sobota, 22 czerwca 2019

002


    Po niespełna trzech godzinach lotu za zaokrąglonym oknem zamiast zarysów kłębiastych chmur ujrzałeś panoramę miasta rozciągającą się pod solidną maszyną. Chwilę później miałeś przyjemność odczuwać już grunt pod stopami, co niezmiernie cię ucieszyło. Ciągnąłeś za sobą walizkę, omiatając wzrokiem wnętrze lotniska, które pękało w szwach od nadmiernej ilości ludzi. Pokonałeś sznury turystów oraz miejscowych, którzy przybyli tutaj, aby odebrać bliskie im osoby i przed portem lotniczym natrafiłeś na upragnioną przez ciebie taksówkę. Po chwili twój rozbiegany wzrok wędrował od obiektu do obiektu, gdy w taryfie pokonywałeś odległość dzielącą cię od hotelu zabukowanego zaraz po ostatnim meczu rozegranym w sezonie 2022/2023. Straszy mężczyzna roześmiał się na twoje pochłonięcie stolicą Francji i okręcając zwinnie kierownicą podzielił się z tobą kilka ciekawostkami na temat tego miejsca oraz anegdotkami napotkanych turystów. Posłałeś mu wdzięczny uśmiech i wydobyłeś z czarnego, skórzanego portfela odpowiednia kwotę, wręczając mu ją do ręki. Taksówkarz uraczył cię serdecznym uśmiechem i życzył miłego pobytu, na co skinąłeś głową w ramach podziękowania. Jednak gdy samochód zaczął oddalać się od budynku o potężnych rozmiarach nagle się ocknąłeś i popędziłeś za nim, machając chaotycznie dłońmi przed maską. Francuz posłusznie się zatrzymał, a ty drapiąc się po karku przeprosiłeś go ze zmieszaniem, bowiem twój bagaż nadal znajdował się w bagażniku.
     − Musi pan być potwornie czymś przejęty skoro zapomniał pan o swoim dobytku. −  skwitował całą sytuację kierowca.
     − Owszem, spotykam się dzisiaj z dziewczyną, której nie widziałem 6 lat. −  westchnąłeś głęboko, zatapiając palce we włosach i zaczesując je nerwowo do tyłu.
     − Powodzenia!−  poklepał cię pokrzepiająco o po ramieniu. −  Do widzenia lepiej nie będę mówił. − dodał, zanosząc się                               śmiechem.
     − Dziękuję. −  poszedłeś w jego ślady.
Pokręciłeś z dezaprobatą głową nad swoim zachowaniem i przekroczyłeś próg jednego z hoteli obsadzonych w centrum miasta. Zameldowałeś się przy ladzie, przybliżając przy pomocy angielskiego swoją osobę pani recepcjonistce. Brunetka zmierzyła cię uważnym wzrokiem i po uzupełnieniu czegoś w komputerowym zapisie podsunęła ci kartę, obwieszczając gdzie znajduje się twój pokój. Podziękowałeś kobiecie z delikatnym uśmiechem i wpakowałeś się do windy.
    −  We Francji to mnie jeszcze kurwa nie było. −  mruknąłeś pod nosem. −  I pomyśleć, że to z powodu kobiety. −  przewróciłeś oczami. −  Kamil, dziecko drogie co się z tobą stało?! −  żywo gestykulowałeś dłońmi do swojego odbicia w lustrze umieszczonym po twojej prawej stronie. – Czy ja sam do siebie gadam? Kurwa! −   uderzyłeś się z otwartej dłoni w czoło.
Zaśmiałeś się pod nosem ze swojej postawy i po usłyszeniu sygnału dźwiękowego opuściłeś dźwignię, pociągając za sobą walizkę. Wsunąłeś kartę w czytnik, uprzednio zerkając na numer wygrawerowany na dębowych drzwiach i odetchnąłeś z ulgą w momencie poczucia pod plecami miękkości materaca. Wreszcie mogłeś rozciągnąć każdy mięsień twojego ciała i zaznać odrobiny odpoczynku. Nie zamierzałeś jednak zwlekać z pojawieniem się w miejscu zamieszkania Marceliny. Po kilku minutach błogiego odprężenia przymknąłeś za sobą drzwi łazienki, uprzednio chwytając ubranie na zmianę oraz kilka innych niezbędnych rzeczy. Strugi chłodnej wody spływały po twoim wysportowanym ciele, pozwalając mu zaznać chwili wytchnienia oraz orzeźwienia czy rześkości. Wtarłeś we włosy szampon i pośpiesznie go spłukałeś wraz z pianą powstałą za sprawą żelu pod prysznic. Przepasałeś się bawełnianym ręcznikiem wokół bioder i przystanąłeś przed lustrem, badając wnikliwie swoje odbicie. Skinąłeś głową z satysfakcją i jedyne co poprawiłeś to pozbyłeś się owłosienia ze swojej klatki piersiowej, besztając się w myślach za zachowywanie jak rozochocona kobieta przed możliwym zbliżeniem fizycznym, jednak wolałeś być przygotowany na taką ewentualność, choć prawdopodobieństwo jej nastąpienia było znikome. Odziany w błękitną koszulę, podkreślająca kolor twoich tęczówek  oraz uwydatniająca partię mięśni nad jakimi pracowałeś długimi miesiącami oraz w białe spodnie zjawiłeś się w taxi, wybierając ze spisu kontaktów zdjęcie bruneta odzianego w koszulkę reprezentacji Polski.
     − Samolot się nie rozbił? Głupi jednak mają szczęście. −  powitał cię sarkastycznym tonem głosu.
     − Tytus, ja jeszcze mogę równie szybko zjawić się w Polsce i nakopać ci tą krakowską dupę, że Kinga użytku z niej już nie                  zrobi. −  zripostowałeś go.
     − Oj, cichaj już tam, Droszyński. −   mruknął do słuchawki Fornal. − Dobrze, że żyjesz, a dzwonisz, bo…?
     − Jestem w stu procentach pewny, że ona tam mieszka?
     − Yep, Kamilku.
     − No dobra. To działamy.
     −  Za nim się rozłączysz to…?
     − To co?
     − Kupidynek wisi! Pamiętaj o tym, Kamilku!
     − Idź bo jak ci…
Po mimo, że Tomasz często powtarzał to stwierdzenie na dystansie kilku ostatnich lat ono nadal cię drażniło i wzburzało jak nic ani nikt inny. Może z wyjątkiem rodzicielki, której ubolewać się zdarzało nad twoim potraktowaniem Wojciechowskiej. Po 20 minutach jazdy przystanąłeś przed jednym z paryskich bloków i przełknąłeś głośno ślinę, wypowiadając głośno i z przejęciem:
      − Cholera!
Wtem uświadomiłeś sobie, że to naprawdę się dzieję, że naprawdę jesteś w Paryżu, że naprawdę przyleciałeś tu dla niej by wszystko naprawić, że naprawdę Marcelina Wojciechowska ci się zdarzyła, że naprawdę dziewczyna mieszkającą tutaj odmieniła twoje życie, a co najważniejsze odmieniła ciebie, Kamilu. Rozpiąłeś najwyżej znajdujący się guzik na koszuli, luzując kołnierzyk, bowiem duszności uderzyły w ciebie równie mocno jak wspomnienia miedzianowłosej przewijające się teraz przez twoją głowę niczym migawki sportowe. Wypuściłeś powietrze ze świstem i zacisnąłeś dłonie w pięści, zapewniając samego siebie wewnątrz, że dasz radę, że podołasz, że nie wylecisz z tego państwa bez satysfakcjonujących cię rezultatów. Wemknąłeś się do klatki schodowej, gdy kobieta jak przypuszczałeś około czterdziestu lat z reklamówkami powędrowała do jednego z samochodów. Odczytałeś dla pewności z listy numer mieszkania widniejący przy nazwisku dziewczyny i podjąłeś się pokonania pliku schodów. Naparłeś dłonią na dzwonek i wsparty nią o ścianę nerwowo bębniłeś palcami, oczekując rozwarcia się drzwi. Gdy klamka wydała z siebie charakterystyczny dźwięk twój oddech momentalnie przeszedł transformację i stał się zadziwiająco płytki. Serce kołatało ci w piersi, obijając się o mostek. Nie miałeś pojęcia, że można się tak kiedykolwiek denerwować. Zdezorientowany wlepiłeś spojrzenie błękitnych tęczówek w niską istotkę spoczywającą przy drzwiach, które chwilę temu się otworzyły. Długie, miedziane kaskady opadały na jej ramiona oraz plecy, a niebieskie oczęta spoglądały na ciebie z niepewnością i strachem. Mogłeś przysiąc, że ich barwa nie należała do najczęściej spotykanych, a to mogło naprowadzić cię na tylko jeden tor myślenia.
     − Mamo, co to za mężczyzna? −  wydobyła z siebie donośnym głosem mała dziewczynka.  
     − Ile razy mówiłam, żebyś nie otwierała… −  do twoich uszu dobiegł przesiąknięty pretensją, melodyjny ton znajomego ci głosu. − Obcym. −  dokończyła, zjawiając się obok dziecka i podnosząc na ciebie wzrok pełen zdumienia i niedowierzania. −  Kamil?!-wykrzyknęła oszołomiona, rozwierając usta i mrugając kilkukrotnie, aby zapewne się upewnić czy widzi odpowiednią osobę na miejscu, w którym stałeś.
     − Kruszynko, ile masz lat? −  przykucnąłeś przy miedzianowłosej, przyozdabiając usta w najszerszy uśmiech na jaki było cię stać, aby zdobyć jej zaufanie i nawiązując z nią kontakt wzrokowy.
      − Tyle. −  odparła młodsza przedstawicielka płci pięknej, pokazując pięć palców z prawej dłoni oraz jeden z lewej.
      − Kamil… −  rozpoczęła łagodnie Marcelina, otulając się nerwowo rozsunięta bluzą.

Witam ponownie w tej jakże smutny dzień dla fanów siatkówki, którzy związani byli z PGE Skrą, lecz nie tylko :(  Nie wiem co na ten temat powiedzieć, ale zaznaczę tylko, że jest mi cholernie smutno i jeszcze nadal w to nie wierzę :/ Pierwszy sezon PlusLigii i  mój pierwszy z PGE Skrą był właśnie z Miguelem, który w pierwszym roku trenerki sięgnął po MP <3 Lepiej przygody z tym klubem rozpocząć nie mogłam :3 <3 Wracając do rozdziału... Kamil dotarł do Paryża i widać, że stres tym spotkaniem nie jest u niego znikomy :D W końcu napotkał na swojej drodze Marcelinę i chyba domyślił się prawdy. Jak ją zniesie? Co zrobi Marcela? Dowiecie się w środę ;)  Publikacje w środę i weeekend Wam odpowiadają? ^^ Całuję i do zobaczenia ;*
PS: Dedykuję ten rozdział Paulce, która czekała na tą drugą część losów Kamila i Marceliny oraz w dużym stopniu się do niej przyczyniła :3

4 komentarze:

  1. Kamil bez żadnych nieprzyjemnych niespodzianek pojawił się we Francji, aby wprowadzić w życie swój plan. Był tak zdenerwowany, że zapomniał o swoim bagażu, jednak w porę się ogarnął. Cóż, nie dziwię się, że targały nim takie emocje, w końcu musi zdawać sobie sprawę z tego, iż delikatnie mówiąc zawalił. Postanowił walczyć po upływie kilku dobrych lat, pytanie tylko co mu z tej walki przyjdzie? Jak na razie dotarł do mieszkania Marceliny i przeżył szok spoglądając na małą dziewczynkę, która otworzyła mu drzwi. Kamil głupi nie jest, na pewno dodał dwa do dwóch i połączył fakty... Marcelina na pewno nie spodziewała się go ujrzeć po tylu latach, więc jej reakcja jest jak najbardziej zrozumiała. Ciekawa jestem w jakiej atmosferze przebiegnie to spotkanie, dlatego czekam na nowość z niecierpliwością :)
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno jest tego świadomy 😋
      Zobaczymy czy Marcela się złamie czy też będzie twarda 😄 Po tym jakie strategie potrafił ułożyć na dziewczyny czy choćby samą Marcelinę widać, że jest inteligentny 😁
      Widzimy się w środę!
      Dziękuję i pozdrawiam 💓

      Usuń