piątek, 29 czerwca 2018

007

         Zirytowany zatrzasnąłeś za sobą drzwi mieszkania i popędziłeś do lodówki. Wyłowiłeś z niej oszronioną butelkę chmielowego trunku i opadłeś na sofę w salonie. Upiłeś niewielki łyk alkoholu i pokręciłeś z niedowierzaniem głowa nad postawą Wojciechowskiej. To ty w tej grze dyktowałeś warunki.  Nie liczyłeś się z tym, że otrzymasz odmowę i rozkaz opuszczenia jej lokum w trybie  gwałtownym. Miała spełnić twoje żądania jak każda inna. Z tym, że ona nie była każdą. Ona była wyjątkiem. Pieprzonym ewenementem, dla którego odstąpiłeś od zasady. Pojawiłeś się po raz drugi w jej mieszkaniu i byłeś bliski zasmakowania jej bliskości po raz kolejny, zapisania w pamięci kolejnej wspólnej nocy. Marzyłeś o spoczęciu po drugiej połowie łóżka w jej sypialni. Zastanawiałeś się czym ci tak zaimponowała, że postanowiłeś sięgnąć do niej po raz kolejny. Zazwyczaj kończyło się na pojedynczej nocy. Tym razem jednak nastąpiło odstępstwo od tej reguły. Zamoczyłeś usta w  złocistej cieczy i wyciągnąłeś z kieszeni dżinsów telefon. Omiotłeś wzrokiem nagą sylwetkę miedzianowłosej skąpaną w satynowej, czerwonej pościeli, której skrawek osłaniał najczulsze miejsce na jej drobnym ciele oraz połowę biustu i wzniosłeś na szczyt kąciki ust. Nie żałowałeś nigdy wykonania tej fotografii. Ubóstwiałeś się w nią wpatrywać. Nagle zdałeś sobie sprawę, że posiadasz słaby punkt. Pokręciłeś z niedowierzaniem głową, dochodząc do wniosku, że Tomek miał rację. Prychnąłeś pod nosem, zgadzając się z  nim w myślach. Potraktowałeś ją inaczej niż inne. Dostrzegłeś to. Twoim problemem było to, że od momentu tamtej gorącej, wrześniowej nocy pragnąłeś non stop to powtórzyć. Właśnie do ciebie to dotarło. Posmakować jej kuszących ust, które ponętnie zagryzała, przyglądają ci się z pod wachlarza ciemnych, długich rzęs. Poczuć jej chłodne dłonie sunące po twoim ciele. Wędrować wargami po jej aksamitnej skórze. Badać dłońmi każdy zakamarek jej ciała. Zatapiać twarz w jej gęstych włosach. Chciałeś ponownie poddać się uniesieniom z Marceliną. Sprawiać jej przyjemność, która wywoływała by pojękiwania wydostające się z jej krtani satysfakcjonujące cię niezmiernie. Wypełnić się rozkoszą jaką dawało ci szczytowanie z miedzianowłosą. 
         — Co Ty do cholery wyrabiasz?! — przyjmujący nagle wtargnął do twojego mieszkania. — Co to za zdjęcie?! Co ty masz na tapecie?! —jego krzyk niósł się po wnętrzu twojego lokum. 
         — O co ci chodzi, Fornal? — zdezorientowany zmierzyłeś wzrokiem jego kipiącą złością twarz.—Marcelinę. Nie mogłem się powstrzymać by jej nie cyknąć fotki. — wzruszyłeś ramionami, blokując ekran główny telefonu. 
         — O co mi chodzi?!  Kretynie, całujesz się z jakąś lafiryndą na inauguracji a później wpadasz do Marceli, aby się z nią pieprzyć! Czy ty masz zdrowo poukładane w głowie?! Nie pozwolę ci, abyś ją tak traktował! Każdej robisz takie fotki?! — gromił cię wzrokiem pełnym błyskawic, spoczywając naprzeciwko ciebie. 
        —A może ty się w niej zakochałeś? Kingusia poszła w odstawkę? — rzekłeś z cynicznym uśmiechem. 
        —To, że ona nie dała ci w pysk nie oznacza, że jej nie wyręczę. — syknął w twoim kierunku przez zaciśnięte zęby, łapiąc cię za szyję.
       —Dobra, zluzuj.— wzniosłeś w geście rozejmu dłonie. — Miałeś rację. — dodałeś cicho. 
       —Czekaj, bo nie rozumiem. — skołowany wlepił w ciebie spojrzenie błękitnych tęczówek luzując uścisk wokół twojego karku.
       — Z nią jest inaczej. Wygrałeś. — usiadłeś na kanapie.  — Pragnę jej nieustanie. Dlatego wtedy tam pojechałem.   — wyrzuciłeś z siebie. 
       — A ta kizi mizia?
       — Moja kolejna ofiara. Kamila. 
       — Pozostaję rzec mi jedno.  — rozłożył ramiona.   — Kupidynek wisi. Już wbił strzałe w twoje serce. Prędzej czy później musiało cie to spotkać. — zaprezentował ci swoje śnieżnobiałe uzębienie, klepiąc po barku. 
       — A ty dalej z tym chujostwem wyjeżdżasz. — wywróciłeś oczami. — To, że mnie cholernie pociąga nie świadczy o tym, ze to miłość. 
       — Powiem tak. — chrząknął brunet. — Kretynie, ona cię kocha!
Butelka z ulubionym trunkiem wyślizgnęła ci cię z rąk, kończąc swój żywot na jasnych panelach. Oniemiały wpatrywałeś się w twarz przyjaciela. Miałeś ochotę się roześmiać i stwierdzić, że żartuje, że się z ciebie nabija, jednak jego poważny wyraz twarzy wskazywał tylko na jedno. To była prawda. Nie wierzyłeś, że ta wspaniała dziewczyna zakochała się w kimś takim jak ty. Obdarzyła cię uczuciem takiego dupka. Dostrzegła  w tobie światełko w tunelu, coś wartego uwagi, coś co ją urzekło. Pokręciłeś głową i prychnąłeś pod nosem.  Nie wiedziałeś co masz mu odpowiedzieć. Jak się zachować, aby nie zasłużyć na ten siarczysty policzek, który już dawno powinieneś otrzymać za swoje zachowanie. Poderwałeś się jedynie z miejsca i przystanąłeś przy oknie, wpatrując się w powoli zapadający w sen Radom. Latarnie na ulicach gasły, a  jezdnie pustoszały od samochodów.  Przez uchylone okno docierał do ciebie śmiech ludzi wędrujących do klubu czy też wracających już do domów w stanie lekkiego podchmielenia. Odwróciłeś głowę w stronę Fornala i westchnąłeś głośno.
      —Nie wiem co mam ci powiedzieć..—mruknąłeś. 
      — Kamil Droszyński nie wie co powiedzieć! Zapiszcie to w kalendarzu!—ironizował twój gość.
      — Wiesz jak to u mnie wygląda. Ja nie jestem w stanie kogoś pokochać.
      — Debilu, pożądanie często przeradza się w miłość. 
      — Nie w moim przypadku.—rzekłeś pewnie. 

***
Zatopiłeś spojrzenie w przedstawicielce płci żeńskiej spoczywającej w pierwszym rzędzie sektoru VIP. Marcelina zadarła głowę z nad telefonu i jej ciemne, csszekoladowe tęczówki spotkały się z twoimi. Pośpiesznie jednak przerzuciła wzrok na osobę przyjmującego i pomachała mu energicznie z nikłym uśmiechem. Spojrzałeś na niego kątem oka, obserwując jak odpowiada jej tym samym, nieco odważniej prezentując swoje śnieżnobiałe uzębienie. Okręciłeś piłkę na opuszku palca i jeszcze raz zerknąłeś w stronę kelnerki. Na jej drobnym ciele spoczywała meczowa koszulka z numerem twojego przyjaciela, co nie mogło cię dziwić. Zastanawiałeś się czy naprawdę jest tutaj tylko i wyłącznie z powodu wspierania Mistrza Świata czy też także, aby popatrzeć na twoje zmagania. Ciekawił cię też fakt czy siatkówka to jedno z jej zainteresowań czy przybyła tu na prośbę Tomka. Nim spostrzegłeś a spotkanie się rozpoczęło. Zdenerwowany zakląłeś pod nosem, kiedy opadłeś na parkiet po nie udanym bloku, obserwując na tablicy wynikowej 20:18 dla przeciwnika. Najbardziej irytował cię fakt, że pierwsza partia toczyła się szczęśliwie dla twojej drużyny, a chwilę temu wasza przewaga stopniała. Słyszałeś  radosny pisk wydostający się z jej gardła, kiedy Fornal skończył widowiskowo piłkę przechodzącą nad siatką, remisując. Mimo wyrównanej walki w końcówce pierwszy set zapisany został na konto gości. Tytus podbiegł do bandy podbiegł do bandy reklamowej, pod którą wylądowała piłka po jego odbiciu i uśmiechnął się łagodnie na widok uniesionego kciuku przyjaciółki. Prychnąłeś pod nosem. Załamywałeś ręce  nad grą twojej ekipy w drugiej partii spotkania. Podopieczni Mieszko Gogola od pierwszych piłek uparcie pracowali nad przewagą, która po chwili stała się niebezpiecznie wysoka. Może to ty się rozsypałeś i prowadzenie gry przez ciebie pociągnęło za sobą chłopaków? Kręciłeś z dezaprobatą głową, gdy piłka setowa dla przeciwnika uplasowała się w waszym boisku. Nim się obejrzałeś a walka na boisku dobiegła końca. Zarzuciłeś ręcznik na szyję  i otarłeś jego materiałem mokrą twarz. Miałeś się już udać do szatni, kiedy do twoich uszu dotarł ten znajomy melodyjny głos wykrzykujący twoje imię. Na twoje usta wbiegł cień uśmiechu. Odwróciłeś się na pięcie, aby się upewnić, że się nie przesłyszałeś,a gdy twoim oczom ukazała się przywołująca cię gestem dłoni miedzianowłosa powędrowałeś w kierunku trybuny. 
       —Znasz prawdę.— bardziej stwierdziła niż zapytała, świdrując cię czekoladowymi tęczówkami. 
       — Owszem.—skinąłeś głową. 
  Zastanawiałeś się do czego zmierza ta rozmowa. Jednak po chwili otrzymałeś całkowicie zaskakującą odpowiedź. 
      —To nie zmienia faktu, że to ci się należy.—wypowiedziała pewnie, a następnie wymierzyła ci solidny cios w policzek.
Zdziwiony przyłożyłeś doń  do pulsującego bólem miejsca i zmierzyłeś ją uważnym wzrokiem. Może i byłeś pustym dupkiem, myślącym tylko o sobie, ale zdawałeś sobie sprawę, że na to zasłużyłeś. Pochyliłeś się nad Marceliną i otarłeś się wargami o jej usta, po czym pośpiesznie obrałeś cel na szatnie. 

~*~
Hello! ^^
Na dobry początek weekendu świeżutka część losów Kamila i Marceliny :D No i się wyjaśnił powód zachowania Droszyńskiego. Tylko czy to skończy się tylko na pożądaniu i tej dwójce osobno? Jak myślicie kupidynek zadziała? XD Kto jeszcze nie widział to zapraszam w imieniu swoim i ret na część z niedzieli u Kuby i Tomka >>Ja nie jestem twoim zbawicielem, ty nie jesteś moim przyjacielem.<< ;3  Na przestrzeni soboty/ niedzieli kolejna część u chłopaków ^^ Całuję i do zobaczenia ;*

                                  
          

wtorek, 26 czerwca 2018

006

       Potrzebuję Twojej miłości
Potrzebuję Twojej chwili
Kiedy wszystko idzie źle
Naprawiasz to
Czuję odlot
I wracam do życia
Muszę być wolna


      Narzuciłaś nogę na nogę i uśmiechnęłaś się promiennie w stronę środkowego, który  wlewał  do twojego kieliszka przeźroczystą ciecz. Stuknęłaś naczyniem o jego naczynie i wlałaś w siebie wódkę, krzywiąc się delikatnie. Gestem dłoni starałaś się przywołać do siebie blondynkę, która zmierzała w kierunku stołu. Opadła na miejsce naprzeciwko ciebie i nalała sobie odrobinę Pepsi, stanowczo kręcąc głowę, gdy proponowałaś jej coś mocniejszego. Wydęłaś dolną wargę zawiedziona i sięgnęłaś po butelkę trunku, rozlewając go pomiędzy siebie a Hubera, który od samego początku pełnił rolę twojego kompana do picia.  Kaja przeprosiła was i pognała do Rybickiego. Brunet wkraczający do pomieszczenia roześmiał się wesoło, spostrzegając twoją ochoczość do opróżnienia flaszki Wyborowej i zajął krzesło obok ciebie. Podsunął ci swój kieliszek i wzniósł toast za złamane serca. Posłałaś mu blady uśmiech i pochłonęłaś alkohol. Przyjmujący zwrócił głowę ku wejściu, a ty skopiowałaś jego ruch i zamarłaś. Blondyn obejmował w pasie smukłą, wysoką brunetkę i musnął przelotnie jej usta. Zirytowana wymieniłaś znaczące spojrzenie z przyjacielem, a on podrapał się zakłopotany po głowie.
          —Yyy..To może pójdziemy potańczyć?- wypalił entuzjastycznie 20-latek, a ty jedynie zmroziłaś go wzrokiem.
          —  Daruj sobie, Fornal. —rzuciłaś przygaszona.  — Myślisz, że mam w tym momencie ochotę tańczyć?
          — Ktoś mi wyjaśni o co w tym wszystkim chodzi?  — wypowiedział zdezorientowany, a jednocześnie zaintrygowany środkowy.
          — Ten o to tutaj osobnik uważa, że pomiędzy mną a Kamilem wisi kupidynek. —wskazałaś dłonią na Tomka, który uśmiechnął się dumny ze swoich słów, a ty jedynie wywróciłaś oczami.  —A prawda jest taka, że ja go kocham jak upośledzona umysłowo, a on ma na mnie wyjebane jak widzisz. — objaśniłaś  sytuację Huberowi.
Zawodnik radomskiego klubu skinął głowę na znak zrozumienia twoich słów i przyrzekł dyskrecję. Przekonywał cię, że warto zawalczyć, że może właśnie ty odmienisz Droszyńskiego i ukażesz mu, że naprawdę przyjemnie jest jednak dzielić łóżko z  drugą osobą. Westchnęłaś głośno, kręcąc stanowczo głową na jego przemowę, zapewniając go, że tak nigdy się nie stanie i poderwałaś się z miejsca.  Oparłaś się o balustradę tarasu i wpatrywałaś się w blask księżyca.  Z kieszeni skórzanej kurtki wyłowiłaś paczkę  papierosów. Obróciłaś ją w dłoniach i biłaś się z myślami czy poczęstować się  jedną z używek. W końcu cienki szlug o miętowym posmaku  spoczął pomiędzy twoimi smukłymi palcami, a twoje płuca wypełniło spore stężenie nikotyny. Wykrzywiłaś usta w cynicznym uśmiechu, dochodząc do stwierdzenia do jakiego stanu doprowadza cię siatkarz, który przyszedł na świat w jeden z ostatnich dni stycznia, powodując, że sięgasz po truciznę, którą porzuciłaś dobre dwa lata temu i sporadycznie zdarzało ci się wydmuchiwać dym pełen różnorakich rakotwórczych substancji. Była to ucieczka od problemów w naprawdę bardzo ciężkie dla ciebie dni.  Przymknęłaś powieki i delektowałaś się mentolowym posmakiem. Zupełnie inaczej wyobrażałaś sobie ten wieczór. Uroczystość inaugurująca początek sezonu Cerradu Czarnych Radom miała wyglądać kompletnie odmiennie. Miałaś się cudownie bawić się w towarzystwie Fornala i nie zwracać uwagi na tego dupka. Zamarłaś z przerażenia w momencie nagłego pozbawienia cię fajki z palców. Otworzyłaś oczy i spojrzałaś z niedowierzaniem na sportowca.
           —Popierdoliło cię?!— wrzasnęłaś zirytowana jego zachowaniem.—Sezon ci się zaczyna, pojebie.
           — Jeden raz można. —wzruszył ramionami.— Mi też nie jest łatwo.—dodał cicho.
          — Nie ma mowy. Nie będziesz się truć.—rzekłaś ostro, próbując wyrwać mu używkę.
     — Skoro tak bardzo nie chcesz bym palił to ją sobie weź.—powiedział zadowolony, wyciągając ramie na maksymalną wysokość.
Z szerokim uśmiechem na ustach przypatrywał się twoim próbom doskoczenia w szpilkach do peta. Rozbawiony w końcu zdecydował się odpuścić i po zaciągnięciu się papierosem oddał ci go. Obserwowałaś jak wydmuchuje pęk dymu i pokręciłaś z niedowierzaniem głową., Nie spodziewałaś się po nim takiego posunięcia. Musiałaś przyznać, że prezentował się w tym obliczu naprawdę seksownie i nie jedna kobieta na twoim miejscu pokusiłaby się o  zasmakowanie jego ust w tym momencie.
         — O czym tak myślisz? — zadarł brew, darząc cię ciekawskim spojrzeniem.
        — O tym jak seksownie wyglądasz z papierosem i ile lasek by mnie zabiło, aby wtedy koło ciebie stać.—zachichotałaś, a on ci zawtórował.— Wracamy?— skinęłaś głową w stronę budynku, miażdżąc obcasem niedopałek.
         — Ale na parkiet.— ukazał ci swoje śnieżnobiałe uzębienie, chwytając twoją dłoń.
Zgodnie ze swoimi słowami cię na niego zaciągnął , a ty wreszcie poczułaś, że żyjesz.  Poruszałaś się żywiołowo, a krążący w twoich żyłach alkohol powoli zaczynał działać i sprawiać, że czułaś się wyśmienicie. Uśmiechałaś się błogo pod nosem, kiedy Tomek obejmował cię ramionami na brzuchu, a ty delikatnie kołysałaś się w rytm wolnej melodii. Tego potrzebowałaś. Bliskości przyjaciela, poczucia bezpieczeństwa. Już po chwili na zmianę ocierałaś się rozbawiona o tyłek przyjmującego, kołysałaś zmysłowo biodrami czy byłaś przez niego energicznie okręcana wokół własnej osi. Zmartwienia odpłynęły niczym fala morza. Zmarniałaś jednak, kiedy twoim oczom ukazał się blondyn wędrujący dłońmi po sylwetce brunetki i złączony z nią w wymianie żarłocznych pocałunków. Prawie straciłaś równowagę i upadłaś. Tomek zaniepokojony zmierzył cię wzrokiem. Wiedział, że to nie było spowodowane ilością pochłoniętych procentów.
          — Zabierz mnie stąd bo nie ręczę za to co zrobię tej siksie.—syknęłaś przez zaciśnięte zęby.
         — Jesteś zazdrosna. — skwitował, śmiejąc się pod nosem.
        — Co cię w tym bawi?—warknęłaś, gromiąc go spojrzeniem.
        — To słodkie.— odparł z nikłym uśmiechem.
        — Słodkie to będzie jak ona spocznie 3 metry pod ziemią.
        — Marcela! Nie poznaję cię!— wytrzeszczył oczy. —  Nie mów tak!
        — Och, zamknij się.
Otworzył przed tobą drzwi taksówki i nim się obejrzałaś znajdowałaś się w jego radomskim mieszkaniu. Po gorącym prysznicu i pochłonięciu zawartości  z kubka z wzorem klubowym Tomka  w postaci malinowej herbaty wpakowałaś się mu do miękkiego łóżka, kiedy poklepał wolne miejsce obok siebie. Mruknęłaś, kiedy przyciągnął cię do siebie za pomocą ramienia, a jego naga skóra torsu wytwarzała przyjemne dla ciebie ciepło. 
         — Ograniczam twoją przestrzeń osobistą.—zamrugałaś kilkukrotnie.
        — Lubię jak ją ograniczasz.—oświadczył ci z rozkosznym uśmiechem.— Nie mamy połówek to musimy się zadowalać tym co mamy. Mogłabyś być trochę piękniejsza, ale...—mamrotał.
         — Ej! Bo jak ja ci zacznę wytykać ujemne punkty to się nie pozbierasz.—odparłaś ostro.
        —Żartowałem, ruda. — roześmiał się wesoło.
Rozczulił cię fakt, że lubił gdy się do niego przytulałaś. Ty także to uwielbiałaś, gdyż miłym dodatkiem do tego było wdychanie jego intensywnych, niebiańskich perfum.

***
 Zdyszana powłóczyłaś za sobą nogami, pokonując dystans dzielący cię od budynku bloku. Chciałaś udać się na  wieczorne bieganie, aby oczyścić umysł z myśli o rozgrywającym, ale to chyba nie był najlepszy pomysł zważywszy na to jak rzadko ten sport uprawiałaś. Kiedyś uwielbiałaś to robić każdego dnia. Teraz brakowało ci na to czasu, chęci po całym dniu spędzonym w łódzkiej kawiarni i sił, których pokłady były wyczerpane doszczętnie. Westchnęłaś głośno na jakże piękny krajobraz rozciągających się przed tobą schodów i wyklęłaś właścicieli tego lokalu. Po kilku minutach zameldowałaś się pod drzwiami mieszkania i zastygłaś. Blondyn opierał się nonszalancko biodrem o ścianę i pałaszował cię wzrokiem błękitnych tęczówek. Nim zdążyłaś cokolwiek z siebie wydusić wpił się żarłocznie w twoje wargi. Przyjemność jaką sprawiały ci jego aksamitne usta wygrała z rozsądkiem. Pchnął cię gwałtownie na ścianę, a ty jęknęłaś na falę bólu jaka przeszyła twój kręgosłup z powodu uderzenia. Podałaś mu klucze, a on nie odrywając się od ciebie otworzył drzwi i chwycił cię pod udami, dając znak, abyś oplotła go w pasie. Opuścił cię na kuchenny blat i zaczął podwijać twoją szarą bluzę ku górze. Ty jednak się opamiętałaś. Niczym impuls otrzymałaś w umyśle obraz z przed dwóch tygodni, gdy tak samo całował brunetkę i odepchnęłaś go z całej siły od siebie, cisnąc w niego spojrzenie pełne błyskawic, nienawiści. 
         —Wyjdź!—syknęłaś przez zaciśnięte zęby.
        — Marcelina...—próbował załagodzić sytuację, ale mu przerwałaś.
       — Wypierdalaj, powiedziałam!
Blondyn prychnął pod nosem i ulotnił się z zasięgu twojego wzroku, trzaskając drzwiami. A ty siedziałaś na blacie kuchennym całkowicie rozbita, w rozsypce. To było dla ciebie tak cholernie trudne. Tak bardzo go pragnęłaś, ale nie mogłaś mieć.  Zeskoczyłaś z szafki i osunęłaś się po nawierzchni jej drzwiczek. Spazm wstrząsnął twoim ciałem, a słona ciecz błądziła po twoich policzkach. Tak ty w uczuciu do siatkarza. Tak jak twoje myśli wokół niego. 

~*~
Hejka!  ^^
Myślałam, że będzie coraz łatwiej, a jest coraz ciężej, ale jak  jest trudno to znaczy, że idzie w dobrym kierunku ;3 Tomek pocieszyciel, Norbert kumpel do picia, Kamil ch**... Same dokończcie :D  Całuję i do następnego ;*
PS: Coraz bliżej końca ^^ 

środa, 20 czerwca 2018

005

          Tępo wpatrywałaś się  w nieokreślony punkt przed sobą i pragnęłaś uspokoić kołatające  w twojej głowie myśli. Otuliłaś się szczelniej kołdrą i westchnęłaś głośno. Czułaś woń jego intensywnych perfum na poduszce, co nie ułatwiało ci racjonalnego myślenia i analizy sytuacji w jakiej się znalazłaś. Pragnęłaś tego. Chciałaś znaleźć się w centrum uwagi Droszyńskiego, ale zdawałaś sobie sprawę z konsekwencji poddania się rozgrywającemu. Wiedziałaś, że później będziesz tego żałować. Zapierałaś się i nie dawałaś po sobie poznać, że tak naprawdę jego urok osobisty otumanił cię już podczas zjawienia się przy stoliku dzielonym z twoim, a raczej waszym wspólnym przyjacielem. Na trzeźwo było ci łatwiej oprzeć się jego atrakcyjnemu obliczu. Myślałaś, że możesz sobie przy nim pozwolić na kilka drinków. W końcu tak świetnie się wczoraj w pubie dogadywaliście. Nie miałaś pojęcia, że twoja samokontrola pod wpływem alkoholu stanie się taka słaba i runie. Miałaś być jak solidny mur. Kamil miał się o ciebie obijać i opadać bez sił.  Zdawałaś sobie sprawę z tego jaki jest. A mimo to się w nim zakochałaś. Sięgnęłaś po telefon spoczywający na szafce nocnej i najechałaś opuszkiem palca na zdjęcie uśmiechającego się w obłędny sposób bruneta. Po chwili wsłuchiwałaś się w sygnał nawiązującego połączenia, oczekując niecierpliwie i upragnienie momentu podniesienia słuchawki przez Fornala.
        — Marcelinka!   —usłyszałaś radosny pisk po drugiej stronie. Nie mogłaś nie wznieść mimowolnie kącików ust.   —Jak ja się za tobą stęskniłem, kruszynko!   —zawył, a ty zachichotałaś pod nosem. 
        — W takim razie moja propozycja powinna okazać się dla ciebie odpowiednia. —wypowiedziałaś, kiedy wreszcie dopuścił cię do głosu.   — Co powiesz na spotkanie?
                —Może być nawet zaraz!     — wrzasnął uradowany.
Dogadałaś z nim szczegóły wizyty w Radomiu i zakończyłaś rozmowę. Obawiałaś się jak może zareagować na wieść o wydarzeniu jakie miało miejsce kilka godzin temu. Bałaś się także o zawodnika radomskiego klubu. Tomek nie wyglądał na niebezpiecznego, ale jeżeli się zirytuje może być zdolny mu kilka razy przyłożyć. 

***
  Przechwyciłeś żółto-błękitną piłkę od przyjmującego Tomka i przerzuciłeś mu na lewe skrzydło przez plecy, obserwując jak atakuje obok podwójnego bloku.  Uradowany potrząsł pięścią i obdarzył cię rozkosznym uśmiechem. Zaklaskałeś w dłonie i zaśmiałeś się pod nosem. Rozegrałeś jeszcze kilka akcji i wyczerpany zwlokłeś się z parkietu, aby opaść na jedną z ławek i przyssać się do butelki wody. Chłodna ciecz skutecznie studziła twoje płonące gardło i gasiła pragnienie. Odwróciłeś głowę w lewą stronę i dostrzegłeś na sobie badawczy wzrok bruneta. Wymieniłeś z nim dłuższe spojrzenie i już miałeś pewność, że zauważył zmianę w twoim zachowaniu. Czułeś, że po opuszczeniu szatni czeka cię z nim rozmowa. Po krótkim, zimnym prysznicu działającym na twoje ciało zbawiennie oraz zmianie odzienia stawiłeś się obok jego samochodu, opierając o karoserię biodrami. Tomek zdziwiony zmarszczył brwi, a ty jedynie wzruszyłeś ramionami, rzucając :
          — Czuję, że chcesz ze mną porozmawiać.
Skinął głową i nacisnął na kluczyki, otwierając klubowe auto. Zająłeś miejsce pasażera. Mistrz Świata umieścił torbę treningową na tylnym  siedzeniu i opadł na fotel kierowcy. Zwrócił twarz ku tobie i nikle wzniósł kąciki ust.
         — Właśnie na tym polegać powinna przyjaźń. Rozumienie się bez słów.— skwitował zadowolony z twojej postawy.
         — Dokładnie. A o czym chciałeś pogadać? — zmierzyłeś go pytającym wzrokiem.
    — Droszyński, nie masz mi czasem czegoś do powiedzenia? —splótł ramiona na klatce piersiowej i spojrzał na ciebie wyczekująco.
        — Widzę, że jesteś spostrzegawczy, przyjacielu.— zaśmiałeś się. — No cóż stało się. — wzruszyłeś ramionami. — Marcelina wylądowała ze mną w łóżku. Mówiłem, że dostanę to czego chcę. —oświadczyłeś, wyciągając nogi przed siebie.
      — Boże, Kamil! Jaki ty jesteś głupi!— jęknął przyjmujący. — Kupidynek dopiero namierzył swój cel. Nie wystrzelił jeszcze strzały, a ty już zwariowałeś na jej punkcie. To się tak nie skończy.  Zobaczysz. — wypowiedział pewnie.
          —Nie mam pojęcia o co ci chodzi. Potraktowałem ją jako kolejny cel, jak wszystkie pozostałe.
          — Nie, Kamil. Tu jest wyraźna różnica pomiędzy nią a innymi. Może niebawem ją dostrzeżesz.
          — Masę chłopaków tak robi z dziewczynami. A ty przyjebałeś się akurat do mnie!  Dlaczego?!
          — Bo jesteś moim przyjacielem? Bo chcę dla ciebie dobrze?
          — Przecież wszystko jest w porządku.
          — Teraz tak, ale poczekaj.  Kupidynek wisi.
          — Skończ już pierdolić z tym całym kupidynkiem! — zirytowany uderzyłeś pięścią w kolano.
          — Skąd wiesz czy się już w niej nie zakochałeś? Przecież miałeś obsesję na jej punkcie, aby ją zaliczyć. Skoro nigdy tego nie przeżyłeś nie będziesz wiedział jak to jest to poczuć. Być może już to przechodzisz. Być może już teraz pragniesz to powtórzyć. Znowu chcesz ją zobaczyć. Każda miłość jest inna. — tłumaczył ci 20-latek.
Prychnąłeś na jego słowa i opuściłeś samochód,  trzaskając za sobą drzwiami.  Spojrzałeś na niego wymownie i przyśpieszonym krokiem powędrowałeś do swojego wozu. Nie mogłeś już znieść tej jego paplaniny. To co mówił nie posiadało dla ciebie żadnego sensu. Wiedziałeś, że to czym obdarzyłeś Marcelinę  było zwyczajnym pożądaniem. Miałeś już dość tych tekstów z tym całym kupidynem. Może i nigdy nie doświadczyłeś miłości, stanu zakochania, ale byłeś pewien, że to co odczułeś podczas nocy w mieszkaniu Wojciechowskiej tym nie było. Czułeś zwyczajny żar, Ogień, jaki zawładną waszą dwójką. Tam nie było uczuć. Nie było na nie miejsca. Napędzaliście się pragnieniem wzajemnej bliskości.  Byłeś pewien, że więcej nie zawitasz do jej mieszkania, ani nie pozwolisz jej wtargnąć do swojego. Miała pozostać jedynie kolejnym trofeum zapisanym na liście.

***
   Spiorunowałaś wzrokiem naśmiewającego się z twojego stanu Fornala, pociągając za pomocą słomki łyk soku pomarańczowego zamówionego kwadrans wcześniej w jednej z radomskich kawiarni. Mimowolnie cieszyłaś się, że mogłaś go oglądać w takim stanie. Ostatnio, gdy miałaś z nim doczynienia wyglądał jak bliski opuszczenia tego świata, a za tym wszystkim stała ta pieprzona Kinga, którą przez opowieści Tomka zdążyłaś znienawidzić. Podziwiałaś go za zasób energii jaką jeszcze posiadał po niedawno zakończonym treningu. Obdarował cię kolejnym niebiańskim uśmiechem, na którego widok wzdychały kobiety i zamoczył usta w kufle piwa.
        — Marcel, co się wczoraj wydarzyło? —mruknął, wlepiając w ciebie przeszywające, siwo błękitne tęczówki.
     — Skąd wiesz, że wczoraj? Może to coś miało miejsce wcześniej, a ja byłam tak samo uparta jak ty i nic nie mówiłam?— splotłaś ramiona na klatce piersiowej i spojrzałaś na niego pewnie.
        —  Hmm... Może dlatego, że na przykład Kamil i ty zachowujcie się dziwnie w tym samym czasie? — potarł podbródek, udając zamyślonego.
     — Och, Fornal. Masz mnie. —westchnęłaś głośno, wbijając wzrok za punkt usytuowany za jego plecami. — Wczoraj nieco przesadziłam z alkoholem i moja silna wola poszła się pieprzyć. Dosłownie! Przespałam się z Droszyńskim.—spuściłaś głowę.
       — Nie no! Nie wierzę! —wrzasnął siatkarz. — Teraz tylko pytanie kogo zamordować najpierw!
      — Tomek, uspokój się! — podniosłaś ton głosu. — Stało się. Nic już z tym nie zrobisz. — dodałaś.
      — Dlaczego to zrobiłaś? Przecież wiedziałaś jaki on jest.
      — Sama nie wiedziałam, ale teraz już wiem. Tomek, ja się w nim zakochałam.— szepnęłaś prawie niesłyszalnie, wbijając wzrok w czubki własnych butów.
      — Nie no trzymajcie mnie! Marcela, do cholery!
      — Nie krzycz na mnie. — odparłaś cicho.
     — Przepraszam. — mruknął skruszony. — Chodź tutaj.— rozwarł przed tobą swoje ramiona.
Poderwałaś się z miejsca i wpakowałaś się na jego uda, wtulając się szczelnie w jego tors. Przyjmujący zauważył twoje dygoczące ciało i nakrył cię swoją klubową, czarną bluzą. Gdy wyczułaś już, że opanowanie ponownie do niego powróciło zaczęłaś opowiadać mu o wszystkim.  Rozpoczęłaś od tego jak od sierpnia prześladowały cię jego błękitne tęczówki. Nie mogłaś zapomnieć o jego cwanym, ale w pewnym stopniu pięknym uśmiechu. Jak pragnęłaś dotknąć jego twarzy i zasmakować jego ust tak jak tej sierpniowej, gorącej nocy podczas hotelowej imprezy. Chyba od tamtego momentu wszystko się zaczęło. Wtedy narodziło się w tobie to niewinne zauroczenie, oczarowanie jego osobą, przeistaczając w coś poważniejszego. Dopiero wczorajsza noc uświadomiła ci ile rozgrywający dla ciebie znaczy. Broniłaś się przed nim. Nie chciałaś się w nim zakochać, ale mimo faktu, iż wiedziałaś jaki on jest uczyniłaś to.
       — Jak powiedziałaś stało się. — rozpoczął delikatnie swój wywód brunet. — To nie twoja wina. To twoje dobre serce dostrzegło w nim coś wartego uwagi. Wiem doskonale co czujesz, bo mimo, że nie chcę kochać Kingi to nie potrafię tego przerwać.— wypowiedział, spoglądając ci głęboko w oczy. — Malutka, zawsze możesz na mnie liczyć. Pamiętaj. — musnął ustami twoje czoło.
 Na twoje usta wpłynął słaby uśmiech. Otarłaś wilgotne jeszcze policzki materiałem jego bluzy i pozostawiłaś mokry ślad na jego policzku w ramach podziękowania za to spotkanie, które właśnie dobiegało końca. Potrzebowałaś go, a on cię nie zawiódł. Po mimo, że znaliście się tak niedługo obdarzył cię niesamowitą przyjaźnią. Wtuliłaś się w jego ciało na pożegnanie, kiedy w zasięgu twojego wzroku pojawił się pociąg. Uśmiechnął się do ciebie szeroko i obiecał następnym razem zjawić się u ciebie. Skinęłaś głową i pomachałaś mu, oddalając się od jego sylwetki.

                                                                                                                                 ❤
Hejka! ;3
Sprezentuje Wam tą część szybciej, gdyż już w poniedziałek została zapisana i w sumie nie widzę sensu, by ją przetrzymywać :D Kolejny odcinek w weekend albo na początku przyszłego tygodnia ;) Marcelina niestety wpadła tak nieszczęśliwie jak Fornal, a Kamil trzyma się uparcie swego. Znowu odzyskałam power do tej historii także już nie powinnam mieć dłuższego zastoju ^^ Tuż po tym blogu startuje opowieść z Masłowskim w roli głównej :D Dużo jest tutaj ochotniczek na tego pana? ^^ Całuję i do zobaczenia ;*
         

poniedziałek, 18 czerwca 2018

004

       Zacisnąłeś solidniej dłonie spoczywające na skórzanej powierzchni kierownicy i poprawiłeś opadające ci na nos ciemne, przeciwsłoneczne okulary. Ostatnie promienie wrześniowego słońca muskały twoją twarz, oślepiając cię przy tym. Posłuchałeś głosu nawigacji i według jej wskazówki skręciłeś w prawo. Odetchnąłeś z ulgą, kiedy twoim oczom ukazała ci się znajoma nazwa ulicy. Po chwili zatrzasnąłeś za sobą drzwi samochodu i wparowałeś do wnętrza jednej z ulubionych kawiarni, które poznałeś dzięki dość częstym wizytom w tym mieście spowodowanym odwiedzinami kumpla z podstawówki. Nieco zmęczony trasą opadłeś na jedno z krzeseł w stoliku umiejscowionym pośrodku lokalu i  ślamazarnymi ruchami zacząłeś przewracać kartki menu, badając wzrokiem proponowane oferty. Miałeś ochotę na coś co ostudzi twoje rozgrzane ciało. Po mimo, że pierwszy miesiąc roku szkolnego dobiegał końca temperatury nadal potrafiły zadziwić swoim poziomem wysokości czy przyprawić o krople potu na czole. Przeczesałeś palcami niedbale włosy i westchnąłeś głośno, zastanawiając się na jaką mrożoną kawę się zdecydować. W tym momencie kątem oka zarejestrowałeś ruch obok twojej sylwetki. Zadarłeś głowę i pokręciłeś nią z niedowierzaniem, lustrując wnikliwym wzrokiem sylwetkę kelnerki. Ona jednak nie dostrzegła zainteresowania jakim ją obdarzałeś, gdyż skupiła się na skreślaniu czegoś w małym, poręcznym notesiku. Z wzniesionymi kącikami ust obserwowałeś jak przegryza zębami dolną wargę, skupiając się na zawartości zapisków.
         — Przepraszam, ale...— jej łagodny głos otulił twoje uszy. — Co za ironia!—prychnęła, gdy zmierzyła wzrokiem twoją twarz tuż po podniesieniu głowy z nad notatek.
        — Witaj piękna! — odparłeś roześmiany, posyłając jej szelmowski uśmiech.
        — Co ty tutaj robisz?!  — prychnęła pod nosem, gromiąc cię wzrokiem.
        — Czekam na kumpla. — wzruszyłeś ramionami.  — A ty jak mniemam pracujesz.
        — Miejmy to już z głowy. — westchnęła  głośno.  — Co zamawiasz?
    — Od kiedy jesteśmy na ty? — wzniosłeś jedną brew. — Jestem twoim klientem. Powinnaś się do mnie zwracać pan.  —spojrzałeś na nią uważnie.
         — Kamil, nie denerwuj mnie. —wysyczała przez zaciśnięte zęby.
         — Dobra, dobra. —wzniosłeś dłonie w geście obrony.  — Wedle życzenia, skarbie. Latte Macchiato.
Odprowadziłeś ją błękitnymi tęczówkami do momentu, aż nie zniknęła z zasięgu twojego wzroku. Rozpływałeś się w momencie podziwiania jej bioder przysłoniętych jedynie materiałem czarnej, krótkiej spódnicy. Jej nogi robiły na tobie piorunujące wrażenie. Uśmiechnąłeś się pod nosem, okręcając na palcu kluczyki od samochodu. Uwielbiałeś ją irytować. Denerwowanie jej stało się twoim nowym hobby. Gdy kipiała złością była jeszcze bardziej pociągająca niż zazwyczaj. Delektowanie się widokiem jej uroczo zmarszczonego nosa czy cisnących w twoją stronę błyskawic przez zielone oczy sprawiało ci niesamowitą przyjemność. Zdawałeś sobie sprawę, że otrzymałeś kolejną szansę od losu. Kolejną okazję, aby zasmakowała twojej bliskości. Nie zamierzałeś jej zmarnować. Marcelina Wojciechowska dzisiejszej nocy będzie łaknąć twojego dotyku. Byłeś tego pewien.  Miedzianowłosa ułożyła przed tobą wysoką szklankę i zniknęła ekspresowo z pola twojego widzenia. Zamieszałeś chłodną, kusząco pachnącą ciecz i upiłeś jej niewielki łyk. Mruknąłeś zadowolony i ponownie zatopiłeś usta w napoju.
          — Siema stary! — nagle pojawił się przed tobą brunet.
          — Hej! —odparłeś entuzjastycznie, zbijając z rozgrywającym piątkę.
          — Słuchaj, przepraszam cię bardzo, ale nastała taka głupia sytuacja. Moi rodzice pilnie mnie potrzebują. Nie obrazisz się jeśli spotkamy się kiedy indziej?  — Kozub spojrzał na ciebie niepewnie.
           —Jasne. Nic się nie dzieję, ale mogłeś powiedzieć troszkę wcześniej.
          — Dowiedziałem się przed kilkoma minutami dosłownie. —skrzywił się Łukasz.  — To ja lecę. Kiedyś się jeszcze zgadamy. Trzymaj się i pozdrów spalski gang. — mruknął z uśmiechem.
Skinąłeś jedynie głową i pożegnałeś się uściskiem dłoni. Gdy Mistrz Świata zamykał za sobą drzwi lokalu wiedziałeś już jak spędzisz ten wieczór w Łodzi. Pojawiłeś się przy ladzie i posłałeś czarujący uśmiech w kierunku miedzianowłosej, prosząc o rachunek. Zdziwiona wzniosła brwi, mrucząc pod nosem, że miałeś niby spotkać się ze znajomym. Zaśmiałeś się pod nosem i zapytałeś o godzinę zakończenia jej zmiany. Wtedy dopiero dostrzegłeś zaskoczenie w jej zielonych oczach. Mimo wszystko odpowiedziała na twoje pytanie, co skwitowałeś nikłym uśmiechem.

***
         Nie mogłeś uwierzyć w to co właśnie miało miejsce. Spoczywała obok ciebie i rozmawiała bez jakiejkolwiek nutki irytacji czy sarkazmu w głosie. Mieszała okrężnymi ruchami za pomocą słomki kolorową ciecz w wysokiej szklance i spoglądała na ciebie z łagodnym uśmiechem. Czyżby alkohol odegrał tak znaczną rolę w zmianie jej zachowania w stosunku do ciebie? Przechyliłeś naczynie i wlałeś do gardła kolejnego drinka tego wieczoru. Zlustrowałeś wnikliwym wzrokiem sylwetkę Marceliny przyodzianą w czarną, przylegającą sukienkę i  w twojej głowie zapłonęła myśl, że już niebawem przystąpisz do działania. Z rozmyśleń wyrwał cię jej uroczy chichot. Spojrzałeś na nią z zadartą brwią, a ona machnęła jedynie dłonią, dalej zanosząc się śmiechem.    
         —Przypomniało mi się jaki miałam opis na Tinderze.— wypowiedziała rozbawiona.
        — Taka piękność jak ty potrzebuje Tindera? No proszę nie żartuj! — wzniosłeś kąciki ust na maksymalną wysokość, prezentując jej swoje śnieżnobiałe uzębienie. 
             —Czekam na księcia z bajki jak prostytutka na tirowca przed granicą. —parsknęła, zakrywając usta dłonią.
Prawie wyplułeś zwartość alkoholu znajdująca się w twoich ustach.  Pośpiesznie ją przełknąłeś i parsknąłeś głośnym, niekontrolowanym śmiechem. Wojciechowska popatrzyła na ciebie błagalnie i wymierzyła dłonią w twoje ramie. Starałeś się uspokoić, ale rozbawienie wzięło górę nad twoją samokontrolą. Po chwili dzieliłeś się z nią historią z twojego dzieciństwa:
             —Jak miałem dwa lata to odprawiałem msze u sąsiada i każde dziecko musiało klęczeć i się modlić. A jak nie to biłem patykiem.
 Tym razem to kelnerka dała upust swojemu rozbawieniu. Czułeś się jakbyś znał ją dobre kilka lat.  Miałeś wrażenie, że zachowywaliście się jak przyjaciele  z długoletnim stażem. Nigdy tak dobrze ci się nie toczyło konwersacji z przedstawicielką płci pięknej.  Intrygowała cię swoją osobą.  Nie było jednak szans na to byś obdarzył ją czymś więcej niż pożądaniem. Prychnąłeś pod nosem na słowa Fornala, które rozbrzmiały w twojej głowie w tym właśnie momencie. Na dobą sprawę nie mogłeś się w niej zakochać, a właściwie nie mogłeś nawet sobie zdać z tego sprawy, kiedy to nastąpi, gdyż nigdy tego nie przeżyłeś. 

            Jęknąłeś przeciągle, kiedy wplotła drobne, chłodne palce w twoje włosy. Czułeś jak podrażnia skórę twojej głowy zdecydowanie za długimi paznokciami pomalowanymi na krwistą czerwień. Ścisnąłeś solidnie jej pośladki, wsłuchując się w jej głębokie westchnięcie. Sunąłeś czubkiem nosa po jej nosie, po przez policzek, aby ostatecznie najwięcej czasu poświęcić szyi. Zacząłeś ją naznaczać mokrymi śladami, powodując, że odchyliła głowę do tyłu i przymknęła powieki. Złapałeś ją za uda i spojrzałeś jej głęboko w oczy. Szmaragdowe tęczówki zapłonęły nieznanym ci dotąd ogniem. Błyszczały mocniej niż milion gwiazd na niebie. Pragnęła cię. Widziałeś to w jej spojrzeniu. Dostałeś to czego tak bardzo chciałeś. Oplotła cię nogami w pasie i ujęła twoją twarz w dłonie, złączając wasze usta. Spragniony miażdżyłeś jej wargi, nie pozwalając jej ani na minutę przejąć kontroli nad tym co się działo. Wiedząc jak na ciebie działa wyszeptała ci do ucha kierunek, w którym miałeś powędrować i uśmiechnęła się cwanie. Coraz bardziej cię otumaniała. Tuż po przekroczeniu progu jej sypialni zdarła z ciebie koszulę i naparła bardziej na twoje wargi. Mruknąłeś zadowolony i starałeś się odnaleźć suwak od jej kreacji. Po chwili pociągnąłeś go i sprawiłeś, że sukienka spoczęła na podłodze. Zrzuciłeś ją na łóżko i zawisłeś nad nią, drażniąc swoim  ciepłym, płytkim oddechem jej twarz. Jej chłodne dłonie wędrowały po twoim nagim torsie, badając każdy jego mięsień, na który tak solidnie pracowałeś w radomskiej siłowni. Cieszyłeś się, że docenia twoje atuty. Zaśmiałeś się, kiedy jej ręce spoczęły na gumce twoich spodni. Wbiła zęby w dolny płatek wargi, przegryzając ją ponętnie i spoglądając na ciebie z pod wachlarzu długich, gęstych rzęs. Nie mogłeś w takich okolicznościach jej nie ulec. Wyciskałeś kolejne żarłoczne pocałunki na jej ustach, dobierając się powoli do zapięcia jej biustonosza. Nim to jednak nastąpi chciałeś delektować się jej  pięknym, drobnym ciałem. Obsypywałeś pocałunkami jej obojczyki, schodząc coraz niżej. Najwięcej mokrych śladów pozostawiłeś na jej pełnych piersiach. Czułeś jak wygięła się, kiedy twój język drasnął jej pępek. Zachichotałeś pod nosem i powróciłeś do kuszących ust. Z satysfakcją uwolniłeś jej biust z dodatkowej zasłony i w pełni się nim rozkoszowałeś. Jej ciche pojękiwania niezmiernie ci się podobały. Nim zauważyłeś, a za pomocą zębów zsunęła z twoich bioder bokserki i spojrzała wyzywająco w oczy. Nie mogłeś tego zlekceważyć. Opuszkami palców musnąłeś najwrażliwsze miejsce w jej ciele. Chciałeś się z nią jeszcze podroczyć. Łaknęła zdecydowanie czegoś więcej, a ty świetnie zdawałeś sobie z tego sprawę.  Zacisnęła powieki, starając się kontrolować. Chciała zamaskować jak bardzo wpływa na nią każdy twój dotyk, każde twoje draśnięcie jej ciała. Miażdżyła dłońmi prześcieradło, kiedy ponowiłeś ten gest kolejne kilka razy. Była na skraju wytrzymania. Ukontentowany fazy w jaką ją wpędziłeś oparłeś czoło o jej i wykrzywiłeś usta w zwycięskim uśmiechu. Gwałtownym, zdecydowanym ruchem zaserwowałeś jej to czego wyczekiwała niecierpliwie. Zagłębiłeś się w niej, wywołując rozległy jęk wydostający się z jej krtani. Połączyłeś was. Osiągnąłeś to czego chciałeś. Staliście się jednością.  Wiła się z każdym twoim ruchem, urozmaicając twoje umięśnione plecy w czerwone smugi. Przylgnęła do ciebie szczelnie, łaknąc większej rozkoszy. Nie ważne dla ciebie były liczne zadrapania jakie pozostaną jako pamiątka po tej wrześniowej, tak bardzo upragnionej  przez ciebie nocy. Teraz liczyła się tylko ona. Miedzianowłosa spoglądająca na ciebie oliwkowymi tęczówkami i wymieniająca z tobą namiętne pocałunki. Byłeś dumny, że mogłeś zapisać ją na swojej liście jako kolejne trofeum. Nie miałeś pojęcia, że przybycie do Łodzi zakończy się dla ciebie tak miłym akcentem.  Alkohol krążący w waszych krwiobiegach skutecznie pozbawił was racjonalnego myślenia i pchnął w ochotę poniesienia się chwili. Dzięki temu mogłeś teraz zasmakować jej bliskości. 

                                                                                                                                          ❤
Hello! ^^
Na pocieszenie po nieudanym dla nas weekendzie w Chicago podrzucam Wam czwarty odcinek losów Kamila i Marceli ;3 Dla Droszyńskiego jakże udany :D Czy Marcelina w pełni wiedziała co robi? Czy będzie żałować?  Dowiemy się w kolejnej części ^^ Przepraszam za opóźnienia, ale zajęłam się przyszłym blogiem o Janku Fornalu i za bardzo mnie to pochłonęło :D A propo powiedźcie mi czy któraś z Was byłaby zainteresowana historią, któregoś z tych siatkarzy : Maślak, Kozub, Fornal młodszy, Fornal starszy, Michał Filip, Kędzierski? :D Bo nie wiem czy opłaca się zakładać bloga :D Całuję i do zobaczenia ;*

poniedziałek, 11 czerwca 2018

003

      Jęk Fornala rozniósł się echem po wnętrzu waszego wspólnego lokum, wyrywając cię tym samym ze snu. Przewróciłeś się na prawy bok i starałeś się zignorować oznaki niezadowolenia po wczorajszej zakrapianej sporą ilości alkoholu nocy przez przyjmującego. Chwilę po ponownym przymknięciu przez ciebie powiek po pokoju rozległ się huk. Podirytowany poderwałeś się do pozycji siedzącej i zmierzyłeś wzrokiem bruneta, który przysiadł na rogu łóżka i sięgał po telefon spoczywający na podłodze. Prychnąłeś pod nosem, kiedy po ułożeniu go na szafce nocnej ponownie  opadł na materac i nakrył się mięciutką kołdrą włącznie z twarzą. Czułeś, że będzie cię dziś potrzebował. Nie dane ci już jednak było powrócić do krainy Morfeusza, gdyż pojękiwania Tomka skutecznie spędzały ci sen z powiek. Oderwałeś twarz od milutkiego materiału poduszki i zerknąłeś w stronę 20-latka. Jego zazwyczaj o miodowym odcieniu twarz była teraz blada. Totalnie utraciła swój koloryt. Natomiast wzrok utkwiony był w podłożu i zupełnie pusty. Ciemne, gęste włosy żyły własnym życiem jak zazwyczaj każdego ranka. Potargane, niesforne. Zmartwiony wydostałeś się z sideł ciepłej pierzyny otulającej twoje ciało i przykucnąłeś przy Mistrzu Świata, przyglądając się mu uważnie. Tytus, gdy tylko cię spostrzegł zadarł głowę i spojrzał na ciebie z wyraźnym grymasem na twarzy. Obawiałeś się, że niebawem jego stan się pogorszy. Poklepałeś go pokrzepiająco po ramieniu i opuściłeś pomieszczenie, aby udać się na misję ratowania swojego kumpla. Westchnąłeś głośno, zeskakując po schodkach i zdałeś sobie sprawę, że to w jakiej kondycji znajduje się Fornal to w głównej mierze także twoja wina. Wiedziałeś przecież, że od przybycia tutaj zmaga się z nasilonym uczuciem do Kingi, które jakby zakiełkowało w nim na nowo po ujrzeniu przypadkowej fotografii na portalu społecznościowym. Powinieneś poświęcić mu zdecydowanie więcej uwagi niż pewnej miedzianowłosej piękności. Gdybyś tylko nie kierował się tym czego pragnęło twoje ciało...Najprawdopodobniej Tytus tryskałby humorem i przelewał go na innych uczestników zgrupowania, a nie przeżywał katusze we waszych wspólnych czterech ścianach. Miałeś ogromne wyrzuty sumienia, ale czasu  nie da się już cofnąć. Przekroczyłeś próg opustoszałej restauracji i  ambitnie zmierzałeś w stronę kuchni.
        — Gościom hotelowym wstęp wzbroniony! — poinformował cię ostry, kobiecy głos. Nagle jego właścicielka odwróciła się w twoim kierunku i ujrzałeś swoją ulubioną pracownice tego obiektu. — A to ty.—mruknęła, zaszczycając cię przelotnym spojrzeniem.
         — Owszem, choć zależy co rozumiesz przez ty. — na twoją twarz wstąpił cień uśmiechu. — Kamil Droszyński? Przystojniak? A może to ty, czyli mój ideał? — parsknąłeś, pocierając palcami brodę i wyrzucając z siebie kolejne określenia.
       —To ty, czyli największy palant w tym hotel jak nie na świecie. —stwierdziła z triumfalnym uśmiechem. — Czego chcesz?
       — Chodzi o Tomka...— podrapałeś się po głowie. — Potrzebuję ciepłego, świeżego rosołu i mocnej kawy. — sprecyzowałeś.
     — Jak z nim? —splotła ramiona na klatce piersiowej i spojrzała na ciebie uważnie. Mogłeś przyrzec, że w jej oczach dostrzegłeś cień troski.
      — Nie najlepiej.
     — Nie będę tutaj wyskakiwać z wywodem czyja to wina, bo chyba dobrze zdajesz sobie z tego sprawę. — popatrzyła na ciebie wymownie. — Daj mi pięć minut. Zajmę się tym.
Skinąłeś jedynie głową i przymknąłeś za sobą drzwi, po czym zająłeś miejsce w jednym z pierwszych stolików. Przeglądałeś zawartość mediów społecznościowych, badając dokładnie profil Marceliny na Instagramie. Jęknąłeś cicho, kiedy twoim błękitnym oczętom ukazała się fotka w sylwetki kelnerki odziana jedynie w białe bikini i uwieczniona na tle polskiego morza.  Jej smukłe ciało wołało o dotyk. A do tego ta opalenizna, idealne wcięcie w talii... Pośpiesznie zablokowałeś ekran smartphone'a i wsunąłeś go do kieszeni spodenek, gdy dziewczyna postawiła przed tobą talerz pełen bulionu, a sama chwyciła filiżankę kawy w dłonie. W jej towarzystwie zjawiłeś się w dzielonym z Tomkiem  lokum i ułożyłeś naczynie na szafce nocnej chłopaka. Ten zlustrował cię wzrokiem i zerknął na danie niepewnie. Po chwili wysilił się na słaby uśmiech w stronę Wojciechowskiej, która położyła kofeinowy napój  obok ciepłego posiłku i oparł dłonie po obu stornach swoich ud, wpatrując się tępo w podłogę.
         — Tomek, wiem, że nie masz ochoty, ale to ci naprawdę pomoże. —starałeś się go przekonać do zjedzenia rosołu i popatrzyłeś na niego z zatroskaniem.
                — Nie sądziłam, że kiedykolwiek to powiem, ale zgadzam się z Kamilem. — przypomniała o swojej obecności 20-latka.
Fornal popatrzył na nią z rozbawieniem i zaśmiał się pod nosem na jej słowa. Po chwili jednak jego wyraz twarzy uległ gwałtownej zmianie, kiedy rozmasowywał zapewne pulsujące skronie opuszkami palców i dało się na niej dostrzec grymas bólu.  Opornie wpakował do wnętrza ust pierwszą łyżkę, a  później z nieco większą ochotą pakował w siebie kolejne porcje rosołu. Opadłeś na materac i przysłuchiwałeś się rozmowie Marceliny z przyjmującym. Widać było, że naprawdę się o niego martwi i żal jej patrzeć na to jak męczy się po podjęciu złej decyzji wczorajszego wieczora. A wszystko to spowodowane było jednym czynnikiem. Tęsknotą. Stała za tym jedna osoba. Jedna, jedyna dla niego w swoim rodzaju. Kinga.  Gdy większa część naczynia została opróżniona uśmiechnąłeś się łagodnie w stronę przyjaciela. On jednak nagle poderwał się z miejsca i pognał w kierunku łazienki. Słyszałeś zza drzwi nieprzyjemne odgłosy wydobywające się z jego gardła. Wzdrygnąłeś się na nie. To czego obawiałeś się, że może nastąpić prędzej czy później własnie miało miejsce. Tomek pojawił się ponownie wewnątrz pokoju i opadł na materac, oddychając głęboko. Kelnerka podała mu kubek z ciepłą jeszcze cieczą i nakłoniła do jego pochłonięcia. Sceptycznie do tego pomysłu nastawiony siatkarz niechętnie wypił aromatyczny napój, który na co dzień ubóstwiał na równi z dyscypliną jakiej się poświęcił, a następnie pobiegł do zaklepywanego wcześniej pomieszczenia. Westchnąłeś głośno, spoglądając wymownie na miedzianowłosą.
         — Z tego co wiem dzisiaj wyjeżdżacie.— zagaiła, przerywając panująca pomiędzy wami ciszę, a ty skinąłeś głową.—Zaopiekuj się nim lepiej niż wczoraj i gdyby miał jakiekolwiek problemy dzwoń. To mój numer.—podyktowała ci ciąg 9 liczb.— Bo może i znam go krótko, ale zdążyłam zauważyć, że to uparciuch. — mruknęła, uśmiechając się pod nosem.

***
Wpatrywałeś się w zbiór cyfr widniejących na ekranie twojego telefonu. Kąciki twoich ust zastygły na wyżynach. Posiadałeś jej numer. Sama dobrowolnie ci go podała. Nie chciała urwać kontaktu. To musiał być znak. Tomek mógł być dla niej jedynie wymówką do zapisania ci kontaktu do siebie, aby nadal w twoich oczach dostrzegana była jaka niedostępna, trudna do zdobycia, ale jednocześnie miała możliwość, odrobinie nadziei, że się kiedyś do niej odezwiesz. Sama natomiast nie poprosiła cię o namiary na siebie, gdyż wyszło by na jaw, że się twoją osobą interesuje. Doskonale to rozegrała. To musiałeś jej przyznać. Uchwyciłeś kątem oka jak Tomek przysysa wargi do gwintu kolejnej butelki przeźroczystej cieczy pochłoniętej dzisiejszego ranka. Zgniótł plastik w ręce i jęknął, gdy dostrzegł, że płyn znajduje się już na samym dnie, a jego zapasy trafił szlag.  Dziwiłeś się, że jeszcze ani razu nie skomlał ci, że potrzebny jest mu postój na szybką wyprawę do toalety. Przyswoił dziś dobre 5 opakowań.  Pastwiłeś się nieco nad jego osobą, ale zamilkłeś, kiedy otrzymałeś uderzenie w tył głowy, a prościej mówiąc w potylice wymierzone z jego otwartej dłoni.  Nagle jakby cię oświeciło. Lampka zabłysnęła nad twoją głową, a twoje spojrzenie wtopiłeś w twarz przyjaciela.
         — Co się tak gapisz jak łysy na grzebień? — rzucił brunet, rejestrując twój wzrok.
         — Zdradziłeś jej cały mój plan. Stąd wiedziała co chcę z nią zrobić i zamknęła mnie w tym pokoju. —parsknąłeś pewny siebie, oblewając go podejrzeniami.
       — Kamil, błagam cię. Nie trzeba znać twojego planu, aby zauważyć, że chcesz ją przelecieć. — wywrócił podirytowany oczami.
         — Co ty pleciesz? Przecież się z tym doskonale maskuję. 
        — Przestań.  — wypowiedział ostro. — Swoją drogą nie pamiętam, abyś tak starał się o jakaś laskę. Tu coś wisi.—poruszył znacząco brwiami.
         — Bo nie jest tak uległa jak wszystkie. Jest intrygująca.— rzekłeś z delikatnym uśmiechem.— Co niby?
         — Kupidynek wisi.—zaprezentował ci swoje śnieżnobiałe uzębienie w całej okazałości.
         — Co kurwa?! Tytus, przymknij się, bo kac najlepiej na twój mózg nie działa. 
Przyjmujący roześmiał się głośno na twoje słowa i pokiwał palcem, studząc cisnące się na twoje usta riposty na jego temat. Mimowolnie kąciki twoich ust powędrowały na wyżyny, kiedy błękitne oczy ujrzały znajomy teren, co oznaczało, że już niebawem nie będziesz musiał słuchać tych bredni. Ty i miłość? Do tego w tak krótkim czasie? Przecież to brzmiało jak początek dobrze zapowiadającej się komedii. Nigdy nie zaznałeś smaku tego uczucia. Nie doświadczyłeś jej na własnej skórze i nie zanosiło się na to, aby w twoim życiu pod tym względem miał nastąpić przełom. 
                                                                                                                                                  
                                                                                                                            ❤
Hello! ^^
Dzisiaj nic spektakularnego się tutaj nie działo, ale mam nadzieję, że ta część i tak przypadnie Wam do gustu jak poprzednie ;)  Bardziej skupiłam się tutaj na ukazaniu bólu Tomka po wczorajszej nocy, ale chyba nie będziecie na to narzekać :D Od tej części będzie coraz ciężej. Zaczyna się zmierzanie pod górkę, ale mam nadzieję, że podołam ;)  Cieszę się bardzo z przebiegu trzeciego turnieju  Ligi Narodów :3 Mamy lidera Kochane <3 Całuję i do zobaczenia ;*
PS: Arczi na Was czeka ^^ Kto nie zaglądał niech klika >>Elapsing time<<



        
           

wtorek, 5 czerwca 2018

002

     Zagłębiłeś się we wnętrzu sali dyskotekowej i omiotłeś wzrokiem otoczenie. Prychnąłeś pod nosem, lustrując błękitnymi tęczówkami sylwetkę przyjaciela znajdującą się na parkiecie przy miedzianowłosej. Przyjmujący zwinnie okręcał wokół własnej osi zanoszącą się chichotem Marcelinę, sam uśmiechając się nikle pod nosem. Jej długie włosy co rusz odrywały się od pleców i na nie opadały. Poruszała się płynnie i z niebywałą lekkością. Jej nogi wydłużone optycznie przez wysokie, czarne szpilki prezentowały się niesamowicie. Aż zapragnąłeś sunąć po nich dłonią, aby poczuć pod opuszkami palców jej jedwabną skórę.  Twojej uwadze nie uszedł fakt, że świetnie bawiła się w towarzystwie Mistrza Świata i całkowicie pochłonął ją taniec. Byłeś nieco niepocieszony tym spostrzeżeniem. A wręcz zazdrościłeś brunetowi tego, że tak dobrze dogadywał się z kelnerką. Obawiałeś się, że owinie go sobie wokół paca i wyciągnie od niego cały twój plan. Liczyłeś jednak na to, że Tomek nie wyjawi jej twojego schematu działania, że nawet alkohol nie będzie mu w stanie wybić z głowy lojalności. Zrezygnowany powędrowałeś do baru i przysiadłeś na jednym z wysokich krzeseł, przywołując do siebie barmana.  Po chwili pochłonąłeś kieliszek przeźroczystej cieczy i skrzywiłeś się delikatnie. Po kolejnej porcji zjawiłeś się pośród obecnych na placu tanecznym ludzi i podrygiwałeś do rytmów wydostających się z pod rąk DJ'a. Ułożyłeś dłonie na brzuchu znajdującej się przed tobą przedstawicielki płci pięknej i otarłeś się o jej biodra, uśmiechając cwanie pod nosem. Brunetka wzniosła dłonie ku górze i okręciła się na pięcie, odwracając do ciebie przodem. Wykrzywiła usta w słodkim uśmiechu i zarzuciła rękę na twoją szyję, poddając rytmowi muzyki. Ty także nie pozostałeś jej dłużny i poruszałeś najlepiej na tyle ile tylko było cię stać. Kątem oka zerknąłeś w stronę Tytusa i jego partnerki. Jego dłonie spoczywały na jej biodrach, a ona kołysała nimi zmysłowo na boki. Mięśnie zgromadzone w całym twoim mierzącym metr dziewięćdziesiąt ciele napięły się momentalnie i maksymalnie.  Szepnąłeś obecnej na przeciwko ciebie dziewczynie "przepraszam" i podreptałeś w kierunku najciekawszej pary znajdującej się na parkiecie. Przystanąłeś obok nich, wnosząc znacznie kąciki ust i obdarowując ich figlarnym uśmiechem:
        — Odbijany!
Przechwyciłeś z rąk Tomka dziewczynę i spostrzegłeś jej błagalne spojrzenie w stronę twojego współlokatora z pokoju. Czy ona naprawdę uważała cię za tak beznadziejnego? Przecież nawet nie dała ci szansy poznania się. Od razu odwinęła ci w policzek solidny cios, sprzedając zimny, orzeźwiający prysznic. Może chciała cie ocucić, że wcale nie jesteś taki majestatyczny jak ci się wydawało?  Nie chciałeś teraz snuć na ten temat refakcji. Pragnąłeś całą swoją uwagę skupić na jej osobie i rozkoszować się chwilą spędzonego wspólnie czasu. Zmarnowałeś zdecydowanie za wiele. Musiałeś zacząć działać.
      — To nie IKEA, ty tu nie rządzisz.— mruknęła naburmuszona.
      —  Zabawna jesteś, naprawdę.— zaśmiałeś się pod nosem.
Pokręciłeś z niedowierzaniem głową i zakręciłeś ją energicznie, przyciągając do siebie gwałtownie. Zachwiała się na szpilkach i delikatnie opadła w twoje ramiona, odnajdując twoje oczy. Trwałeś z nią tak dłuższą chwilą. Zawieszony, połączony niemęczącym kontaktem wzrokowym. Chłonąłeś jej łapczywie jej szmaragdowe tęczówki połyskujące na różnorakie barwy za sprawą oświetlenia w pomieszczeniu zmieniającego się w ekspresowym tempie. Po dłuższym momencie jakby wyrwała się z transu i stanęła na równe nogi, wyplatając się z twojego uścisku. Czułeś, że ta wymiana spojrzeń coś przerwała. Coś zmieniła. Przekonałeś się o tym już kilka sekund później, kiedy do dynamicznej piosenki Mario Bischin'a  Wojciechowska odwróciła się do ciebie plecami i przymknęła powieki, oddając się w sidła żywiołu. Ocierała się zmysłowo swoimi biodrami o  materiał twoich ciemnych dżinsów i  wymachiwała włosami niczym szalona. Wodziłeś dłońmi po tkaninie jej czarnej sukienki lekko sięgającej za tyłek, rozpływając się nad jej zupełnie innym obliczem niż tym zaprezentowanym ci wczorajszego ranka. Powoli zaczynałeś żałować, że to ostatnie chwile spędzone w tym hotelu. Rozgryzłeś ją. Zgrywała niedostępną, twardą, abyś się nieco postarał. Nie zamierzała zaciągnąć się do łóżka tak łatwo. Złapałeś ją za rękę i pociągnąłeś w stronę baru. Schłodziłeś gardło zimną, kolorową cieczą i oparłeś ramiona po bokach dziewczyny, zmniejszając nieco dzielący was dystans. Marcelina pociągnęła łyk alkoholu sprezentowanego jej przez ciebie przez czarną słomkę i przegryzła ponętnie krwisto czerwone usta. Ogarnęła niedbały kosmyk opadający jej na czoło i zamrugała kokieteryjnie kilkukrotnie rzęsami. Nie wytrzymałeś. Była zbyt uwodzicielska. Zbyt cię pociągała. Wpiłeś się zachłannie w jej aksamitne wargi, nachylając się znacznie do przodu. Odczuwałeś wyraźny posmak pomarańczy zmieszanej z wódką, co sprawiło, że jeszcze odważniej wtargnąłeś do jej buzi, drażniąc językiem jej podniebienie. Dyskretnie wsunęła dłoń pod twoją koszulę i powędrowała ją niżej, a następnie zatrzymała na gumce od bokserek. Cholera! Tak bardzo jej pragnąłeś.
      — Nie żeby coś, ale możecie to robić w nieco bardziej ustrojonym miejscu. —rzucił Fornal wlewający w siebie kieliszek wódki.— Od razu lepiej. — mrugnął do siebie.
Odsunąłeś się od  20-latki i zmierzyłeś przyjaciela bacznym wzrokiem. Pokręciłeś z dezaprobatą głową, obserwując jak mężczyzna za ladą wypełnia naczynie kolejną porcją  czystej. 
        — Próbujesz zapomnieć o Kindze? — zagaiłeś do bruneta, prychając pod nosem.
        —  Kim jest Kinga? — wzniosła pytająco brew Marcelina, przypatrując się twojemu przyjacielowi. — Mów natychmiast!
        — Dzięki wielkie, Kamilku. — szepnąłeś w jego kierunku.
Mimowolnie zachichotałeś pod nosem na jego słowa i przysłuchiwałeś się jak wzdycha głośno, przybliżając pokrótce tą historię twojej towarzyszce.  Po zakończeniu wzniósł kieliszek ku górze i mrugnął porozumiewawczo do kogoś za twoimi plecami.
         — Rybciaaaa, come here!— zawył donośnie, raniąc twoje uszy.
Po chwili obserwowałeś jak pochłania kolejną kolejkę tym razem w towarzystwie przyjmującego. Miałeś mętlik. Zostawić Fornala tutaj i doprowadzić do jego zalania w trupa czy może skorzystać z okazji i zaprosić Marcelinę do pokoju? Potarłeś palcami skronie i jęknąłeś cicho, kiedy Wojciechowska niby przypadkowo przejechała dłonią po twoim kroczu. Chyba zdążyła zauważyć jaki wpływ na ciebie ma. Nie byłeś w stanie podjąć racjonalnej decyzji, kiedy ona znajdowała się tak blisko. Twoje ciało wołało o znalezienie się nad jej w zaciszu twojego lokum. Klepnąłeś w ramie Rybickiego, prosząc o opiekę nad przyjacielem i zaciągnąłeś miedzianowłosą w stronę wyjścia. Po chwili przylgnąłeś do jej warg, popychając ją na fakturę drzwi. Zagłębiłeś dłoń pod jej sukienką i sunąłeś ją po jej jedwabistej skórze uda. Przekręciłeś pośpiesznie klucz w zamku i wepchnąłeś dziewczynę do wnętrza pokoju. Marcela strąciła cię na łóżko i pośpiesznie skierowała w stronę drzwi, po czym odwróciła głowę w twoim kierunku. Wiedziałeś, że ten przebiegły uśmiech zapamiętasz na dłuższy czas. Do twoich uszu dotarł szczęk w zamku. Twoje ciało zalała irytacja. Twój cel właśnie się od ciebie oddalił. Zniknął za drugą stroną drzwiami. Perfidnie złapała cię w pułapkę. Zabawiła się. Tak jak ty miałeś to zwyczaj czynić, Kamilu Droszyński.

***
     Zadowolona z siebie wkroczyłaś ponownie do pomieszczenia pełniącego dziś rolę klubu. Okręcałaś na palcu kluczyk z wygrawerowanym numerem 110 i ułożyłaś go wprost przed Fornalem. Przyjmujący uniósł głowę z lady i wlepił w ciebie spojrzenie siwo błękitnych tęczówek, które w obecnym momencie były niespotykanie zamglone i  niewyraźne. Ich barwa nie była tak intensywna jak zazwyczaj a stała za tym za pewne ilość alkoholu pochłonięta przez tego dwumetrowego mężczyznę. Opadłaś na wolne obok miejsce i potarłaś go pokrzepiająco po ramieniu, wysilając się na słaby uśmiech.
        — Ona naprawdę tyle dla ciebie znaczy?-wypowiedziałaś ostrożnie, nie spuszczając wzroku z jego twarzy.
Skinął jedynie głową, a ty poczułaś jak żal ogarnia twoje serce. Krajało ci się ono, gdy podziwiałaś go w takim stanie. Nie mogłaś na niego patrzeć, kiedy był aż tak bezsilny wobec władającego nim bólu, że aż upijał się do nie przytomności. Był tak bezsilny wobec cierpienia jakie go wypełniało. Chciał uciszyć targające nim uczucia do dziewczyny noszącej imię Kinga. Nie rozumiałaś jak ta kobieta mogła wybrać kogoś innego niż jego skoro tak mocno ją kochał. Nie znałaś wszystkich szczegółów. Nie miałaś prawa ich znać po takim krótkim czasie znajomości z siatkarzem, ale widziałaś te pokłady miłości w jego osobie. Znaczyła dla niego wiele, skoro nie otrząsnął się po jej stracie, jej odejściu do innego. 
       — Tomasz, coś ty ze sobą zrobił?!-starszy znacznie mężczyzna załamał ręce nad obecną formą zawodnika.—  Jezu! A to dopiero początek...
         —  Niech mu pan wybaczy. Miał dziś gorszy dzień.— wstawiłaś się za Tomkiem.
         — No niech ci będzie. Odpuszczę mu, ale lepiej niech już stąd znika.
         — Rybciaaaa!
         — Ktoś mnie wołał?-stawił się obok ciebie wysoki blondyn.
        —  Bierz, że go!
Takim oto sposobem wraz z pomocą Kuby zataszczyłaś wpółprzytomnego bruneta pod drzwi jego zacisza. Czułaś na sobie morderczy wzrok Droszyńskiego, kiedy tylko rozwarłaś drzwi szerzej, aby kolega Fornala mógł go zatargać na łóżko. Nie odważyłaś się na niego spojrzeć. A może wręcz nie chciałaś tego robić. Pośpiesznie opuściłaś pokój i podziękowałaś Kubie, życząc mu dobrej nocy.  

     ❤
Hejka! ^^
Mam nadzieję, że częstotliwość rozdziałów nie daje Wam popalić :D Korzystam z weny i wakacji póki mogę :D Jeżeli ktoś nie nadąża to proszę mówić ;) Po raz pierwszy macie spojrzenie Marceliny. Będzie się ono pojawiać jeszcze, ale nie wiem za bardzo w jakiej częstotliwości. Czas pokaże ;) Czyją perspektywę wolicie Wy? :D Było blisko Kamilku, nawet bardzo, ale coś nie pykło XD  Całuję i do zobaczenia ;*

sobota, 2 czerwca 2018

001

     Naciągnąłeś na nagi tors kobaltową koszulkę z usytuowaną na plecach nazwą klubu do jakiego przynależałeś i przeczesałeś palcami jasne włosy. Spojrzałeś jeszcze przelotnie na Fornala spoczywającego nadal pośród śnieżnobiałej pościeli i pokręciłeś z niedowierzaniem głową. Zaśmiałeś się głośno, kiedy jego telefon nagle się wybudził i wydał z siebie znienawidzoną przez przyjmującego melodię, oświadczając porę opuszczenia łóżka po raz kolejny. Właściciel urządzenia jęknął przeciągle i nałożył na głowę poduszkę, wyłączając alarm o ile się nie myliłeś po raz piąty. Podreptałeś do posłania współlokatora i podniosłeś pierzynę z jego głowy, spoglądając na niego rozbawiony.  
       —  Kacyk męczy. Oj oj.— wydąłeś dolną wargę, udając przejętego stanem przyjaciela.
       —  Nie, kac. Nie mogłem spać w nocy. Myślałem o Kindze. — westchnął, przewracając się na plecy i wbijając wzrok w sufit.
      —  Tomek, weź przestań. Jesteś młody, przystojny. Kobiety na ciebie lecą, a ty się przejmujesz jakąś jedną. Zabaw się i o niej zapomnij. — poklepałeś bruneta pokrzepiająco po ramieniu, posyłając łagodny uśmiech. — A teraz zbieraj się na śniadanie, bo Prygiel nieźle ci nakopie dupsko jak się spóźnisz. 
        — A ja myślałem, że to Bicek jest największym ruchaczem w naszych szeregach.— zachichotał Tytus, stawiając stopy na podłodze.— Kamil, ty tego nie zrozumiesz. Serce, które raz pokochało będzie tą osobę pamiętać zawsze.— wypowiedział, uśmiechając się blado.­­­­­
 Zmierzyłeś przyjaciela wzrokiem i zamknąłeś za sobą drzwi. Nie odpowiedziałeś. Nie wiedziałeś co. To prawda. Nie rozumiałeś go. Nigdy w życiu nie byłeś zakochany. Dlaczego? Nie miałeś pojęcia. Szczerze powiedziawszy nigdy się nad tym nie zastanawiałeś. Może zaważył na tym fakt, że kobiety traktowałeś tylko i wyłącznie jako rozrywkę. Stwierdzić należało, że Kamil Droszyński chyba  nie posiadał uczuć. Świetnie żyło ci się jako singiel, kiedy nie musiałeś dzielić łóżka z żadną niewiastą.  Zbiegłeś po schodach i stawiłeś się w sporych rozmiarów pomieszczeniu, które pełniło rolę restauracji dla hotelowych gości. Podszedłeś do podłużnego stołu, przy którym obecny był już sztab szkoleniowy na czele z kilkoma zawodnikami i opadłeś na wolne miejsce obok Norberta. Środkowy odwrócił twarz w twoim kierunku i posłał ci szeroki uśmiech, witając się z tobą uściskiem dłoni. Przeglądałeś oprawione w wiśniową okładkę menu, wdając się w konwersację z 19-latkiem. Ostatecznie zdecydowałeś się na omlet i sałatkę grecką oraz Latte Macchiato. Przywołałeś do siebie kelnerkę, a kiedy zadarłeś głowę ku górze, odrywając wzrok od kartki papieru i przeniosłeś go na spoczywającą przed tobą dziewczynę zamarłeś. Marcelina poprawiła opadający na jej czoło kosmyk włosów i uśmiechnęła się do ciebie delikatnie, trzymając w prawej dłoni czarny długopis, oczekując na złożenie przez ciebie zamówienia. 
         — My się chyba jeszcze nie znamy, piękna. — mruknąłeś, pocierając palcami brodę i badając ją czujnym wzrokiem.
          —Co miałeś z geografii? — wlepiła w ciebie spojrzenie szmaragdowych tęczówek.
         — Cztery, a czemu pytasz?— nie kryłeś swojego zdezorientowania zadanym przez nią pytaniem.
          — Jak powiem "wypierdalaj" nie zabłądzisz?—zatrzepotała kilkukrotnie długimi rzęsami i uśmiechnęła się do ciebie sztucznie.
Wkraczający właśnie spokojnym krokiem do wnętrza lokalu Fornal parsknął głośnym śmiechem, sprawiając tym przywołanie kilkunastu par oczu na swoją osobę. Przeszyłeś go lodowatym spojrzeniem, dając mu tym do zrozumienia, że powinien zamilknąć i pośpiesznie  odwróciłeś głowę w stronę kelnerki.  Marcelina wykorzystała chwilę twojej nieuwagi i zniknęła. Zdziwiony spojrzałeś na brunetkę stojącą przed tobą i pośpiesznie podyktowałeś jej swoje zamówienie. Chłopcy tuż po jej odejściu zawyli głośno.
        — Zgasiła cię jak rosół kaca. — skomentował zaistniałą sytuację Huber.
        —Jak Pepsi pragnienie. — dołączył się do konwersacji milczący dotąd kapitan drużyny.
       —Jak...— otwierał już usta Fornal.
       —Zamknijcie japy.— wypowiedziałeś ostro.
Zawodnicy spojrzeli po sobie znacząco i posłusznie nie poruszali już tematu w jaki sposób potraktowała cię kelnerka. Trwałeś w ciszy, starając się stłumić targająca tobą irytację.

***
        Wykonałeś wraz z drużyną okrzyk klubowy i podskoczyłeś kilka razy, dogrzewając mięśnie tuż przed startem. Równomiernym truchtem wyruszyłeś wraz z pozostałymi zawodnikami przed siebie. Twój oddech po przebiegnięciu kilku metrów stał się zdecydowanie nie równy i płytki. W  nawet najmniejszym stopniu cię to nie dziwiło. Starałeś się to lekceważyć. Przecież nie było to czymś nadzwyczajnym po wznowieniu trenowania. Po mimo, że otaczały cię rozmowy, docinki, salwy śmiechu chłopaków i znajdowałeś się w ich towarzystwie to  jakby to do ciebie nie docierało. Niby znajdowałeś się ciałem pośród siatkarzy, ale tak naprawdę byłeś tam nieobecny. Twoje myśli krążyły wokół zupełnie czegoś, a raczej kogoś innego niż porannego joggingu. Nadal nie uszła z ciebie irytacja spowodowana sytuacją z kelnerką. Kobiety zazwyczaj samej ubiegały o twoje zainteresowanie czy poświęcenie im choć odrobiny twojej uwagi. Lgnęły do ciebie jak pszczoły do miodu. Bardzo często miały miejsce momenty, kiedy nie mogłeś się od nich odpędzić. Nic dziwnego skoro zdawałeś sobie sprawę ze swojego uroku osobistego i tego w jaki sposób potrafi on zadziałać na płeć przeciwną. A teraz gdy to ty zdecydowałeś się wysłać pierwszy sygnał zaciekawienia osobą miedzianowłosej w jej kierunku zostałeś najzwyczajniej w świecie spławiony. Nie mogłeś sobie pozwolić na takie traktowanie przez Miarceliny. To na ciebie polowano i to ty decydowałeś czy pozwolisz się poddać amunicji czy nie, a nie czy twój obiekt opuści zarzucone przez ciebie na niego sieci czy nie. Najbardziej jednak nie pasowało ci to, że zrobiła to publicznie, że wszyscy członkowie zespołu widzieli jak ta panna gasi cię niczym tlącą się zapałkę.  Jak zdmuchuje rozprzestrzeniający się coraz bardziej płomień jednym podmuchem. Jednak ty wiedziałeś, że tak szybko się ciebie nie pozbędzie. Uczynisz wyjątek i nieco się przy niej natrudzisz, a one wpadnie w twoje sidła szybciej niż jej się wydaję. Otumanisz ją sobą. Mimo wszystko jednak ta iskierka buntu w niej nieco ci się spodobała i sprawiła, że w twoich oczach zyskała miano jeszcze bardziej atrakcyjnej niż wczorajszego dnia. Już widziałeś oczami wyobraźni co uczynisz z nią, kiedy jej cało tylko zetknie się z materacem twojego łóżka. Wiedziałeś, że nie będzie tego żałować, że z każdym twoim dotykiem będzie łaknęła więcej, że wnętrze twojego pokoju wypełni się jej odgłosami zadowolenia.  Pogrążony w reelekcjach nad dziewczyną z szafirowymi oczami nie spostrzegłeś utkwionego w tobie bacznego spojrzenia bruneta. Przyjmujący od dłuższej chwili rozważał powód dla jakiego milczysz od samego opuszczenia zakwaterowania  i sprawiasz wrażenie wykonującego wszystko machinalnie.
         — Co zrobiłeś Marcelinie? — zagaił do ciebie uśmiechający się niewinnie Tytus.
        — Głupio pytasz. Przecież dobrze wiesz, że nic. — odparłeś, nie obdarowując go nawet spojrzeniem.
        — Stary, ona cię ośmieszyła przed całą drużyną. Musiała mieć jakiś powód. — kontynuował temat Fornal.
        — Nie musisz mi tego uświadamiać. Doskonale zdaję sobie z tego sprawę. — wycedziłeś przez zaciśnięte zęby.
        — Stary, spokojnie. —uniósł dłonie w geście obrony. — Dalej się gniewasz?
       —  Pojebało cię?— spojrzałeś na niego z uniesioną brwią. — Nie jestem jakąś panienką co ujebuje focha o pierdoły.—zaśmiałeś się.
       — W takim razie jaki jest plan? — uśmiechnął się do ciebie wymownie.
Wzruszyłeś ramionami i wyjaśniłeś, że improwizacja nigdy cię nie zawiodła. Wsłuchując się w głos przyjaciela opowiadający o bieżących kontaktach z Wojciechowską, bo jak się od niego dowiedziałeś, takie nazwisko nosiła kelnerka, wykonywałeś komendy trenera wychowania fizycznego. Zmieniałeś trucht na maksymalny sprint, wykonywałeś ćwiczenia na kolana czy staw skokowy. Wyczerpany przekroczyłeś próg budynku pozbawiony prawie czucia w nogach i opadłeś na fotel w holu.

 ❤
Hello! ^^ 
Cieszę się bardzo, że prolog jak zauważyłam przypadł Wam do gustu i zostaniecie tutaj ze mną, aby śledzić losy Kamila i Marceli :D  Mam jednak nadzieję, że znacznie więcej Was wyrazi opinię o tym rozdziale w komentarzu, gdyż anonimowo też to można robić, a mnie to napędza do pisania dalszych części :3 Wspaniałe widowisko dzisiaj jakim było spotkanie Polska-Francja ❤  Jeżeli ktoś chce  być informowany o nowościach na tym blogu to niech zostawi tutaj w komentarzu coś do siebie lub napisze na gg :39313378 ;) Całuję i do zobaczenia ;*