tak zrobię.
    − Poczekaj... Pamiętasz co powiedziałem na zgrupowaniu  po zobaczeniu zdjęcia Kingi?
    − Coś w stylu, że jak raz kogoś pokochasz to serce pamięta tą osobę zawsze.
   − Właśnie, Kamilku. Marceli też się to tyczy. Dobranoc. − powiedział pogodnym głosem i nie oczekując twojej odpowiedzi zakończył rozmowę.
Może Fornal miał rację? Przecież to niemożliwe, że Marcelina nie pamiętała tych intensywnych doznać z twoją osobą odnośnie dwóch wspólnych nocy czy innych epizodów odnośnie ciebie. Może miała je wyryte w pamięci, ale starała się ich do siebie nie dopuszczać? Może nie chciała się przyzwać przed samą sobą ponownie, że cię kocha, bowiem bała się świeżych ran, które mogłeś jej zadać? Nawet nie wiedziałeś, Kamilu jak bliski byłeś odgadnięcia całej prawdy.

***
Musnęłaś ciepłymi wargami policzek bruneta w ramach wdzięczności za poświęcony twojej  córce  czas.  André  odpowiedział ci ciepłym uśmiechem i zapewnił, że zajmowanie się rudowłosą dziewczynką było dla niego przyjemnością. Zaśmiałaś  się na jego słowa, mierząc dłonią włosy córki, która wtulona była w twoje nogi.  Doskonale wiedziałaś, że Marika czasem potrafiła być zbyt ciekawskim dzieckiem i zadawała multum pytań oraz niejednokrotnie odzywało się w niej dawne wcielenie ojca, a wtedy uwielbiała się bulwersować i przeciwstawiać wszystkim i wszystkiemu.  Zaproponowałaś Francuzowi ciepłą herbatę, na co momentalnie skinął głową i powędrował za tobą w głąb kuchni.  Błękitnooką pocałowałaś w czoło i szepnęłaś, aby zajęła się sobą i dała wam odrobiny prywatności. Dziewczynka skinęła głowa i energicznie pobiegła do pokoju. 
      − Marcela, co się dzieje?− zapytał ostrożnie twój przyjaciel, przyglądając ci się uważnie. 
      − Yyy.. Nic. Wszystko w porządku. − mruknęłaś, uciekając wzrokiem w okolice kubków, których przygotowywałaś napój. 
      − Ten chłopak co tutaj był. O niego chodzi, prawda? −  uniósł pytająco brew André. 
  − To ojciec Mariki. − oświadczyłaś, spoglądając na niego. − Znasz całą historię, więc wiesz, że to wszystko totalnie skomplikowane i trudne dla nas oboje. Spotkałam się dzisiaj z nim. Zabrał mnie na wieżę i... −  starałaś się nakreślić całą sytuację mężczyźnie.-Powiedział, że mnie kocha. Rozumiesz?! Kamil mi powiedział, że mnie kocha?! On! − żywo gestykulowałaś, stawiając przed nim parujące naczynie, na co skinął głową w ramach podziękowania. 
   − To chyba dobrze.- skwitował, zatapiając usta w gorącej cieczy. − Przecież ty też go kochasz, Marcel. −  posłał ci łagodny uśmiech.
    − Tak, kocham go, ale... Powiedziałam mu, że już go nie kocham i kurwa ja nie wiem... Tyle na to czekałam, łudziłam się, że kiedyś to nastąpi, a teraz... Zjebałam po całości. − skryłaś twarz w dłoniach. 
Tonęłaś w  uścisku Francuza, naznaczając jego koszulkę słoną cieczą błądzącą po twoich policzkach. Potrzebowałaś upustu swoich emocji. Musiałaś wyrzucić z siebie pretensję jaką żywiłaś względem samej siebie, bo po mimo, że kochałaś rozgrywającego pochodzącego z Ciechocinka to strach przed kolejnym zranieniem okazał się większy niż myślałaś. Paraliżował cię przed  otwarciem nowego rozdziału, przed  obdarowaniem Kamila kolejną szansą. Chciałaś mu podarować drugą, ale z drugiej strony chciałaś też, aby zobaczył jak ty się poczułaś, kiedy po wyznaniu twoich uczuć on oświadczył ci, że nie potrafi kochać, że traktuje cię tylko jako obiekt pożądania. Bolało za każdym razem, gdy przewijało się przez twoje myśli. Tak bardzo łaknęłaś w końcu  stąpać przez życie przy jego boku, mieć go tylko dla siebie, splatać wasze dłonie razem, gdy jakaś kobieta obdarzy go rozmarzonym spojrzeniem na ulicy. Pragnęłaś go od 6 lat, a kiedy nadarzyła się ku temu okazja, abyście stanowili jedność odepchnęłaś go. Odparłaś od siebie z tak wielką siłą, że ból rozlewający się w jego pięknych, błękitnych tęczówkach rozrywał twoje serce na szczątki, a gdy spytał " jak to?" na twoje zapewnienie o swoich uczuciach względem niego odparłaś żałosne " po prostu".  Marcelino Wojciechowska, nie mogłaś przeboleć, że zmarnowałaś taką szansę, lecz nie miałaś ponownej odwagi mu w pełni zaufać. Po mimo, że łączyło was nie tylko to gorące uczucie jakie żywiliście względem siebie w swoich sercach, ale także ona. Wasza, piękna, cudowna córeczka. 
    − Marcel, on za tobą szaleje. − szepnął twój towarzysz.
    − Skąd to niby wiesz? − zadarłaś na niego pytające spojrzenie.
   − Bo ta dzika zazdrość w jego oczach, gdy zobaczył mnie z tobą pod blokiem wyrażała to jak ważna dla niego jesteś. − odparł, posyłając ci łagodny uśmiech.
   − Sama nie wiem.


Hello! ^^
To wyżej jest beznadziejne, ale miałam ciężki piątek i dzisiejszy dzień, także chciałam napisać coś na szybko by nie zostawić Was bez rozdziału :( Mam jednak nadzieję, że Wam się choć odrobinę spodoba. Marcela ma mętlik, Kamil przeżywa pierwsze złamane serce  w życiu, a Fornal.. Cóż , jak zawsze w formie XD Zostawiam Wam to tutaj i lecę oglądać finał Uniwersjady oraz bazgrać z niego relację! :D Całuję i do zobaczenia w środę! ;*
PS: A kto jeszcze nie wie, bo chyba Wam o tym nie wspominałam podjęłam się założenia bloga oraz książki na Wattpadzie o kimś niezbyt rozpoznawalnym, a mianowicie Bartku Filipiaku :D Historia będzie naprawdę fajna, więc mam nadzieję, że zajrzycie na prolog i bohaterów >> Pociąg się wykoleił, a ja wpadłam do Twojego serca<<

wtorek, 9 lipca 2019

007



   Z głową wspartą na dłoni, która opierała się na miękkim materiale poduszki delektowałaś się widokiem blondyna okrytego od pasa w dół śnieżnobiałą pierzyną. Na jego wąskich ustach błąkał się delikatny uśmiech, a jego napięte mięśnie pod wpływem ramion splecionych pod jego głową zostały niezwykle uwydatnione, co niezwykle przypadło ci do gustu. Nie rozumiałaś jak z balkonowej kłótni, którą wszczęłaś przeszliście na ten etap, aby wylądować razem w łóżku. Westchnęłaś głośno do swoich myśli i okryłaś się kołdrą, zmieniając położenie na pozycję siedzącą. Przeczesałaś palcami potargane włosy i pokręciłaś z niedowierzaniem głową, zerkając na śpiącego wciąż siatkarza. Cholernie cię do niego ciągnęło, choć myślałaś, że ten ogień na przestrzeni tych sześciu lat wygaśnie. Był twoim narkotykiem i im dłużej po niego nie sięgałaś tym bardziej rozkoszowałaś się konsumpcją po raz pierwszy od dawna, tym bardziej uczucie pragnienia wzrastało, osiągając zenit. Dodatkowo na jego korzyść działała bardziej zarysowana muskulatura oraz wyrazistość jakiej nabrał przez te kilka lat. Zniknęła z jego twarzy powłoka młodzieńcza, ustępując miejsca tej totalnie męskiej. Mimowolnie zadarłaś kąciki ust, przymykając powieki i przypominając sobie uczucie jego sunących po twojej nagiej skórze dłoni, ust nakrywających twoje wargi czy intensywnego wzroku wędrującego po twoim ciele. Najbardziej jednak urzekły cię te migoczące błękitne oczy, gdy wasze ciała scaliły się w jedność i mogły rozkoszować swoim pięknem nawzajem. Opatuliłaś swoje drobne ciało koszulą rozgrywającego i ostrożnie opuściłaś łóżko, dopinając jej guziki.  Z błogim uśmiechem wymalowanym na ustach wkroczyłaś do kuchni, zaglądając do lodówki. Z jej wnętrza wydobyłaś kilka jajek oraz innych niezbędnych składników do wykonania jajecznicy, której wykonaniu nie jednokrotnie przypatrywałaś się Fornalowi. Na wspomnienie wychwalającego swoje dzieło przyjmującego zachichotałaś pod nosem i zabrałaś się do roboty. Chwilę później po mieszkaniu roznosił się apetyczny zapach, który zbawił do pomieszczenia Droszyńskiego. Zerknęłaś przez ramię na jego osnutą snem twarz, parskając śmiechem na widok jasnych włosów pełnych nieładu. Siatkarz wzruszył jedynie ramionami i za pomocą dłoni próbował je jakoś ułożyć.  Ty tymczasem pod bacznym spojrzeniem błękitnookiego nakładałaś na talerze danie, jednak ten oplótł ramionami twój pas i wciągnął cię na swoje kolana. Wzdrygnęłaś się na moment zetknięcia się ze sobą nagiej skóry twoich ud z jego.
    −  Możemy sobie darować jajecznicę, złotko. − wychrypiał do twojego ucha, trącając jego płatek czubkiem nosa. − Chętnie pochłonę na śniadanie taką delicję jak ty, ale najpierw muszę  zdjąć czekoladę, by dostać się do galaretki. −  mruknął, a wtem poczułaś jego ciepłe wargi na skórze szyi, natomiast dłonie ocierały się o materiał koszuli, który próbował rozpiąć.
    − Kamil, przestań! −  odepchnęłaś go od siebie, podrywając się z jego ud. −  Myślisz, że teraz będziemy się zachowywać jak normalna para? −  parsknęłaś, spoglądając na niego z niedowierzaniem.
     − Wiem, że to skomplikowane, ale spójrz skumulowało się w nas pożądanie i pierdykło, a to musi coś znaczyć. −  tłumaczył ci, wstając z miejsca. −  Marcyś, daj nam szansę. − prześwietlał cię na wylot swoim przeszywającym wzrokiem, wypowiadając te słowa błagalnym tonem i przygważdżając cię do kuchennej szafki.
     − Droszyński, żartujesz sobie? − parsknęłaś oniemiała, mrugając kilkukrotnie rzęsami. −  Po tym wszystkim ty chcesz tak po prostu zacząć od nowa?
      − Okay, w takim razie co to było w nocy? − patrzył na ciebie z uniesioną brwią i splecionymi na klatce piersiowej ramionami. −  Przecież mnie pragniesz. Widzę to! Sama to zaczęłaś! −   wytykał ci, ledwo ukrywając uśmiech.
      −  Jestem dojrzałą kobietą i tak jak wy, faceci też mam swoje potrzeby. −  odparłaś, wzruszając ramionami. −  Swoją drogą, że jesteś atrakcyjnym mężczyzną, Kamilu.
    −  Nie wierzę!- pokręcił z niedowierzaniem głową. −  Czy ty się mną właśnie zabawiłaś?! − wykrzyknął oniemiały. − Dobra, nieważne. −  machnął zrezygnowany dłonią. −  Zróbmy tak. Przyjadę po ciebie wieczorem.
      − Po co?
      − Niespodzianka, a teraz zjedzmy jak ludzie to śniadanie w zgodzie.


***


      −  Halo? −  podniósł słuchawkę przyjmujący.
     −  Fornal! Nie zgadniesz co się kurwa wczoraj wydarzyło!-wrzeszczałeś do słuchawki podekscytowany.
  − A może jednak? Kupidynek strzelił was w dupcie i jesteście razem?! −  tym razem rolę rozentuzjazmowanego przejął krakowianin.
    −  Nie? −  parsknąłeś z zażenowaniem. −  Swoją drogą skończ już z tą pierdołą, bo psychicznie tego nie zniosę i szpulę się z tej pieprzonej wieży. −  wypowiedziałeś podirytowany.
    −  Znosisz to 6 lat! Zniesiesz i kolejne 365 dni. −  stwierdził rozbawiony brunet. − No, więc co się wydarzyło?
    −  Ja, ona, jej mieszkanie, a później… − rzekłeś zadowolony z siebie.
     − Nie wierzę! −  wydusił z siebie totalnie zdumiony Tytus. − Przecież Marika tam była. Zrobiliście to przy niej?!
   −  Tomek, czasami się zastanawiam jak ty kurna jesteś i gdzie jesteś z takim rozumowaniem świata. −  westchnąłeś nad sposobem myślenia przyjaciela. −  No przecież, że kurwa nie było naszej córki w domu, cepie!
      − Właśnie przegrałem z Bickiem dwie stówy. Dzięki, Kamil.−   powiedział pretensjonalnie brunet.
      − Jezus! Zamiast się cieszyć, że są jakieś postępy to ty mi z pretensją wyjeżdżasz?! Boże! Dość! Zmieniam doradcę!
      − Tylko ja wiem jak kupidynek działa! Ha ha!
      − Kończę tą żałosną rozmowę!
Rozbawiony rzuciłeś telefonem na łóżko, zerkając na zegar zdobiący ścianę. Chwyciłeś w dłoń bukiet białych róż i odetchnąłeś głęboko, przyglądając się swojemu lustrzanemu odbiciu w łazience. Spryskałeś się swoimi ulubionymi perfumami i po chwili zameldowałeś się we wnętrzu taksówki, dyktując mężczyźnie adres miedzianowłosej. Poluzowałeś kołnierzyk i podwinąłeś rękawy ciemnej koszuli, odczuwając skutki zbliżającego się spotkania. Nim się obejrzałeś, a otwierałeś przed nią drzwi samochodu i wsunąłeś w jej drobną dłoń wiązankę kwiatów, otrzymując w podzięce subtelny, urokliwy uśmiech. Przez całą drogę do lokacji jaką wybrałeś wcześniej wpatrywałeś się w taflę szkła, a raczej migoczący za nią krajobraz, bowiem nerwy dawały o sobie znać. Kątem oka zauważyłeś jednak, że Marcelina prezentuje się przepięknie. Granatowa sukienka z wzorem kwiatów podkreślała jej subtelność, ale także odsłaniała długie, zgrabne nogi i uwydatniała jej sylwetkę. Po chwili nakryłeś jej dłoń swoją, splatając ze sobą wasze palce i naprowadziłeś ją w kierunku obiektu rozciągającym się przed wami. Wojciechowska zwróciła głowę w twoim kierunku i zmierzyła cię zdziwionym wzrokiem, a ty jedynie się roześmiałeś i przepuściłeś ją przed siebie. Odgłos jej wysokich obcasów obijających się o podłoże dudnił w twoich uszach, co wskazywało na to, że posłusznie pokonuje drogę na szczyt budowli, pozwalając ci sunąć swoim wzrokiem po jej wyrzeźbionych łydkach. Mimowolnie uśmiechnąłeś się na ten widok i zerknąłeś także na biodra kołyszące się na boki.
       −  Kamil, myślisz, że tego nie widzę? −  parsknęła poważnie, choć po chwili zaniosła się śmiechem.
      −  Łudzę się ku temu. −  odparłeś roześmiany.  −  To, że się zmieniłem nie znaczy, że nie jestem podatny na twój seksapil, a po za tym jestem tylko facetem, nie księdzem, który zrezygnował z seksu. −  wytłumaczyłeś się wyczerpująco.
   − Zdecydowanie za dużo mówisz. − skwitowała dziewczyna, chichocząc pod nosem. −  Wow. −  rozdymała usta, gdy wasza wędrówka odnalazła swój finisz.
Omiotła wzrokiem otoczenie, które skąpane było ciepłym strumieniem światła bijącym od świec rozmieszczonych wokół i zaszczyciła cię swoim spojrzeniem, unosząc pytająco brew. Ponownie scaliłeś ze sobą wasze dłonie, tym  razem lewe i prawe oraz przyciągnąłeś ją do siebie za nie, sprawiając, że zachwiała się lekko na szpilkach. Nieśmiało zadarła głowę ku górze i napotkała się na twoje oczy wpatrzone w nią niczym zaczarowane. Przełknęła głośno ślinę w obawie o to co zaraz się wydarzy, a ty jedynie przyozdobiłeś usta w beztroski uśmiech, bowiem moment na który czekałeś 6 lat właśnie nadszedł. Właśnie w tej chwili masz przed sobą kobietę, która odmieniła twój los, wyciągnęła cię z wnętrza ciemności i zamierzasz jej to uświadomić, wyznać swoje uczucia, Kamilu.
     −  Marcelino.- wychrypiałeś, bowiem nagle twoje gardło wyschło na wiór.
    −  Za nim coś powiesz to chciałam podziękować za to, że mnie tutaj zabrałeś i za tą całą otoczkę. −  musnęła niepewnie twój policzek swoimi wargami. −  Jest pięknie.  −  dodała, uśmiechając się kącikami ust.
     −  Nie przyjechałem tutaj, aby odnowić naszą relacje. Przyleciałem tutaj, bo zdałem sobie sprawę z czegoś bardzo ważnego, co powinienem sobie uświadomić dawno temu. − twój głos drżał z nadmiaru emocji, a twoje palce mocniej naparły na jej dłoń.− Przepraszam cię za ból, cierpienie jakie ci wyrządziłem, lecz gdybym wtedy nie spędził z tobą tej nocy to co dzieje się teraz nigdy by się nie wydarzyło. Nie poznalibyśmy się, nie zatracili w sobie, nie mielibyśmy tak pięknej córeczki jak Marika i nie zakochali w sobie. – wypowiedziałeś na jednym wdechu, dostrzegając w szmaragdowych tęczówkach Marceliny niedowierzanie spowodowane zapewne ostatnimi słowami. − Tak, dobrze słyszałaś, Marcelino. Zakochali się w sobie, gdyż ja też to poczułem. Czuję to odkąd Tomek rozmawiał z tobą przez telefon przy mnie, a gdy miał spytać o mnie rozłączyłaś się i wtedy poczułem coś czego nigdy dotąd nie poczułem. Bezsilność, cholerny smutek i pustkę. Wtedy dotarło do mnie, że Tomek miał rację. Z tobą było inaczej. Od samego początku traktowałem cię inaczej, choć wydawało mi się, że nie wyróżniałem cię w żaden sposób to tak jednak było. Nie potrafiłem zostawić cię w spokoju, ciągle zawracałam do ciebie, tłumacząc sobie, że to tylko twoja bliskość tak na mnie działa, ale tak naprawdę to twoje wnętrze tak na mnie działało. Nie mogłem przestać o tobie myśleć. Wpadłem w obłęd i teraz wiem, że nie chcę się już z niego wydostawać. − ująłeś jej twarz w dłonie. −  Kocham cię, Marcyś. −  wyszeptałeś czule, patrząc jej głęboko w rozżarzone oczy.   
    − Przykro mi, Kamil, ale ja cię nie kocham.


Hello! ^^
Z racji tego, że jutro  startuję Final Six to dodaje ten rozdział dzisiaj i tradycyjnie przed meczem naszych :D Właśnie skończyły mi się zapasy, ale chyba problemu z napisaniem reszty nie będzie :P Beztroska i błogość poszły w zapomnienie po zagalopowaniu się Kamila, który nie umie utrzymać na wodzy swoich zapędów do Marceliny. Tomasz jak zawsze dba o humor, nie tylko Kamila, ale i nasz :D No i  moment, na który chyba wszystkie czekały. Kamil wreszcie się przed Marceliną otworzył i został spoliczkowany jej słowami. Co sądzicie o tej sytuacji? Podda się czy będzie walczył dalej? Całuję i do zobaczenia w sobotę!  ;*

sobota, 6 lipca 2019

006


   Wiedziałeś, że to musiało się stać, że wasze stosunki po takim czasie nie mogły być przesiąknięte ciepłem. Nastąpiło to o dziwo i tak później niż się spodziewałeś. Żałowałeś tylko, że Marika była świadkiem całej tej sytuacji, a mianowicie widziała jak skołowany zaistniałą na balkonie sytuacją trzasnąłeś za sobą drzwiami, nie oczekiwanie opuszczając mieszkanie jednego z paryskich bloków. Od dobrych pięciu minut wpatrywałeś się tempo w ścianę usytuowaną naprzeciw łóżka i próbowałeś uspokoić natłok myśli szalejący w twojej głowie. Z jednej strony rozumiałeś ostrożność i negatywne nastawienie Marceliny, bowiem zmajstrowałeś jej dziecko, a mianowicie przepiękną i uroczą córkę, ale z drugiej drażniły cię jej wywody, bowiem sama miała swoje za uszami, nie powiadamiając cię o tym, że masz z nią coś co wiązać was będzie na przyszłość. Westchnąłeś głośno i zamoczyłeś wargi w oszronionej wysokiej szklance, do której chwilę temu przelałeś złocisty trunek. Potrzebowałeś odrobiny ukojenia, a schłodzony napój z zawartością procentów mógł naprawdę zdziałać cuda. Wyłowiłeś z kieszeni spodni telefon i mruknąłeś pod nosem przekleństwo, gdy jasność ekranu oślepiła cię na moment. Musiałeś komuś przelać targające tobą setki niedomówień, czy po prostu oczyścić głowę ze skupiska myśli.
    − No proszę kto to dzwoni? Chciałeś spytać gdzie mam zostać pochowany? − w słuchawce rozległ się pełen ironii głos przyjmującego, który nawiązał do waszej wcześniejszej rozmowy.
       − Oj, Tomuś, no! Nie gniewaj się już!  −  jęknąłeś błagalnie.
       − Piłeś albo pijesz.  − stwierdził ze śmiechem brunet. −  Co tym razem?
       − Byłem u niej i chyba szlag trafił moje opanowanie. Gdy siedziała tuż obok nie mogłem nie skorzystać. Zacząłem wodzić dłonią po jej nogach, a ona wyciągnęła mnie na balkon i opierdoliła, a potem zaczęła się mała awantura. − nakreśliłeś sytuację przyjacielowi.
          − Jak mała była ta awantura? −  mogłeś się założyć, że unosił teraz pytająco brew.
          − Wyszedłem, trzaskając drzwiami.  − przyznałeś niepewnie.
       − Kamil!-westchnął głośno, a w głośniku dało się usłyszeć odgłos otwartej dłoni spotykającej się z jego czołem.  − Marika to widziała? W ogóle co z nią?
     − Yhym.  − podrapałeś się po głowie zakłopotany. − Dałem jej czekoladę, porozmawiałem trochę. Chyba mnie polubiła, ale się jeszcze okaże. Jest taka urocza i śliczna.  − westchnąłeś rozczulony na myśl o córce.
    − Byłbyś i będziesz jeszcze dobrym ojcem.  − w jego głosie dało się dostrzec nutkę ciepła.
    − Dzięki, Tytus. − zachichotałeś.  −  Nie wiem co robić by zdobyć jej zaufanie.
   − Na pewno jej nie napastuj napaleńcu. −  oświadczył roześmiany.  − A tak na poważnie. Kupidynek wisi i trzeba skorzystać z jego mocy.
     −Tomek!
    − Słuchaj, bo ja poważnie mówię!  Zabierz ją na wieże Eiffla i chuj z tym czy tam już była czy nie. − mimowolnie roześmiałeś się na słowa przyjaciela.   − Weź ją tam, kup kwiaty,  rozstaw świece i tam powiedz jej co czujesz.  − dzielił się z tobą swoją koncepcją Fornal.
     − Mistrzunio mój! Jesteś genialny!  −  wrzeszczałeś do telefonu, podrywając się z łóżka.
     − Nie schlebiaj, Droszyk i tak już pływam w morzu zajebistości.
     − Boże! Niech Kingusia ci zbada temperaturę.
Po salwie śmiechu, która dotarła do ciebie po drugiej stronie słuchawki oraz pożegnaniu się odłożyłeś telefon na szafkę nocną i z nikłym uśmiechem na ustach zwilżyłeś wargi jasną cieczą. Musiałeś spróbować. Nadszedł czas, aby Kamil Droszyński pozyskał wreszcie swoją pierwszą dziewczynę. Chciałeś posmakować jak to jest być dla kogoś całym światem, bowiem ona dla ciebie nim była, ale czy ty dla niej też? Choć kiedyś nie chciałeś dzielić łóżka z żadną przedstawicielką płci pięknej tej sobotniej nocy nie marzyłeś o niczym innym jak o tuleniu do siebie drobnego kobiecego ciała i to tego należącego do pewnej, pięknej Polki zamieszkałej w stolicy Francji, Kamilu.


***


Poluzowałeś kołnierz od białej koszuli w błękitne paski i już miałeś wkroczyć pewnym krokiem do klatki schodowej, bowiem jedna z mieszkanek bloku opuszczała budynek, kiedy twoim oczom ukazał się wysoki brunet, który przytulał do siebie Wojciechowską. Zacisnąłeś mocno pięści, a każdy mięsień w twoim ciele napiął się do granic możliwości. 26-latka dostrzegła cię na parkingu i oderwała się od mężczyzny, posyłając mu lekki uśmiech. Po chwili minąłeś jego sylwetkę w drodze do wejścia i wręczyłeś opierającej się nonszalancko biodrami o ścianę budynku dziewczynie bukiet krwistoczerwonych róż. Marcelina oniemiała rozwarła swoje usta, odbierając od ciebie kwiaty i zadarła na ciebie swój przeszywający wzrok z nad nich, unosząc pytająco brew.
     − Znamy się 6 lat i przez ten czas nigdy nie dostałam od ciebie kwiatów.  − skwitowała, wąchając wiązankę. − Pierwszy raz i od razu róże. Punktujesz, Droszyński. − pokiwała głową z uznaniem.  − Ale zaczyna mnie niepokoić twoje zachowanie. − mruknęła, widząc jak drapiesz się po szyi.
   − Kim był ten typek?  − nim zdążyłeś sobie zdać z tego sprawę, a twoje usta opuściło pytanie, przed którym starałeś się pohamować.
     − Przepraszam bardzo, ale nie muszę ci się z niczego tłumaczyć.  − odparła opryskliwie.
     − Łączy cię coś z nim?  −  kontynuowałeś.
    − Łączy i to więcej niż myślisz.− mruknęła, ruszając w kierunku wejścia do bloku. −  Wchodzisz? − przytrzymała ci drzwi, zerkając przez ramię.
     − Szukasz nowego tatusia dla Mariki, bo ja się dobrze w tej funkcji nie sprawuję?
     − Kamil, do cholery. − warknęła, mierząc cię lodowatym wzrokiem.
    − Dobrze, już milczę. − wzniosłeś dłonie ku górze w ramach niewinności. − Kontynuujemy w mieszkaniu.
Prychnęła na twoje słowa, co spowodowało uniesienie twojej lewej brwi. Nie rozumiałeś w co ta dziewczyna sobie pogrywała. Najpierw była na ciebie okropnie wściekła, a teraz  przyjęła od ciebie kwiaty i wyglądało na to, że twoja postawa przypadła jej do gustu. Gdy tylko przekroczyłeś próg jej lokum przeszyłeś ją intensywnym spojrzeniem i zmniejszyłeś dzielący was dystans, bowiem od razu powędrowała do kuchni, aby zapewne przygotować ci coś do picia. Spojrzałeś jej głęboko w oczy i wiedziałeś już, że na tym elektrycznym powiązaniu wzrokiem się nie skończy. Ogniki zbyt rozszalały się w jej szmaragdowych tęczówkach, a twoja dawna natura odezwała się, dając o sobie znać. Wzbiła się na palce stóp i niespodziewanie przylgnęła swoimi jedwabistymi wargami do twoich ust, zarzucając ci dłonie na szyję. Mruknąłeś zadowolony, bowiem nie spodziewałeś się po niej takiego wybuchu namiętności, ale to nie oznaczało, że ci się to nie podobało. Swoimi smukłymi dłońmi objąłeś ją w tali i przyciągnąłeś ją bliżej siebie, zjeżdżając nimi zwinnie na jej kształtne pośladki. Pogłębiłeś pocałunek, pieszcząc językiem jej podniebienie. Słodki posmak wanilii, którym pokryte były  jej usta powodował, że chciałeś się do nich niemalże przyspawać. Ich scalenie przez nią było krokiem, który zapoczątkował lawinę. Lawinę waszych uczuć, która runęła w zadziwiająco szybkim tempie. Jej drobne dłonie rozbiegane przesuwały się po materiale twojej koszuli, rozpinając zwinnie jej guziki. Ty natomiast zająłeś się degustacją jej kształtnych pośladków, za którymi naprawdę mocno tęskniłeś. Obsypywałeś delikatnymi pocałunkami jej kark, strącając nosem ramiączko od jej bluzki a następnie czarnego biustonosza. Zsunęła z twoich umięśnionych ramion górną partię ubrania i syciła szmaragdowe tęczówki zarysami twojej muskulatury, której znacznie przybyło od ostatniej wizyty w jej sypialni w tę wrześniową noc. Opuszkami palców zaszczyciła uwagą każdy centymetr twojej klatki piersiowej, radując swoje oczy tym pięknym widokiem. Ty natomiast podwinąłeś jej bluzkę, aby następnie zrzucić ją z jej drobnego ciała. Nie wierzyłeś, że urodziła dziecko kilka lat temu. Prezentowała się lepiej niż wtedy, gdy po raz pierwszy smakowałeś jej bliskości. Jej smukłe ciało było takie delikatne, piękne, że nie mogłeś przestać delektować się tym co miałeś przed sobą. Wzniosłeś ją na ręce i kroczyłeś w kierunku jej sypialni, łącząc ze sobą wasze usta na kilka gorących wymian. Rzuciłeś ją na materac i nosem wodziłeś od czubka jej nosa, po przez policzki, usta, szczękę oraz szyję i barki, schodząc coraz niżej. Mokrymi śladami naznaczałeś ścieżkę do tego najczulszego punktu obsadzonego na jej ciele. Jej drobne dłonie zatopione zostały w twoich włosach, a później sunęły po plecach, badając ich architekturę. W końcu nim dostrzegłeś, a jedyną dzieląca was granicą od zanurzenia się w sobie doszczętnie były skrawki materiału jej koronkowych majtek oraz twoje bokserki. Drażniłeś swoim oddechem wrażliwą skórę w obszarze pomiędzy jej udami, śledząc jak zaciska dłonie w piąstki, będąc na skraju swojej wytrzymałości. Postanowiłeś się nad nią nie pastwić i pozbawiłeś was bielizny, po czym wspierając swoje czoło o jej i spoglądając jej głęboko w oczy powiązałeś wasze ciała, tworząc z nich jedność. Wzniosłeś kąciki ust, gdy Marcelina pod wpływem twoich ruchów zachłysnęła się powietrzem. Miętoliła w dłoniach skrawek prześcieradła, a jej ciche pojękiwania obijały się o twoje uszy, wprawiając cię w istną euforię. Czułeś tą gęsią skórkę, gdy chwilę później wbijała długie paznokcie w twoje plecy, przysparzając ci kilku płytszych lub głębszych zadrapań. Oplotła cię nogami w pasie i szczelniej przylgnęła do twojego ciała, wzmacniając wasze wspólne doznania, których tak cholernie ci brakowało i kiedyś może patrzył byś na to jak na zwykłą przyjemność, chwilę zapomnienia o rzeczywistości jaka cię otaczała, ale teraz seks smakował zupełnie inaczej. Smakował lepiej, Kamilu, bowiem oddawałeś się mu pod wpływem miłości jaką niezaprzeczalnie darzyłeś tą drobną piękność znajdującą się pod tobą. Wasze oddechy były gwałtowne, niekontrolowane, a usta na przemian nakrywały się nawzajem, aby choć odrobinę oszczędzić sąsiadom odgłosów, które zapewne przebijały cienkie ściany.
    − Nie masz być o co zazdrosny. Ten facet to mój przyjaciel z pracy.  −  mruknęła w twój bok Marcelina, a ty poczułeś przy swojej skórze, że delikatnie się uśmiecha.
     − Nie byłem zazdrosny. − mruknąłeś.
     − Wcale, ale powiem ci, że już wiem co cię kręciło w tej grze na moich uczuciach. To taka niebywała satysfakcja.

Hello! ^^
Tomuś jako dobry przyjaciel doradza Kamilowi, a ten działa zupełnie inaczej, choć za zmianą planów chyba nie stoi on sam a Marcelina ^^ Spodziewaliście się tego po niej? Po nich? :D Poszli na całość nie ma co xD No, ale cóż... Uczucia się skumulowały i poszło :D  Zobaczymy czy po nocy nadal będzie pomiędzy nimi tak dobrze ^^ Całuję i do zobaczenia w środę! ;* 
 PS: Przedstawiam Wam słodką Marikę :D 



środa, 3 lipca 2019

005


   Spoczywałeś na miękkim materacu łóżka, wpatrując się w taflę szkła, po której błądziły strugi deszczu jaki przez noc namiętnie otulił stolicę Francji. Błądziły zupełnie jak twoje myśli wokół dwóch, najpiękniejszych kobiet, jakie napotkałeś na drodze swojego życia. Wciąż w głowie miałeś obraz niskiej dziewczynki sięgającej ci do bioder, która pożerała cię z nad skupiska gęstych, ciemnych rzęs błękitnymi tęczówkami przekazanymi jej przez ciebie w genach. Jej włosy miały zupełnie taki sam odcień jak matki, a twarz przybierała barwę porcelany i sprawiała wrażenie niesamowicie gładkiej. Od jej wyrazu biła nieskazitelność i pogodność, a wąskie, małe usteczka, które także przejęła po tobie, były wykrzywione na kształt bardzo znikomego, ledwo widocznego uśmiechu. Nos natomiast należał do cech otrzymanych od matki. Jej charakter na pewno zdążył się już ukształtować i intrygowało cię czy przejęła złe cechy po tatusiu czy może dostała w spadku dobre serce i wrażliwość po mamusi, która w tobie, w Kamilu Droszyńskim za młodu, w swoim zepsutym wydaniu, potrafiła dostrzec ten ułamek czegoś wartego uwagi, czegoś co zatłamszone zostało przez plagę wad, które niegdyś wydawały ci się takie świetne. Chyba nigdy nie będziesz w stanie pomyśleć o tym bez napływającego zdziwienia jak tego dokonała. Jak dokonała tego czego nie udało się żadnej innej. Widocznie Tomasz miał rację. Kupidynek naprawdę nad wami wisiał.
          − Nie, Kamil. Dość. Ty wariujesz. − zachichotałeś pod nosem ze swoich myśli.
Odrzuciłeś na bok grubą pierzynę i skrzywiłeś się, gdy twoje stopy zetknęły się z chłodem podłoża. Rozwarłeś okno, aby po chwili wdrapać się na jego parapet i chłonąć panoramę francuskiego miasta. Orzeźwiająca fala powietrza uderzyła w twój nagi tors, na co wzdrygnąłeś się delikatnie. Przymknąłeś powieki i rozkoszowałeś się wonią deszczu wirująca w biosferze, która teraz po części będzie ci się kojarzyć z pocałunkiem, który sam zainicjowałeś pod blokiem Marceliny. Wzniosłeś kąciki ust ku górze i westchnąłeś głośno. Jak jutro, a właściwie dzisiaj będziesz w stanie racjonalnie myśleć skoro o godzinie drugiej nad ranem spoczywałeś na parapecie w pokoju zamiast śnić słodko o twojej być może przyszłej dziewczynie? Jednak ten nocny letarg przywołał ci do głowy jedną myśl. Nie pozwolisz by ta urocza panienka, która jest twoją córką się na tobie zawiodła. Nigdy jej nie skrzywdzisz, nie zranisz, nie wywołasz u niej smutku. Łaknąłeś być dla niej wzorem, bowiem od dawna stąpałeś już po tej odpowiedniej ścieżce. Nawet jej nie znałeś, Kamilu, a już skradła twoje serce doszczętnie. Marika była doszczętną mieszanką waszej dwójki, czego nie zauważyć mógł tylko ślepy. Nie ukrywałeś, że cholernie ci się to podobało. Może i twój świat się teraz odrobinkę wywróci, ale chciałeś uczestniczyć w życiu tej kruszynki. Byłeś dumny z posiadania tak ślicznej córki. Już zdecydowanie za dużo czasu straciłeś, aby zaprzepaścić kolejne wspólne chwile. Przeoczyłeś tyle pięknych momentów w jej życiu, ale zamierzałeś uzupełnić zaległości i o wszystko wypytać Marcelinę.


***

Chłodny prysznic był pierwszym punktem na twojej liście odnośnie celów do zrealizowania dzisiejszego dnia. Strumień wody ściekający po twoim nagim ciele pobudzał skutecznie twoje zmysły i przygotowywał na trudny drugiej doby spędzonej w Paryżu. Po chwili dopinałeś przedostatni guzik dżinsowej koszuli i kilka chwil później stawiłeś się w restauracji. Opadając na krzesło badałeś uważnym wzrokiem kartę z napojami, tocząc refleksje nad wyborem kawy, którą uraczysz się dzisiejszego poranka. W końcu postawiłeś na ubóstwianą przez ciebie Latte Macchiato i nie mogłeś nie powrócić myślami do pobytu w łódzkiej kawiarence, gdzie nawinąłeś się na nią, a później było już tylko lepiej i czułeś się jakbyś z każdą spędzoną z nią minutą dotykał coraz głębiej nieba. Po chwili wpakowywałeś do ust kawałki bagietki czosnkowej, na deser pochłonąłeś croissanta i mogłeś zamoczyć wargi w gorącej cieczy. W pełni delektowałeś się parującym napojem, który pobudzał twoje kubki smakowe i żywiłeś nadzieję, że zadziała także na twój proces myślenia dzisiejszego dnia. Po upływie trzydziestu minut zameldowałeś się przed budynkiem, gdzie czekała już taksówka i z niemałymi obawami podążałeś nią pod znajomą ci już okolicę. Tym razem skorzystałeś z domofonu i mile zaskoczony zamrugałeś kilkukrotnie z niedowierzaniem, gdy Wojciechowska momentalnie otworzyła ci drzwi od klatki schodowej. Wdrapałeś się po stopniach i zatrzymałeś pod odpowiednimi drzwiami, gdzie przy ich progu czekała już miedzianowłosa.
       − Cześć, Kamil. −  mruknęła cicho, przesuwając się na bok, abyś mógł wejść.
       − Hej, śliczna. − odparłeś, odsłaniając przed nią swoje śnieżnobiałe perełki.
       − Mówiłeś, że się zmieniłeś. − skwitowała twoje powitanie, przewracając oczami.
     − Wiesz, że ludzie nigdy się nie zmieniają w stu procentach? −  zadarłeś brew, spoglądając na nią przelotnie. − Po za tym nie będę ukrywał, że nadal na mnie oddziałujesz tak samo mocno jak wtedy, złotko. − wypowiedziałeś niskim głosem wprost do jej ucha, owiewając jego płatek swoim oddechem.
     − Droszyński, tu jest dziecko, które z twojego oddziaływania właśnie powstało!- zbeształa cię, trącając cię w ramie.
Zachichotałeś głośno na jej słowa i wzniosłeś dłonie w geście niewinności, odsuwając się od niej.  Zagłębiłeś się we wnętrzu mieszkania 26-latki, omiatając  je przelotnym wzrokiem i skinąłeś głową z podziwem na wykonaniem jej lokum. Panował tutaj taki pełen ciepła, przytulny nastrój, co przypadło ci do gustu.  Wędrując po salonie w czasie przygotowywania przez Marcelinę kawy w kuchni natrafiłeś na komodę, na której blacie rozstawione były fotografie z małą dziewczynką. Twoje usta rozciągnęły się w promiennym uśmiechu, gdy na jednym z nich ujrzałeś Wojciechowską spoczywająca na szpitalnym łóżku, która podtrzymywała przy lewej piersi małą istotkę owiniętą w białą tkaninę.
       − Dzień dobry! – o twoje uszy obił się donośny, delikatny, dziewczęcy głos.
Przestraszony upuściłeś trzymane w prawej dłoni zdjęcie, ale na szczęście miałeś fart i w odpowiednim momencie chwyciłeś ramkę, chroniąc szkło, za którym znajdował się uwieczniony na papierze moment przed stłuczeniem. Odłożyłeś rzecz na swoje miejsce i zwróciłeś głowę w kierunku właścicielki głosu, obdarowując ją uważnym spojrzeniem.  
        − Witaj Mariko. − odezwałeś się z delikatnym uśmiechem wymalowanym na ustach.
        − Skąd pan zna moje imię? − dziewczyna splotła ramiona na klatce piersiowej i posłała ci zdezorientowane spojrzenie.
       − Usłyszałem je wczoraj od twojej mamy.-wzruszyłeś ramionami. −  Jak pewnie wiesz jestem Kamil.-dodałeś, wyciągając dłoń w jej kierunku. – Nie żaden pan. − zaśmiałeś się.
      − Marika. Miło mi cię poznać, Kamilu. − jej drobna rączka została ściśnięta przez twoją wielką dłoń i poczułeś niesamowite ciepło spowodowane tym gestem, a fakt, że posłała ci szczery, lekki uśmiech napawał cię optymizmem.
       − Chodźcie do kuchni. − poprosiła was właścicielka mieszkania.
Posłusznie powędrowałeś ze swoją córką do określonego przez miedzianowłosą pomieszczenia i zająłeś miejsce przy stole niedaleko Marceliny, a naprzeciw ciebie spoczywała Marika, która pochłaniała kanapki z Nuttelą. Chichotałeś lekko pod nosem rozbawiony z obecności czekolady na czubku jej nosa. Dziewczynka uniosła pytająco brew, a kiedy zorientowała się jaki jest powód twojego roześmiana kilkukrotnie wystawiła ci język. Pokręciłeś z niedowierzaniem głową i z kieszeni czarnych spodni wyłowiłeś opakowanie polskiej czekolady, podsuwając je pod jej nos. Iskierki szalejące w jej błękitnych oczach wpatrzonych w ciebie z wdzięcznością naprawdę były warte tego zachodu.
       − Jejku! Dziękuję!  −  wykrzyknęła uradowana 6-latka.
    − Ależ nie ma za co. − odparłeś z nikłym uśmiechem. − Jestem ci winien zdecydowanie więcej. − szepnąłeś pod nosem, ale niesłyszalnie dla dwójki przedstawicielek płci pięknej.
Wykorzystałeś moment nieuwagi Marceliny, która wpatrywała się w  telewizor usytuowany w salonie i delikatnie ułożyłeś swoją smukłą dłoń na jej odkrytym udzie. Momentalnie przeniosła swój wzrok z plazmowego ekranu na twoją twarz, a ty napotkałeś na drodze swojego spojrzenia jej szmaragdowe tęczówki, które o dziwo nie cisnęły w ciebie błyskawicami. Były pogodne i połyskiwały radośnie. Opuszkami palców sunąłeś coraz wyżej, zahaczając o materiał jej czarnej spódnicy. Zachłysnęła się powietrzem, a ty nie potrafiłeś ukryć triumfalnego uśmiechu cisnącego ci się na usta. Zatopieni trwaliście w niemęczącym kontakcie wzrokowym, a ty czułeś nutkę tej elektryczności pomiędzy wami, która dała ci motywację i zarazem nadzieję, że za jakiś czas będzie jeszcze jak kiedyś, Kamilu. Marcelina nagle jednak poderwała się z miejsca i złapała cię za rękę, pociągając w kierunku balkonu.
      − Zaraz wrócimy.− oświadczyła jeszcze młodszej domownice.
   − Co ty do cholery wyprawiasz? − naskoczyła na ciebie, gdy przymknęła za wami drzwi. − Potrzebuję czasu, Kamil. − rzekła stanowczo.
     − Sześć lat ci nie wystarcza? − prychnąłeś.
    − Myślisz, że było mi łatwo? − podniosła ton głosu, mierząc cię oburzonym wzrokiem. − Jestem samotną matką, a Marika cały czas zadaje pytania.
  − Z wyboru. − dodałeś. − Mogłaś mi o wszystkim powiedzieć, ale nie bo wolałaś zgrywać dzielną, niezależną kobietę. − wypowiedziałeś, stając tuż przed jej twarzą.
    − Przeginasz, Droszyński. − warknęła, wymierzając palce w twoją klatkę piersiową.
  − Nie, mówię tylko prawdę i ty dobrze o tym wiesz, Marcelina. − wypowiedziałeś, spoglądając jej odważnie w oczy. −A propo pytań… Chętnie na nie wszystkie odpowiem.
   − Powariowałeś! Ona jest za mała! To dziecko!
   − Lepiej robić ze mnie bezuczuciowego sukinsyna, który ma gdzieś swoją córkę? − syknąłeś przez zaciśnięte zęby. − Tu twój błąd. Może i byłem dupkiem, ale wziąłbym i teraz biorę odpowiedzialność za swoje czyny.


Hello! ^^
Mamy pierwsze zgrzyty pomiędzy rodzicami Mariki ^^  Uważacie, że Kamil przesadził ze swoim zachowaniem w kuchni i wygarnięciem Marceli  na balkonie co myśli? A może go rozumiecie? Koniecznie dajcie znać w komentarzu! :D Marika jak się okazało dobrze przyjęła Kamila, a on chyba jest także zadowolony z  jej poznania. Cóż.. Zobaczymy jak to dalej pomiędzy rodzicami rudowłosej będzie :D Całuję i do zobaczenia w sobotę! :*