Nie wiem czy pasuję, ale przy nim pisało mi się mega to zakończenie. Można się wczuć :3
Przylgnęłaś mocniej do ciała rodzicielki, szepcząc jej do ucha, że będziesz tęsknić. Starsza kobieta odsunęła się od ciebie i posłała ci ciepły uśmiech, gładząc dłonią twój policzek. Także wzniosłaś nikle kąciki ust i zostałaś zamknięta w stalowych objęciach ojca, który mówił ci, abyś uważała na siebie i czasem ich odwiedzała. Skinęłaś jedynie głową na jego słowa i musnęłaś ustami jego policzek w geście pożegnania. Po chwili przymknęłaś drzwi za rodzicami opuszczającymi twoje mieszkanie i westchnęłaś głośno, opierając się plecami o ich fakturę. Znowu zostałaś sama. Sama po raz ostatni w twoim lokum. Podreptałaś w kierunku łazienki i zrzuciłaś z siebie odzienie, sprawiając, że opadło na posadzkę. Zatrzasnęłaś za sobą drzwiczki kabiny prysznicowej i nanosiłaś na drobne ciało żel za pomocą gąbki. Jego słodka, arbuzowa woń otumaniła cię, a ciepły strumień wody rozluźni każdy mięsień w twoim ciele. Owinięta w biały ręcznik biegałaś po wnętrzu sypialni, opróżniając wnętrze szafy i szuflad w komodach, układając je w środku walizki. Resztę rzeczy dopakowałaś do pudełek walających się w niewielkim salonie i narzuciłaś na siebie przygotowany wcześniej zestaw. Sprintem zjawiłaś się przy drzwiach wejściowych, gdy dzwonek rozległ się po zaciszu mieszkania i ujrzałaś przed sobą opierającego się nonszalancko o framugę drzwi bruneta. Osunęłaś się na bok, aby mógł wejść i nawet nie zdążyłaś poderwać się z miejsca, kiedy jego silne ramiona opatuliły cię szczelnie. Wtuliłaś się w niego ufnie i skryłaś twarz w jego szarej bluzie. Otuliła cię intensywna woń jego perfum , którą zaciągnęłaś się łapczywie, chcąc zapamiętać ją na dłuższy czas a może i na zawsze. Pragnęłaś tu już nigdy nie powrócić. Nie przekroczyć granic Polski. Chciałaś uciec przed uczuciem jakie zakiełkowało w tobie względem blondyna. Jednak jedyną rzeczą, która cię tutaj trzymała był on. Twój przyjaciel. Załkałaś cicho w materiał jego ubrania i zadarłaś głowę ku górze, spoglądając mu głęboko w oczy. Jego siwo błękitne tęczówki zabłysnęły pod wpływem pojawiających się w nich łez. Nie wytrzymałaś. Wybuchłaś płaczem. Tomek przeniósł cię na kanapę i ułożył sobie na kolanach, gładząc dłonią twoje plecy.
— Maleńka, jesteś pewna, że tego chcesz? —wychrypiał tuż przy twoim uchu, a ty skinęłaś głową. — Ja nie chcę się z tobą rozstawać. —wypowiedział łamiącym się głosem.
Pękł. Tomasz Fornal pękł. Zadarłaś głowę z nad jego klatki piersiowej i poczułaś jak twoje serce łamie się na tysiące kawałeczków. Nie chciałaś go tutaj zostawiać, ale nie miałaś innego wyboru. Słona ciecz błądziła po waszych policzkach, a z gardeł wydobywał się cichy szloch. Nie sądziłaś, że będzie to dla ciebie takie trudne. To jak zżyłaś się z tym chłopakiem było dla ciebie nie do pojęcia. Niedawno wyliczyłaś, że przyjaźnicie się już nieco ponad dwa miesiące. Nie mieściło ci się w głowie. Znałaś go jedynie nieco ponad 60 dni, a czułaś jakby to były przeżyte razem pełne doświadczeń lata. Oparłaś głowę na jego ramieniu i przymknęłaś powieki, chcąc zakończyć tą karuzelę uczuć.
—Będę cię odwiedzał najczęściej jak się tylko da, obiecuję. —wyszeptał, składając pocałunek na twoim czole.
Uśmiechnęłaś się blado pod nosem i otarłaś dłonią ślady smutku na jego policzkach. Ostatnią noc w tym miejscu postanowiłaś właśnie spędzić w towarzystwie przyjmującego. Wyciągnęłaś z półki pod szklanym stolikiem album, który otrzymałaś od niego na 21 urodziny i rozłożyłaś na twoim oraz jego kolanie. Fornal wskazał palcem na jedno z pierwszych waszych zdjęć i zaniósł się głośnym śmiechem. Otrzymał od ciebie kuksańca tuż pod żebrami i popatrzyła na ciebie rozbawiony. Opierałaś się w dziwny sposób o ladę w ośrodku, gdzie odbyło się przedsezonowe zgrupowanie Czarnych i patrzyłaś na bruneta z dziwną miną. Kolejne wasze fotografię pochodziły z sesji koleżanki siatkarza i miały miejsce w Radomiu. Zaśmiałaś się pod nosem na widok wyrazu twarzy 20-latka:
—Serio byłam aż taka ciężka?
— Pozostawię to bez komentarza. —skwitował twój przyjaciel.
***
Pragnienie władające każdą twoją komórką ciała było nie do zniesienia. Od spoliczkowania przez miedzianowłosą wolałeś się jednak nie pojawiać pod jej blokiem, a tym bardziej drzwiami mieszkania. Pogodziłeś się już z tym, że z żadną przedstawicielką płci pięknej nie będziesz już w stanie wyprawiać tego w łóżku co wcześniej. Twoje pożądanie zatrzymało się względem Marceliny i musiało pozostać nieodwzajemnione. Nie potrafiłeś jej pokochać. Ty nie umiałeś kochać i byłeś przekonany, że nigdy się tego nie nauczysz. Spieprzyłeś tą znajomość, która mogła potoczyć się zupełnie inaczej. Wolałeś omijać Łódź szerokim łukiem. Wiedziałeś, że straciłeś w jej oczach. Zaprzepaściłeś swoją szansę na być może pierwszy w swoim życiu związek. Nadal podziwiałeś Wojciechowską za dostrzeżenie w tobie czegoś wartego uwagi. Z tego co słyszałeś od Tomka nie był to wcale twój urok. Ona zauważyła w tobie coś zupełnie innego. Wewnątrz wierzyła, że jesteś pełen pokładów dobroci, której nikt nie potrafił dotąd z ciebie wydobyć. Widziała światełko w tunelu. Nawet nie jednokrotnie chciała cię w jego kierunku poprowadzić, ale nie miała odwagi się za to zabrać, a twoje cholerne, nieprzemyślane i durne zachowanie ją w tym działaniu zniechęciło. Spoczywałeś na jednym z krzeseł przy ulubionym barze i sączyłeś zamówiony znacznie temu złocisty napój. Samotność na jaką się dzisiaj zdecydowałeś ułatwiała ci refleksje, których czasami nawet ty potrzebowałeś. Wyjście pozbawione osoby przyjmującego czy atakującego, z którym można było powiedzieć też się kumplowałeś zadziałało dla ciebie pozytywnie. Zamoczyłeś wargi w zimnym, chmielowym trunku i wpatrywałeś się tempo przed siebie. Nagle jakby cię olśniło.
— Już nigdy nie skrzywdzę tak żadnej kobiety. —mruknąłeś do siebie pod nosem.
— To dobrze, że Marcela na ciebie tak działa, ale może raczysz jej podziękować i jednocześnie pożegnać osobiście? —usłyszałeś znajomy, ciepły głos.
Zwróciłeś głowę w kierunku jego źródła i uśmiechnąłeś się nikle pod nosem, spostrzegając sylwetkę Tomka na krześle obok. Poklepałeś go dłonią po ramieniu i dopiłeś piwo do końca, zeskakując z siedzenia.
— Dobrze kminisz, ale nie zamierzam się jej pokazywać na oczy. — oświadczyłeś, przyglądając się jego twarzy.
— A jak ci powiem, że wylatuje i prawdopodobnie już nigdy jej nie zobaczysz? —uniósł pytająco brew, przypatrując ci się uważnie.
—Jak to?! — rzuciłeś zdziwiony zbyt głośniej niż zamierzałeś.
— Lotnisko w Warszawie. Leć. Ma jeszcze trochę czasu do odlotu. —powiedział z delikatnym uśmiechem.
— Piłem. —skrzywiłeś się, drapiąc po głowie.
— Taksówka już czeka. — uśmiechnął się szeroko w twoim kierunku. — Wiedziałem, że kupidynek wisi! — wydarł się za tobą, gdy pobiegłeś do wyjścia z lokalu i zatrzasnąłeś za sobą drzwi.
***
Nerwowym wzrokiem omiotłaś tarczę zegarka znajdującego się na lotnisku. Westchnęłaś głośno, czując dziwny niepokój wewnątrz siebie. Obawiałaś się, że coś będzie ci próbowało przeszkodzić w wylocie do stolicy Francji. Zachłysnęłaś się powietrzem, kiedy w zasięgu twojego wzroku pojawił się przedzierający się przez tłum ludzi, biegnący w twoją stronę blondyn. Pokręciłaś głową, wmawiając sobie, że masz jakieś omamy, że jego tu nie ma, że to twoja wyobraźnia. Twierdziłaś, że zbyt duże stężenie tęsknoty płata ci figle. Okręciłaś się na pięcie, plecami do miejsca, w którym dostrzegłaś rzekomą sylwetkę siatkarza i przymknęłaś powieki. Oddychałaś powoli, głęboko, starając się ochłonąć po poprzedniej sytuacji. Pisnęłaś głośno, otwierając oczy, kiedy poczułaś silny uścisk na nadgarstkach, za który odpowiadały smukłe palce oplatające je. Zadarłaś głowę ku górze i zamarłaś. To naprawdę był on. Rozgrywający chłonął błękitnymi tęczówkami twoją twarz, a ty nie byłaś w stanie wydusić z siebie ani słowa. Jego oczy przypominały ocean. Piękne, ale zdradliwe. Dla ciebie były wręcz niebezpieczne. Gdy zatonęłaś w nich pierwszy raz zapragnęłaś to uczynić znowu. Były zwierciadłem duszy. A w jego dało się dostrzec teraz tak wiele emocji. Przesiąknięte były błyskiem spowodowanym twoją obecnością tak blisko, pożądaniem rozlewającym się po nich czy też smutkiem. Zmarszczyłaś brwi. Nie rozumiałaś tego. Kamil Droszyński był smutny, ale przecież nie przejmował się innymi. Miał gdzieś wszystkich. Dla niego liczył się tylko czubek własnego nosa, własne potrzeby. Przegrałaś. Ułożyłaś dłoń na jego pokrytym zarostem policzku i zastygłaś z nim w kontakcie wzrokowym. Stanęłaś na czubkach palców i połączyłaś wasze usta ze sobą. Całowałaś go łagodnie, ostrożnie, bojąc się emocje przejmą nad twoim zachowaniem wodzę. Pogłębił pocałunek i przeniósł dłonie na twoje pośladki, dosuwając cię do siebie bliżej jednym stanowczym ruchem. Zawiesiłaś dłonie na jego szyi i poddałaś się całkowicie tej pieszczocie. Jego wargi miały posmak alkoholu. Tego samego, którym smakowały tej wrześniowej nocy. Wasze języki żyły własnym życiem. W końcu oderwał się od twoich ust i oparł swoje czoło o twoje. Spojrzałaś na niego oszołomiona. Nie docierało do ciebie to, że po takim długim czasie zasmakowałaś jego bliskości choć w najmniejszym stopniu. Nie wierzyłaś, że on się tu znajduje.
—Powinnaś coś wiedzieć, Marcelina.—jego głos otulił twoje uszy.
— Co takiego?—popatrzyłaś na niego zaciekawiona.
— W jakiś dziwny, pokręcony sposób jesteś dla mnie ważna.— dwoma palcami uniósł twój podbródek i spojrzał ci głęboko w oczy.— Nie wiem jakim cudem tego dokonałaś, ale zmieniłaś mnie. Porzuciłem sypianie z dziewczynami. Jedyne czego pragnę to Ty.
—Kamil, ale nie jesteś mi w stanie zagwarantować tego czego chcę. Kocham cię, ale ja pragnę czegoś innego. Marzę o tym by budzić się obok ciebie, zasypiać, przynosić i otrzymywać śniadanie do łóżka, być kochaną, abyś się o mnie troszczył, wspierał. Po prostu był.—tłumaczyłaś mu cierpliwie.
—Nawet nie wiesz jak bardzo chciałbym to dla ciebie zrobić, ale masz rację. Nie jestem w stanie. Nie potrafię kochać. —spuścił głowę, wbijając wzrok w swoje buty.
— Kamil, ja... Ja muszę już iść.—wyszeptałaś słabo.
Oparłaś głowę o chłodną szybę i płakałaś. Łkałaś cicho, pozwalając łzom spływać po twoich policzkach i rozmazywać twój makijaż. Przeklinałaś Droszyńskiego, że tutaj dotarł, że Fornal zapewne mu wypalał o twoich planach. Czułaś przeszywający twoją dusze ból. Wiedziałaś, że po spojrzeniu w te błękitne tęczówki ciężko ci będzie o nim zapomnieć. Jeszcze ciężej niż dotychczas, ale musiałaś tak postąpić. Tak będzie dla ciebie lepiej.
***
Przyłożyłaś do ust czerwony kubek i upiłaś ostatni łyk kofeinowego napoju, który miał cię pobudzić do funkcjonowania po większej części nocy spędzonej na papierkowej robocie. Położyłaś naczynie na stole i pokręciłaś z delikatnym uśmiechem na ustach głową, lustrując wzrokiem godzinę wskazywaną przez zegar na ścianie w kuchni. Jak zawsze była bliska spóźnienia, a ty jak miałaś to w zwyczaju postanowiłaś ją w tym utwierdzić.
—Marika! Zaraz się spóźnisz do szkoły!—krzyknęłaś w kierunku jej pokoju.
Chwilę później twoim szmaragdowym oczom ukazała się sześcioletnia dziewczynka wyłaniająca się zza białych drzwi, za którymi kryło się jej królestwo. Posłałaś jej promienny uśmiech i chwyciłaś szczotkę do włosów spoczywającą na kancie stołu. Przeczesywałaś starannie jej długie, lekko pofalowane włosy, których odcień odziedziczyła po tobie i zebrałaś je w wysokiego kucyka. Córka odwróciła się w twoim kierunku i musnęła ustami twój policzek w geście podziękowania, spoglądając na ciebie tymi przeszywającymi błękitnymi tęczówkami. Tą barwę mogła przejąć w genach tylko po jednej osobie. Pstryknęłaś ją w nos i ujęłaś jej rączkę w swoją dłoń, pociągając w kierunku drzwi. Spoczęła w foteliku na tylnym siedzeniu i przyglądało ci się z wesołym wyrazem twarzy, gdy zapinałaś ją pasami. Kilka minut po opuszczeniu parkingu przed blokiem uchwyciłaś jej urzekający, rozkoszny uśmiech w lusterku wstecznym i sama także wzniosłaś kąciki ust.
—Mamo, a gdzie jest mój tata? Co się z nim dzieje? Jaki on jest? — zaatakowała cię pytaniami niczym amunicją z karabinu.
— Złotko, twój tata mieszka w Polce i jest siatkarzem. — odparłaś, skręcając w prawo.—To trochę skomplikowane. Opowiem ci o nim jak dorośniesz, obiecuję.—posłałaś jej subtelny uśmiech. — A teraz zmykaj do szkoły. Kocham cię.—wypowiedziałaś i musnęłaś jej policzek, nadstawiając swój.
Marika pozostawiła na nim mokry ślad i pognała w kierunku budynku. Pokrzykiwałaś za nią, aby zwolniła, ale ta jedynie odwróciła się w twoim kierunku i wystawiła ci język. Zachichotałaś pod nosem, kręcąc z niedowierzaniem głową i opadłaś na fotel kierowcy, przymykając za sobą drzwi. Odchyliłaś głowę do tyłu i przymknęłaś powieki, wzdychając głośno. Temat Kamila nadal był dla ciebie trudny, a twoje oczko w głowie poruszało go kilka razy w trakcie tygodnia. Co miałaś jej powiedzieć? Twoje rozmyślenia przerwała piosenka rozbrzmiewająca po wnętrzu samochodu.
—Cześć Marcela!—wypowiedział entuzjastycznie do słuchawki przyjmujący.
—Hej Tomuś.— mruknęłaś niemrawo.
— Co się dzieje? — w tonie jego głosu wyczuwalne było zaniepokojenie.
— Marika bombarduje mnie pytaniami o tatusia. Co ja mam jej powiedzieć? Że jej ojciec to dupek i nie ma pojęcia o jej istnieniu?— powiedziałaś załamana, a w twoich oczach pojawiły się łzy.
— Wytrzymasz. Kiedyś musisz powiedzieć jej prawdę, ale nie teraz. — starał się ciebie uspokoić brunet.
— Nie wygadałeś się Kamilowi? Mam nadzieję. —rzuciłaś powątpiewająco.
— Nie no co ty, ale jeżeli już o nim mowa to...
—Muszę kończyć. Pa.— burknęłaś pośpiesznie i zakończyłaś połączenie.
***
Spojrzałeś zawiedziony na Tomka, który rozłożył bezradnie ręce, oświadczając ci, że się rozłączyła. Przyjaciel poklepał cię po ramieniu i oświadczył, że musi cię już opuścić. Skinąłeś jedynie głową i przymknąłeś za nim drzwi, zsuwając się po ich nawierzchni. Skryłeś twarz w swoich wielkich dłoniach i westchnąłeś głośno. Kochałeś ją. Fornal miał rację. Ten pieprzony kupidyn trafił w ciebie tą cholerną strzałą. Żałowałeś, że tak późno to do ciebie dotarło. Myliłeś się, widząc wszystkie docierające do ciebie bodźce odnoszące się do jej osoby jako elementy pożądania. Popełniłeś błąd, Kamilu Droszyński. Kosztujący cię niewiedzę o córce błąd.
~*~
Dziękuję Wam za wszystko, dziewczyny! :* Może i była przy tym opowiadaniu garstka komentarzy pod każdym z rozdziałów, ale widziałam jak równie mocno jak ja tworząca to zżyłyście się z tą historią, a to wiele dla mnie znaczy <3 Będę tęsknić za tą świetnie ukazaną przyjaźnią Tomka i Marceliny, za Kamilem zachowującym się skandalicznie czy Kingą będącą ślepą na uczucie Fornala :( Ta historia była w pewnym sensie wyjątkowa ;3 Cholernie ciężko pisało mi się jej niektóre momenty, ale podołałam, dałam radę, dobrnęłam do samego końca ;) Dziękuję z całego serca Paulce, która gnała na każdą część jakby się paliło i zawsze( albo przeważnie zawsze) była pierwsza! <3 Co by się nie działo, ona była <3 Jesteś kochana! :3 Miałam dwie wizję zakończenia ich losów. Pierwsza to ta ukazana wam wyżej druga, że Kamil ją pokocha i puści do Francji po mimo miłości by przez niego nie cierpiała. Teraz jednak dostrzegam, że połączyłam nieco chyba te dwie wersję ;) Ktoś spodziewał się małej Droszyńskiej? :D Całuję i zapraszam do śledzenia losów Mateusza & Oli >>Najważniejsze jest teraz i tu. Bo jutro wybudzimy się ze snu.<< oraz mojego nowego duetu z Paulką >>klik<< W roli głównej Michał Filip :D